Liga ważniejsza niż puchary. Legia obrała nietypową strategię

Kibice do dziś śmieją się z decyzji Dariusza Żurawia, który na mecz z Benfiką w fazie grupowej Ligi Europy w sezonie 2020/21 wystawił rezerwowy skład, ponieważ Lech nie miał już szans na awans do fazy pucharowej, a w lidze potrzebowali punktów jak tlenu. Edward Iordanescu zaskoczył jeszcze bardziej. Pierwszy mecz w Lidze Konferencji, przed własną publicznością, która zawsze w takich momentach gwarantuje znakomity doping, wymagający przeciwnik i… w wyjściowej jedenastce znajdują się głównie gracze rezerwowi. O co chodzi? Czy w takim podejściu jest sens?

Priorytetem liga

Nie chcemy oceniać czy decyzja rumuńskiego szkoleniowca była słuszna czy nie. Spróbujemy znaleźć przyczyny, dla których zdecydował się tak postąpić. Po pierwsze – uważamy, że tego typu decyzji, tak bardzo niepopularnych, nie podejmuje się samemu. Zakładamy, iż wyjściowy skład na spotkanie z Samsunsporem był częścią opracowanej strategii w porozumieniu z zarządem i całym pionem sportowym. Z Łazienkowskiej co jakiś czas docierają do nas sygnały, że po czterech latach bez mistrzostwa, w tym sezonie tytuł musi wrócić do stolicy kraju. Dyrektor sportowy klubu, Michał Żewłakow zapytany w programie Liga+ Extra w segmencie „Pomidor” czy brak mistrzostwa w tym sezonie będzie dla Legii rozczarowaniem odpowiedział, że tak. W poprzednim sezonie Legioniści doszli do ćwierćfinału Ligi Konferencji, a w jego trakcie i tak zmienili dyrektora sportowego oraz szefa skautingu, a po jego zakończeniu – trenera. 5. miejsce w lidze pozostawiało ogromny niedosyt. Przy Łazienkowskiej panuje ogromna presja na mistrzostwo Polski.

REKLAMA

Warszawski zespół nie znajduje się jednak w łatwej sytuacji, aby odzyskać tytuł, ponieważ musi łączyć ligę z europejskimi pucharami. Ostatnią drużyną, która wygrała ligę grając jednocześnie jesienią w Europie była Legia w sezonie 2017/18. Łączenie tych dwóch frontów zawsze oznacza jednak słabsze punktowanie w Ekstraklasie. W obecnych rozgrywkach szansa na tytuł jest jednak nieco większa, ponieważ wszyscy czterej główni kandydaci do mistrzostwa awansowali do fazy ligowej Ligi Konferencji.

Legia najwyraźniej podeszła do Ligi Konferencji pragmatycznie

W klubie musieli wszystko sobie dokładnie przekalkulować i doszli do wniosku, że w nowym formacie tych rozgrywek utrzymanie się w europejskich pucharach na wiosnę (czyli zajęcie miejsca w TOP 24) nie należy do specjalnie trudnych wyzwań. W poprzednim sezonie, aby nie odpaść w fazie ligowej wystarczyło zdobyć 7 punktów. Co więcej, terminarz Ekstraklasy i Ligi Konferencji od zeszłego sezonu jest ułożony w taki sposób, że ostatnie dwie kolejki fazy ligowej europejskich pucharów odbywają się już po zakończeniu rundy jesiennej. Legia wówczas zmierzy się z dwoma najłatwiejszymi przeciwnikami – armeńskim Noah oraz Lincoln Red Imps z Gibraltaru.

W Warszawie prawdopodobnie podeszli więc do Ligi Konferencji pragmatycznie. Wyszli z założenia, że w tym momencie mniej zaboli ich strata punktów w LK niż w Ekstraklasie. Choć liga rozgrywana jest na o wiele dłuższym dystansie, tak walcząc o mistrzostwo każde potknięcie może być bardzo kosztowne. W Lidze Konferencji celem minimum jest miejsce w TOP 24, więc margines błędu jest o wiele większy. Legia założyła, że jest w stanie osiągnąć to nie grając w każdym meczu najsilniejszą możliwą jedenastką. – Naszym priorytetem był awans do Europy. Dokonaliśmy tego, ale potraciliśmy punkty w lidze. Teraz priorytety muszą ulec lekkiej korekcie – mówił Edward Iordanescu na konferencji prasowej po meczu z Samsunsporem. Jeśli coś w europejskich pucharach pójdzie nie tak, wówczas znów będzie trzeba zmieniać priorytety.

Złe zarządzanie meczem

W pierwszym spotkaniu Legia już utrudniła sobie sytuację w Lidze Konferencji. Większe pretensje do trenera można naszym zdaniem mieć nie o dobór podstawowego składu na ten mecz (choć – jak już pisaliśmy – nie wiemy czy to subiektywna decyzja szkoleniowca czy strategia przyjęta przez cały klub) można mieć o zarządzanie meczem. Decyzje 47-latka sprawiały wrażenie, jakby w ogóle nie reagował na to co dzieje się na boisku, a przed pierwszym gwizdkiem rozpisał sobie już kto zagra ile minut i według tego schematu dokonywał zmian.

Jego zespół przez całe spotkanie prowadził grę, budował ataki pozycyjne, które kierował w boczne sektory, a akcje kończyły się dośrodkowaniami. Taki sposób gry nie przekładał się jednak na kreowane sytuacje. Jeśli jednak nie chciałeś od niego odchodzić to trzeba było zwiększyć szansę na powodzenie takich środków. Na prawej stronie Marco Burch i Kacper Chodyna przez cały mecz nie wykonali żadnego celnego dośrodkowania (Szwajcar miał 6 prób, a Polak 7), więc dlaczego Paweł Wszołek, znany z umiejętności dokładnego dogrania piłki w pole karne, nie podnosi się z ławki rezerwowych? Jeśli Legia nie mogła dojść do sytuacji strzeleckich w polu karnym to dlaczego Mileta Rajovic zmienił Antonio Colaka, zamiast przejść na ustawienie z dwoma napastnikami i zwiększyć zagrożenie w szesnastce Samsunsporu przy dośrodkowaniach?

Edward Iordanescu zdecydowanie nie pomógł zespołowi swoimi decyzjami. Zarządzanie meczem przez trenera wyglądało, jakby była to ostatnia kolejka Ligi Konferencji, a jego zespół miałby już zaklepane TOP 8/TOP 24 i wynik miałby drugorzędne znaczenie.

Legia zagrała dobry mecz

Po meczu z Samsunsporem można jednak patrzeć na Legię z optymizmem. Zdobywcy Pucharu Polski pod kątem zespołowym przewyższali swoich rywali. Zgranie pomiędzy zawodnikami, płynność rozegrania akcji, ustawienie przy zbieraniu drugich piłek czy organizacja w pressingu – to wszystko było po stronie Legionistów. Trzeba oczywiście wziąć pod uwagę szybko strzeloną bramkę przez gości, natomiast drużyna Edwarda Iordanescu kontrolowała ten mecz. Miała 64% posiadania piłki, prawie cztery razy więcej podań na połowie atakowanej i prawie trzykrotnie więcej kontaktów z piłką w polu karnym przeciwnika.

Na koniec zabrakło im indywidualnej jakości, która pozwoliłaby tworzyć groźniejsze okazje, natomiast jeśli ten mecz miał trenerowi dać odpowiedź na pytanie czy drugi garnitur Legii jest w stanie zdobyć te umowne 7 punktów potrzebne do utrzymania się w rozgrywkach Ligi Konferencji na wiosnę to na ten moment bliżej nam do odpowiedzi „tak” niż „nie”. Zespół wykonał zadania, które udawało im się także realizować w ostatnich meczach ligowych. Dobrze funkcjonował wysoki pressing, szybko odzyskiwali piłkę po stracie, przejęli inicjatywę w meczu i utrzymywali grę na połowie przeciwnika. W grze bez piłki na całym boisku nie wyglądali jak zespół złożony z zawodników rezerwowych (w porównaniu do ostatniego ligowego meczu trener dokonał 10 zmian; w składzie został tylko Kacper Tobiasz). W fazie posiadania piłki – widać było to dopiero w ostatniej tercji boiska.

REKLAMA

Legia Warszawa zaczęła Ligę Konferencji od falstartu, ale to nietypowe podejście do zarządzania składem pomiędzy ligą, a europejskimi pucharami, po głębszej analizie, wcale nie wygląda na szaleństwo.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    137,821FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