Liverpool przykładem, że czasem trening jest lepszy niż transfery

W poprzednim sezonie Liverpool pewnie sięgnął po mistrzostwo Anglii, pomimo że przed sezonem niewiele wskazywało na to, że to oni mogą triumfować. Przede wszystkim z zespołem pożegnał się Jurgen Klopp, a przychodzący na jego miejsce Arne Slot nie mógł liczyć na wiele nowych transferów. Jedynym pozyskanym zawodnikiem był Federico Chiesa, który i tak w mistrzowskiej kampanii The Reds odgrywał marginalną rolę. Holenderski szkoleniowiec musiał rzeźbić z tego, co zastał na Anfield i wyszło mu to niemal perfekcyjnie. Dlatego też przed obecnym sezonem, po wydaniu prawie 500 milionów euro, zespół Slota był wskazywany jako główny faworyt do sięgnięcia po kolejny tytuł mistrzowski. Początek rozgrywek pokazuje jednak, że będzie to o wiele trudniejsze niż mogło się wydawać.

Adaptacja nowych piłkarzy

– Czasami wydaje mi się, że jestem jedyną osobą w tym kraju, która wierzy w trening. Cała reszta wierzy w transfery – mówił Jurgen Klopp w 2015 roku na starcie pracy w Liverpoolu. Mimo, że od tych słów minęła już dekada, bardzo dobrze pasują one do obecnej sytuacji Liverpoolu. Co prawda, Niemiec wypowiadał je w kontekście zimowych wzmocnień, jednak podobna sytuacja może mieć miejsce przy letnich transferach. Mimo, że jest wówczas więcej czasu na adaptację i poznanie wymagań nowego trenera, to i tak przeważnie nowi zawodnicy – zwłaszcza sprowadzeni z innej ligi – potrzebują kilku tygodni czy nawet miesięcy, aby odpowiednio wkomponować się do nowego zespołu. Często bardziej racjonalna okazuje się zmiana sposobu gry czy roli poszczególnych graczy będących już w klubie.

REKLAMA

W letnim okienku transferowym do Liverpoolu przyszło pięciu nowych zawodników i jak na razie trudno oceniać ich pozytywnie. Najlepsze wrażenie pozostawia Hugo Ekitike, który ma na koncie sześć goli i jedną asystę we wszystkich rozgrywkach. Dwójka, za którą Liverpool dwukrotnie pobijał rekord transferowy Premier League – a więc Florian Wirtz i Alexander Isak – w lidze łącznie brała udział przy jednym trafieniu. Oczywiście Szwed trafił do klubu w trakcie sezonu, po okresie przygotowawczym, dlatego rozegrał tylko 429 minut. Niemniej jednak, przeprowadzając ten transfer The Reds musieli liczyć się z tym, że nie będzie on od początku w najwyższej formie.

Milos Kerkez – mimo, że gra regularnie w podstawowym składzie – niczym nie przypomina piłkarza z poprzedniego sezonu. Z kolei Jeremie Frimpong od początku sezonu zmaga się z urazami. Dotychczas rozegrał tylko 403 minuty we wszystkich rozgrywkach, z czego jedynie 84 w Premier League. Jednak, nawet jeśli jest zdrowy można odnieść wrażenie, że aktualnie jest on trzecim wyborem na pozycji prawego obrońcy, za Connorem Bradleyem i nominalnym środkowym pomocnikiem Dominikiem Szoboszlaiem.

Inne role i wymagania

Cała piątka nowych nabytków The Reds musiała zmierzyć się nie tylko z presją, która została na nich narzucona przez media po rekordowym oknie Liverpoolu, ale też nowymi wymaganiami. W swoich poprzednich klubach często funkcjonowali oni w innym systemie gry. W drużynie Eintrachtu, która nastawiała się głównie na szybkie ataki, Hugo Ekitike miał znacznie więcej wolnych przestrzeni. Z kolei w Liverpoolu Francuz częściej musi grać tyłem do bramki czy szukać sobie miejsca w polu karnym przy dośrodkowaniach. Mimo wszystko, on i tak najlepiej z całej piątki zdołał dostosować się do nowego zespołu. Znacznie gorzej radzi sobie Florian Wirtz, który w Bayerze Leverkusen grał na nieco innej pozycji i częściej otrzymywał piłkę w trzeciej tercji boiska.

