Wielki szlagier angielskiej Premier League znów rozbłysnął w najjaśniejszych barwach. Manchester City wzorem lat poprzednich podejmował Liverpool w pełnej krasie. Starcie lidera z wiceliderem tabeli. To miała być sobotnia piłkarska uczta po powrocie z przerwy reprezentacyjnej. I taką też była.
Błąd Alissona pozwolił City wyjść na prowadzenie
Obywatele już od pierwszych minut pokazywali, że czują się bardzo swobodnie na własnym terytorium. Szybko zdominowali rywali z Anfield i narzucili im własne zasady gry. Praktycznie wszystkie ataki podopiecznych Pepa Guardioli prowadzone były lewą flanką, gdzie co chwila uruchamiany był świetnie dysponowany w ostatnim czasie Jeremy Doku. Na młodym Belgu również dziś spoczywała więc duża odpowiedzialność napędzania ataków The Citizens i kreowania sytuacji bramkowych. A o to łatwo absolutnie nie było. Mimo wyraźnej przewagi w posiadaniu i częstego znajdowania się pod polem karnym Liverpoolu, ciężko było o zagranie podania, które mogło by zaskoczyć defensywę The Reds. Przyjezdni byli dziś bardzo dobrze ustawieni i ewidentnie przygotowali się na taki scenariusz. Piłkarze Jurgena Kloppa mieli za zadanie wciągnąć przeciwników atakujących bardzo dużą liczbą graczy i szukać momentu na błyskawiczną kontrę, co sprawdzało się dla tej formacji w poprzednich meczach.
W ten oto sposób to właśnie Liverpool, a nie przeważające City, w 16. minucie oddał pierwszy celny strzał. Mohamed Salah zagrał dobrą wrzutkę do Nuneza, a ten oddał celne uderzeni głową. Ładną interwencją w tej sytuacji popisał się Ederson. To było ostrzeżenie dla Manchesteru, aby mieć się na baczności. Po tej sytuacji Obywatele znów przejęli inicjatywę w zdecydowany sposób. W znalezieniu sposobu na dobrze zorganizowaną obronę Liverpoolu, gospodarzom pomógł… Alisson. Brazylijczyk chcąc wznowić grę od wybicia z powietrza poślizgnął się. Przez to futbolówka trafiła pod nogi Nathana Ake, a ten w iście widowiskowym stylu przedryblował dwóch rywali i zagrał do czekającego z przodu Erlinga Haalanda. Norweg zrobił to, co umie robić najlepiej. Świetnie kierunkowo przyjął piłkę, poprawił i oddał strzał, którego wybronić nie zdołał winowajca całej akcji, a więc Alisson.
Tym samym Haaland pobił kolejny rekord. Najszybciej strzelone 50 goli w historii Premier League. 23-latek potrzebował na to zaledwie 48 spotkań (dla porównania drugi pod tym względem Andy Cole potrzebował 65 spotkań). Liverpool nie potrafił odpowiedzieć na ten cios w pierwszej części spotkania. Groźny strzał po ziemi przy bliższym słupku oddał za to Phil Foden w 44. minucie. Na posterunku był jednak bramkarz Liverpoolu, rehabilitując się tym nieco za swój poprzedni błąd.
Moment nieuwagi City zadecydował o wyniku
Nie można powiedzieć, że w drugiej połowie tempo gry zwolniło a intensywność spadła. Natomiast przez długi czas nie oglądaliśmy żadnej klarownej sytuacji bramkowej. Najlepszą z nich był prawdopodobnie strzał Alvareza w 52. minucie. Argentyńczyka bardzo dobrze na przedpolu znalazł Doku, ale ten uderzył zdecydowanie poniżej oczekiwań. Dwie minuty później murawę z powodu urazu opuścić musiał Diogo Jota, którego zastąpił Luis Diaz.
W 68. minucie Manchester City mógł prowadzić 2:0 po stałym fragmencie gry. Alisson po raz kolejny zachował się przedziwnie wyskakując do piłki i próbując ją złapać. Zamiast tego ta prześlizgnęła mu się między rękami a do siatki wpakował ją Manuel Akanji. Po analizie VAR stwierdzono jednak, że brazylijski golkiper był w tej sytuacji faulowany. Trzeba przyznać, że 31-latkowi naprawdę upiekło się w tej sytuacji, gdyż przewinienie obrońcy City wyglądało bardzo subtelnie. Chwilę później po drugiej stronie boiska z ostrego kąta uderzał Nunez, zmuszając Edersona do kolejnej interwencji. Po zawodnikach Kloppa widać było, że starają się wykorzystać nawet połowiczne sytuacje i próbować swoich szans także z mniej przygotowanych pozycji.
I właśnie decyzja o takim wykończeniu przyniosła Liverpoolowi wyrównanie. Mo Salah zagrał do wbiegającego ze środka Alexandra-Arnolda, Anglik jednym dotknięciem podbił sobie piłkę do strzału z półwoleja i przymierzył na dalszy róg bramki. To zaskoczyło defensywę Obywateli i samego Edersona, który w tym momencie musiał skapitulować. Najwidoczniej taki wynik w zupełności satysfakcjonował Jurgena Kloppa, który w 85. minucie wymienił Nuneza i Mac Allistera na Harvy’ego Elliotta oraz Wataru Endo, stawiając na bardziej defensywne i asekuracyjne rozwiązanie.
Wybór niemieckiego szkoleniowca zdał egzamin, bowiem Liverpool utrzymał korzystny wynik na Etihad Stadium. Manchester City może być natomiast zły na siebie, za utratę punktów poprzez drobne niedociągnięcie.