Tydzień temu Liverpool przegrał z zamykającym tabelę Nottingham Forest. W tej kolejce przyszło im zmierzyć się ze znajdującym się w strefie spadkowej Leeds, które nie wygrało od końca sierpnia. Efekt? Pierwsza porażka na Anfield od marca 2021 roku.
Mecz rozpoczął się od indywidualnych błędów.
Najpierw Meslier wychodząc przed pole karne nie porozumiał się z Cooperem, ale Salah dopadając do piłki tuż przed linią końcową nie zdołał wykorzystać sytuacji. Jeszcze większy prezent rywalom podarował natomiast Joe Gomez niecelnie podając do Alissona. Wykorzystał to Rodrigo strzelając do pustej bramki. Obrońca The Reds popełnił błąd i nie ma tutaj wytłumaczenia, ale należy też docenić piłkarzy Leeds, którzy automatycznie doskoczyli do Gomeza ograniczając pole wyboru. I właśnie taka agresywna gra oraz szybka reakcja po stracie cechowała dzisiaj zespół Jessego Marscha. Na Anfield spotkało się dwóch niemieckich trenerów młodego pokolenia i mecz właśnie tak wyglądał. Dużo pojedynków, dobre tempo, gra od jednej do drugiej bramki. Liverpool po stracie gola szybko wyrównał dzięki Salahowi, ale całościowo nie przekonywał.
Liverpool nie był pierwszym zespołem z czołówki, który nie potrafił „uspokoić” Leeds. Zespół Jessego Marscha wygrał 3:0 z Chelsea, z Arsenalem zagrał naprawdę dobre spotkanie i tylko przez ogromną nieskuteczność przegrał 0:1, a dziś skutecznie zneutralizowali atuty Liverpoolu. Jurgen Klopp przy linii bocznej mógł czuć się, jakby jego zespół mierzył się z początkową wersją The Reds, tuż po jego przyjściu na Wyspy. Leeds przez większość czasu grało heavy-metalowy futbol, jaki kojarzymy z pierwszych lat pracy Kloppa w Liverpoolu. Zabiegali gospodarzy, którzy – już po raz kolejny – nie byli w stanie przejąć kontroli nad meczem.
Leeds spuchło dopiero pod koniec.
Taka intensywna gra, jakiej wymaga od swojego zespołu Jesse Marsch wiąże się z tym, że praktycznie niemożliwe jest grać na pełnych obrotach przez 90 minut. Leeds robiło sobie momenty przerwy oddając piłkę Liverpoolowi i ustawiając średni pressing, ale pod koniec spotkania nadszedł moment, w którym kibice zapewne zaczęli nerwowo spoglądać na zegar odmierzający czas gry. Gospodarze naciskali coraz mocniej, ale w ich atakach brakowało błysku. Zaryzykuję tezę, że gdyby Jurgen Klopp miał dziś do dyspozycji Luisa Diaza czy Diogo Jotę na zmianę zamiast próbować gonić wynik wprowadzając Jordana Hendersona i Curtisa Jonesa to Liverpool zdołałby strzelić zwycięskiego gola.
A tak bramkę na wagę trzech punktów strzelili goście. Liverpool się otworzył i wystarczył jeden atak, aby kończący jutro 21 lat Crysencio Summerville strzelił na 2:1. Lepszego prezentu na nadchodzące urodziny nie mógł sobie wymarzyć. The Reds przegrali na Anfield w Premier League po raz pierwszy od 7 marca 2021 roku. Pierwszą porażkę na tym stadionie w koszulce Liverpoolu poniósł natomiast Virgil van Dijk.
***
Fanów Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej