Dwie serie Arsenalu trwające od początku sezonu dobiegły końca. Newcastle zostało pierwszym zespołem, który odebrał punkty piłkarzom Mikela Artety na Emirates Stadium i pierwszym, który zachował przeciwko Kanonierom czyste konto. Arsenal trafił dziś po prostu na świetnie dysponowanego rywala.
Lepiej w mecz wszedł Arsenal.
Podopieczni Mikela Artety już w pierwszym kwadransie przeprowadzili kilka obiecujących akcji skutecznie wychodząc spod pressingu Newcastle. Szkoleniowiec Kanonierów mógł tylko patrzyć z uśmiechem, ponieważ Sroki to jeden z zespołów najczęściej odbierających piłkę w tercji ataku. Piłkarze Arsenalu potrafili jednak wziąć grę na siebie w środku pola i napędzić akcję. Długo taki obraz nie przetrwał, ponieważ ekipa Eddiego Howe’a zmieniła swoje podejście do defensywy przechodząc na średni pressing. Zamknęli środek, na skrzydłach podwajali dzięki cofającym się bocznym pomocnikom i Arsenal nie mógł się przebić przez te zasieki. Po miłym dla oka początku otrzymaliśmy typowy mecz walki, a w końcowych 20 minutach pierwszej połowy sędzia pokazał aż 5 żółtych kartek (trzy dla Arsenalu, dwie dla Newcastle) tracąc nieco kontrolę nad wydarzeniami boiskowymi.
To był wariant, który zdecydowanie bardziej pasował Newcastle – drużynie opartej na fizyczności, mocnej przy stałych fragmentach gry i po prostu gorszej piłkarsko na tle Arsenalu (co nie oznacza, że słabej). O ile w pierwszej „kwarcie” lepsze wrażenie pozostawili Kanonierzy, tak druga – zdecydowanie ze wskazaniem na Sroki.
Newcastle finalnie zrealizowało plan na ten mecz.
W drugiej połowie Arsenal odzyskał kontrolę nad meczem, co w dużej mierze zawdzięczał dobrej grze w defensywie i pewności w rozegraniu Parteya. Gra stała się bardziej płynna i często oglądaliśmy obrazki, w których gospodarze w ataku pozycyjnym próbowali przełamać szczelną defensywę gości. Zadanie było jednak o wiele trudniejsze niż w większości meczów w tym sezonie. Jeśli Kanonierzy stwarzali zagrożenie to zazwyczaj prawą stroną dzięki Bukayo Sace. Brakowało za to skutecznych ataków lewą stroną, gdzie Trippier wygrywał pojedynki z Martinellim. Kibice nie mogli się też doczekać na Martina Odegaarda, który zwykle w takich meczach potrafi zagrać decydujące, nieszablonowe podanie, Xhaka też nie dawał w ataku tyle, ile zazwyczaj w obecnym sezonie.
Newcastle pokazało dziś więc, że da się zatrzymać ten rozpędzony Arsenal, ale trzeba zagrać naprawdę świetne zawody. A Sroki od dłuższego czasu są jednym z najlepszych zespołów ligi. Jeśli nawet Arsenal, który do tego meczu zdobył 44 z 48 możliwych punktów nie potrafił przerwać ich serii 12 meczów bez porażki – to tutaj nie ma żadnych wątpliwości co do ich formy.
***
Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej