Exbud Arena po raz kolejny trudna do oblężenia. Korona Kielce i Górnik Zabrze zremisowali w pierwszym spotkaniu sobotnich gier Ekstraklasy. Pomimo braku zwycięstwa, podopieczni Jacka Zielińskiego po raz kolejny pokazali znakomitą organizację. Przyjezdni, którzy liderują w tabeli ligowej, dziś zagrali mecz do zapomnienia, ale rzutem na taśmę doprowadzili do podziału punktów.
Korona Kielce zdominowała przyjezdnych
Pierwsze minuty były bardzo chaotyczne. Obu drużynom brakowało spokoju we własnych poczynaniach. W tym zamieszaniu lepiej odnalazła się Korona. W 8. minucie Konstantinos Sotiriou wywalczył dla niej rzut karny po faulu Kryspina Szcześniaka. Do jedenastki podszedł Dawid Błanik i… zmarnował swoją szansę po tym, jak jego strzał obronił Marcel Łubik.
Górnikowi grało się niewygodnie przy aktywnie broniącej drużynie kielczan, którzy zostawiali mało przestrzeni. Gospodarze co chwilę wychodzili z kontratakami, a po krótkiej przerwie spowodowanej zadymieniem potrafili nawet przyprzeć rywali do muru. Właściwie od tamtego momentu tylko oni istnieli na boisku. Ładnie operowali piłką i świetnie się rozumieli. Martin Remacle i Tamar Svetlin dominowali w środku pola. Świetnie spisywali się też defensorzy, którzy wyłączyli z gry formację ofensywną przyjezdnych. Zabrzanie byli gorsi przynajmniej o tempo.
Od 30. minuty goście zaczęli dochodzić do głosu. Pobudzić kolegów próbował Lukas Ambros, który brał na siebie ciężar gry w ataku. Tam próbował oddać strzał, kiedy indziej zacentrował, czy ładnie wszedł w pole karne. Dalej jednak większą kontrolę miała Korona. Brakowało jej tylko jakiegoś konkretu. Uzyskała go dopiero w 45. minucie. Po drugim podyktowanym rzucie karnym za faul Erika Janży na Hubercie Zwoźnym bramkę zdobył Remacle. Scyzoryki mogły schodzić na przerwę w dobrych humorach.
Wyrównanie rzutem na taśmę
Trener Michal Gasparik próbował ratować sytuację zmianami. Wprowadził Lukę Zahovicia i Maksyma Khlana za, bądź co bądź, słabego Ambrosa i jeszcze gorszego Matusa Kmeta. Ponadto przesunął Ousmane Sowa na prawe skrzydło.
Te rotacje ożywiły drużynę z Zabrza. Sow stał się aktywniejszy, zaś cały zespół częściej przedzierał się pod pole karne gospodarzy. Brakowało mu ostatniego podania i oraz skuteczności, choć nie można też umniejszać ich rywalom, którzy nieźle bronili własnej szesnastki. Korona częściej była wycofana i nie grała tak spektakularnie jak w pierwszej części meczu. Mimo to regularnie wyprowadzała obiecująco wyglądające kontrataki.
Po stronie Górnika kilka razy próbował swoich sił Sow, ale większość jego strzałów leciała w trybuny. W ostatnim kwadransie spotkanie się uspokoiło, co bardziej mogło cieszyć gospodarzy. Żabole nie potrafiły stworzyć sobie żadnej dogodnej sytuacji, ani nawet oddać uderzenia na bramkę. Xavier Dziekoński był bezrobotny. Nie zbadane są jednak wyroki piłkarskich bogów. Zabrzanie w jednej z ostatnich akcji meczu zdołali wyrównać. Gola po dobrze rozegranym rzucie wolnym strzelił Rafał Janicki.