Michał Żewłakow i Fredi Bobić na samym starcie pracy przy Łazienkowskiej musieli zmierzyć się z trudnym dylematem: czy pozostawić na stanowisku trenera Goncalo Feio? Z jednej strony z Portugalczykiem u steru Legia dotarła do ćwierćfinału Ligi Konferencji, gdzie pokonała późniejszego triumfatora Chelsea na Stamford Bridge (2:1), oraz wygrała Puchar Polski. Z drugiej w lidze zajęła dopiero piąte miejsce ze stratą 16 punktów do mistrzowskiego Lecha. To właśnie wyniki w Ekstraklasie w połączeniu z trudnym charakterem Feio zadecydowały o braku kontynuowania dalszej współpracy. Kibice są głodni mistrzostwa Polski, na które czekają już cztery lata. Dlatego też powrót na tron w kraju to główny cel w obecnym sezonie. Jednak czy zatrudnienie Edwarda Iordanescu zwiększa szanse na tytuł?
Iordanescu buduje zespół od defensywy
Nowy szkoleniowiec Legii od samego początku pobytu w stolicy Polski dał do zrozumienia, jaka ma być jego drużyna. Rumun nie był zadowolony z remisu 2:2 z Banikiem Ostrawa w drugiej rundzie eliminacji Ligi Europy, zwracając uwagę na zbyt dużą liczbę straconych goli. Dodatkowo dodał on, że woli zremisować 0:0 niż 2:2. Iordanescu w pierwszej kolejności dba o organizację gry w defensywie i zabezpieczenie własnej bramki. Dopiero później myśli o tym, jak zagrozić przeciwnikowi. Zresztą dobrze widać to było w pozostałych spotkaniach. Nie licząc wspomnianej rywalizacji z Banikiem w pozostałych czterech starciach Legia straciła tylko jednego gola – w zwycięskim meczu o Superpuchar Polski przeciwko Lechowi Poznań (2:1).
Tutaj powstaje pytanie, czy dla zespołu, którego głównym celem jest mistrzostwo kraju jest to dobra informacja. Większość zespołów dominujących w swojej lidze stawia na ofensywną grę. Tak jak chociażby Lech, który w ubiegłych rozgrywkach sięgnął po tytuł. Oczywiście zdarzają się drużyny, które bronią bardzo dobrze, tracąc bardzo mało goli, jednak jest to wynik kontroli meczu poprzez posiadanie piłki. Cierpliwego budowania ataków pozycyjnych i dobrej reakcji po stracie. Jako przykłady można tutaj podać Manchester City w kilku ostatnich sezonach czy Arsenal Mikela Artety. Również Chelsea pod wodzą Enzo Mareski, która sięgnęła po Klubowe Mistrzostwo Świata, ewoluuje w kierunku takiego sposobu gry. Posiadanie piłki też może być bronią defensywną.
Legia preferuje szybki atak
Niemniej jednak, Legia nie jest i prawdopodobnie nie będzie takim zespołem. Za kadencji Goncalo Feio Wojskowi bazowali na fazach przejściowych i szybkich atakach. Mając piłkę przy nodze Legia nie chciała uspokoić gry, odpocząć i cierpliwie szukać luk w defensywie rywala. Wręcz przeciwnie. Po przejęciu futbolówki starali się jak najszybciej przetransportować ją pod pole karne rywala i sfinalizować akcje. Spotkania Legii składały się z wielu faz przejściowych, co powodowało, że były one bardziej chaotyczne. Legia nie miała dużej kontroli nad spotkaniem, przez co pozwalała rywalom na wiele pod własną bramką.
Aby zobrazować styl gry Wojskowych najlepiej posłużyć się statystykami. W poprzednim sezonie ich średnie posiadanie piłki – według danych z oficjalnej strony Ekstraklasy – wynosiło 53,6%. Co prawda, był to piąty najwyższy wynik w całej lidze, jednak z zespołów z czołowej piątki jedynie Raków miał niższe. Mimo, że Legia nie utrzymywała się długo przy piłce, to była efektywna będąc w jej posiadaniu. Ekipa Feio miała zdecydowanie najwyższy wskaźnik xG (goli oczekiwanych) w całej lidze (62,26; drugi Lech 55,43). Niemniej jednak, pod względem współczynnika xGC (goli oczekiwanych straconych) była dopiero w drugiej połowie tabeli (48,17; 11. miejsce).
Czy Iordanescu coś zmieni?
Zapowiedzi, że Legia musi poprawić grę w obronie, są oczywiste. Dlatego też na pierwszy rzut oka wybór Iordanescu, trenera przywiązującego dużą wagę do defensywy, może wydawać się rozsądny. Jednak z drugiej strony czy takim też szkoleniowcem nie był Goncalo Feio? Portugalczyk preferował „szkołę Papszuna”, który stawia na bezpośrednią grę oraz organizację gry bez piłki. Mimo to Legia pod jego wodzą w lidze nie potrafiła szczelnie bronić. Głównym problemem były fazy przejścia z ataku do obrony i zabezpieczanie kontrataków. W meczach, w których Legia mogła oddać piłkę i się bronić, co często zdarzało się w europejskich pucharach, Wojskowi nie tracili wielu goli. Jednak, kiedy sami musieli przejąć inicjatywę, zaczynały się problemy.
