Przed Milanem gęstnieją coraz czarniejsze chmury. Przed meczem z Fiorentiną notowali oni jedno zwycięstwo we wszystkich rozgrywkach w ostatnich sześciu spotkaniach. To zwycięstwo miało miejsce w rozgrywkach Champions League. Milan w lidze ostatni raz wygrał z Genoą – 7 października. Szmat czasu jak na takiego giganta, jakim bez wątpienia są „Rossoneri”. Piłkarze Stefano Piolego szukali przełamania, lecz nie było o nie łatwo. Na San Siro przyjechała wspominana już ekipa Vincenzo Italiano, która w razie zwycięstwa dwoma bramkami wyprzedziłaby swoich dzisiejszych rywali w ligowej tabeli. Milan nie mógł tego meczu przegrać jeśli poważnie myśli o czymś większym na koniec sezonu. Konkurencja nie śpi.
Na stojąco nie da się wygrać
„Zapomnieć o październiku”. Z takim mottem w głowach na to spotkanie wyszli gospodarze. Tylko jak tutaj być pozytywnie nastawionym, skoro w składzie brakuje takich piłkarzy jak Olivier Giroud, Rafael Leao, czy Pierre Kalulu. O optymizm było ciężko, lecz cierpliwość kibiców Milanu się skończyła. Nie bardzo o tym jednak wiedzieli piłkarze „Rossonerich”, bo grali tak, jakby im nie zależało na poprawie humoru.
Gra wyglądała bardzo apatycznie i powolnie. Milan grał bez jakiekolwiek błysku. Przewidywalnie niczym beniaminek ligi, który boi się ruszyć na swojego przeciwnika. Znacznie pewniej na boisku wyglądali goście. Widać było, że piłkarze Vincenzo Italiano wiedzą, co chcą grać i przede wszystkim jak. Widoczna była różnica sytuacji, w jakich aktualnie oba kluby aktualnie się znajdują. Fiorentina to na ten moment pewna siebie drużyna, która powoli puka do czołowych miejsc ligi. Nie ma kontuzjowanych zawodników i widoczny w grze jest pomysł. Zupełne przeciwieństwo Milanu.
Z biegiem czasu Milan grał coraz lepiej
Po pół godzinie gry coraz śmielej zaczynał wyglądać zespół Stefano Piolego. Jednak pojedyncze akcje to zdecydowanie za mało. Stać ten zespół na o wiele więcej. Widoczny był brak zawodnika, który weźmie na siebie odpowiedzialność za rozprowadzanie akcji (Rafael Leao) i tego, który tę akcję wykończy (Olivier Giroud). Są tacy zawodnicy, których nie da się zastąpić. Zarówno Portugalczyk jak i Francuz takimi są. Dodając do tego brak formy i kontuzje innych zawodników to gra Milanu wyglądała, jak wyglądała. Po prostu przeciętnie i nijako.
W końcówce pierwszej połowy gospodarze bardzo mocno przycisnęli. Można powiedzieć, że im dłużej trwała pierwsza połowa, tym lepiej wyglądali piłkarze Stefano Piolego. Za swoją dobrą grę otrzymali nagrodę w postaci rzutu karnego. W doliczonym czasie gry rzut karny na gola zamienił Theo Hernandez. „Rossonoeri” niczym przyczajony lis. Dali swoim rywalom się wyszaleć i w końcówce pierwszej części spotkania przycisnęli. Strzelili gola w jednym z najbardziej kluczowych momentów, jakim jest końcówka pierwszej połowy. Gol do szatni, którego Milan potrzebował jak ryba wody.
Druga połowa nie przyniosła większych zmian
Wyglądało to bardzo podobnie do tego widowiska, jakie piłkarze zafundowali w pierwszej części spotkania. Milan dalej wyglądał bardzo ślamazarnie i przypominał zespół z początku meczu. Gospodarze tak jakby chcieli dowieść jednobramową przewagę, mimo tego, że niejednokrotnie w przeszłości ich taka postawa pokarała. Fiorentina próbowała wyrównać, lecz w ich przypadku brakowało po prostu skuteczności i chłodnej głowy w kluczowych momentach. Odwaga w grze i pomysł na grę ofensywną „Viola” ma opanowany wręcz do perfekcji. Gdyby do tego wszystkiego dodała finalizację akcji, to mogłaby być topową drużyną w Serie A. A tak gospodarze cofnęli się pod swoją bramkę i bardzo szczelnie bronili do niej dostępu. Wyglądało to tak, jakby Milan nie chciał, a Fiorentina nie potrafiła. Przez to tempo spotkania nie było za wysokie i momentami przypominało „mecz dla koneserów”. Niestety dla kibiców Fiorentiny — na próbach strzelenia gola się skończyło.
„Rossoneri” dowieźli zwycięstwo i wygrywają pierwszy ligowy mecz na San Siro od wygranej z Lazio, która miała miejsce 30 września. Dodatkowo zwycięstwo utrzymuje zespół Stefano Piolego na trzeciej pozycji. Fiorentina dalej szósta, lecz z aspiracjami na awans do czołowej czwórki.