Na innej pozycji musi grać też drugi były piłkarz Bayeru Jeremie Frimpong. Na wahadle Holender miał większą swobodę w ofensywie i jego braki w grze defensywnej nie były aż tak eksponowane. Ponadto częściej znajdował się w strefie ataku i rzadziej był odpowiedzialny za progresję piłki. Milos Kerkez natomiast w sposobie gry opartym na częstszym posiadaniu piłki wygląda o wiele gorzej. Jego braki techniczne są bardziej widoczne niż miało to miejsce w Bournemouth bazującym na wysokiej intensywności i szybkich atakach. Jak dotąd najtrudniej ocenić jak zmieni się rola Alexandra Isaka, który po braku okresu przygotowawczego, nie jest w najwyższej formie.

Liverpool wiele stracił na odejściach

Przy wszystkich transferach przychodzących The Reds nie można jednak zapominać też o odejściach. Latem Liverpool stracił przede wszystkim Trenta Alexandra-Arnolda. Nowy zawodnik Realu to piłkarz unikalny na swojej pozycji. Grając na prawej obronie Anglik wcielał się równocześnie w rolę głęboko ustawionego rozgrywającego odpowiedzialnego za progresję piłki w trzecią tercję. W poprzednim sezonie Alexander-Arnold wykonał najwięcej progesywnych podań z całej drużyny. Ponadto był na drugim miejscu pod względem podań zarówno w ofensywną tercję, jak i pole karne. Sprowadzając na jego pozycję Frimponga, który jest zawodnikiem o zupełnie innym profilu, Arne Slot został zmuszony do znalezienia zawodnika, który przejmie obowiązki Anglika w rozegraniu.

W obecnym sezonie w Liverpoolu nie ma też Luisa Diaza i Diogo Joty. Pierwszy z nich odszedł do Bayernu, natomiast drugi nieszczęśliwie zginął w wypadku samochodowym. W poprzednim sezonie obaj balansowali na granicy podstawowego składu i ławki rezerwowych, jednak dołożyli sporo punktów w klasyfikacji kanadyjskiej. Oprócz tego dawali też dużo w pressingu, z czym w obecnym sezonie The Reds mają problem. Mniej prób odbiorów w tercji ofensywnej w trwającej kampanii podjęło tylko sześć zespołów. Liczba ta spadła z 2,74 na mecz w poprzednich rozgrywkach do 2,22 w obecnych.

Liverpool szuka odpowiedniej formuły

Mniej intensywny pressing przekłada się również na gorsze liczby w defensywie. W poprzednim sezonie mniej goli od The Reds stracił jedynie Arsenal. Kanonierzy byli również jedynym zespołem, który miał – według danych ze strony Understat – niższy współczynnik xGC (goli oczekiwanych straconych). W trwającej kampanii natomiast tylko pięć zespołów straciło więcej bramek, a jedynie trzy mają wyższy wskaźnik xGC. W porównaniu do poprzedniego sezonu współczynnik ten wzrósł z 1,11 do 1,91 na mecz.

Kadencja Slota w Liverpoolu to idealny przykład tego, że nie zawsze transfery są najlepszym rozwiązaniem. W pierwszym sezonie Holender dostał tylko jednego nowego zawodnika – Federico Chiesę – z którego i tak rzadko korzystał. Zamiast tego Slot zmienił rolę piłkarzy, którzy byli już w klubie. Ryana Gravenbercha ustawił na pozycji defensywnego pomocnika. Cody’ego Gakpo ze środka ataku przesunął na lewe skrzydło. Na współpracy z nowym trenerem zyskali też Mohammed Salah czy Trent Alexander-Arnold, których role zostały nieco zmodyfikowane. Zamiast szukać piłkarzy o określonej charakterystyce na rynku transferowym Slot stworzył takich na boisku treningowym. W drugim sezonie, gdy 47-latek dostał nowych zawodników i zadanie wkomponowania ich do dobrze funkcjonującego zespołu, okazuje się, że będzie on potrzebował więcej czasu, aby znaleźć odpowiednią formułę.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    140,021FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