Początek pracy Iordanescu wcale nie wskazuje, aby w tej kwestii miało się coś zmienić. Legia nadal bazuje na szybkich atakach. Po odzyskaniu piłki Legioniści starają się jak najszybciej przenieść akcje pod pole karne rywala i zakończyć ją strzałem. Jak na razie Iordanescu nie chce, aby jego zespół cierpliwie budował ataki pozycyjne i kontrolował mecz poprzez posiadanie futbolówki. Dodatkowo Legioniści nie podejmują większego ryzyka na własnej połowie. Kacper Tobiasz przy wysokim pressingu rywala często otwiera grę dalekim podaniem od bramki.
Jak dotąd w żadnym meczu Legioniści nie utrzymywali się dłużej przy piłce niż przez 60% czasu. W starciach z Lechem (40%) oraz Koroną (47%) to rywale byli częściej przy futbolówce. Co prawda, w spotkaniach eliminacji Ligi Europy, to ekipa Iordanescu miała wyższe posiadanie piłki, jednak w dużej mierze wynikało to z klasy rywala (Aktobe) lub tego, że przez większość meczu Legioniści musieli odrabiać straty (mecz z Banikiem). Natomiast kiedy Legia miała korzystny wynik, chętniej oddawała piłkę rywalom niż starała się nie dopuścić ich do głosu poprzez zabranie piłki i wymienianie jak największej liczby podań, co często stosują silniejsze kadrowo zespoły.
Legia wcale nie broni tak dobrze
Początkowe wyniki sugerują, że styl preferowany przez nowego trenera się sprawdza. W pięciu spotkaniach Legioniści stracili tylko trzy gole i zachowali tyle samo czystych kont. Co więcej, wygrali cztery mecze, a zremisowali tylko jeden – pierwszy mecz na wyjeździe przeciwko Banikowi, co też można uznać za korzystny rezultat. Mimo wszystko, głębsze statystyki sugerują, że Legia w defensywie nie jest takim monolitem. W każdym z dotychczasowych pięciu spotkań Wojskowi pozwalali rywalom na oddanie co najmniej 10 strzałów. Łącznie było ich 67, co daje średnio 13,4 na mecz. Żeby zobrazować, na jak wiele pozwala Legia, wystarczy wspomnieć, że w poprzednim sezonie Ekstraklasy podopieczni Feio oddawali średnio 10,41 strzału na mecz, co było czwartym wynikiem w lidze. Najlepszy pod tym względem GKS Katowice mógł się pochwalić wynikiem 10,79.
Oczywiście nie można na podstawie pięciu meczów i niecałego miesiąca pracy przesądzać, jak będzie wygląda Legia Edwarda Iordanescu w nadchodzących rozgrywkach. Niemniej jednak, w pierwszych konfrontacjach główne problemy Wojskowych pozostają te same, co za kadencji poprzedniego trenera. Legioniści nadal grają w podobny sposób, przez co dopuszczają rywali do wielu sytuacji pod własną bramką. Podobnie jak za kadencji Feio w meczach Legii nadal jest wiele faz przejściowych, a na boisku często dominuje chaos. Nowoczesny futbol zmierza w kierunku kontroli i minimalizowania ryzyka. Takie też drużyny najczęściej sięgają po mistrzostwo.
Legia ma nie tylko wygrywać
Czy jednak to znaczy, że tak grająca Legia ma niewielkie szanse na mistrzostwo? Niekoniecznie. Co prawda, w poprzednim sezonie zespół Feio do mistrza stracił aż 16 punktów, jednak pod względem różnicy pomiędzy golami oczekiwanymi zdobytymi a straconymi strata ta nie była już tak duża (około pięć xG). Przy większej ilości szczęścia Legioniści mogliby do końca bić się o mistrzostwo. Z drugiej jednak strony Legii brakowało pozytywnej przewidywalności. Regularności prezentowanej na przestrzeni całego sezonu, która wyróżnia zespoły wygrywające rozgrywki ligowe.
Jeżeli głównym celem Legii w obecnym sezonie jest mistrzostwo Polski, to musi ona nauczyć się lepiej kontrolować mecze. Dominować poprzez posiadanie piłki i spychać rywali do głębokiej defensywy. Legioniści mają nie tylko wygrywać, ale też – jako największy i najbardziej rozpoznawalny zespół w kraju – w każdym meczu pokazywać wyższość nad rywalem. Kibice Legii – tak jak fani Bayernu czy Barcelony – oczekują nie tylko wyników, ale też konkretnego stylu gry. Jeżeli Iordanescu chce, aby po czterech latach tytuł mistrzowski wrócił do Warszawy, powinien coś zmienić. W taki sposób można osiągnąć dobry wynik w pucharach, ale ostatnie lata pokazują, że w lidze już niekoniecznie.