Wielkie święto piłkarskiej Polski. Na Stadionie Narodowym, w finale Fortuna Pucharu Polski zmierzyły się dwie najsilniejsze drużyny w kraju — Raków Częstochowa oraz Legia Warszawa. Podtekstów przed spotkaniem było wiele, ale zwycięzca mógł być tylko jeden.
Gorąco od samego początku
Już w 4. minucie gry, sam na sam próbował wyjść Tudor, ale powstrzymany został przez Yuriego Ribeiro. Początkowo sędzia Lasyk nie użył gwizdka, ale wrócił do tej sytuacji, i zinterpretował ją na korzyść „Medalików”, pokazując obrońcy Legii czerwony kartonik. Bardzo groźnie z rzutu wolnego uderzał Ivi Lopez, jednak świetnie interweniował Kacper Tobiasz. Raków zmienił swoją taktykę i zaczął mocno napierać na Legię, wiedząc o tym, że grają jednego więcej. Kolejna minuta gry to rajd Jean Carlosa, który został nieprzepisowo powstrzymany przez Pawła Wszołka, który otrzymał za ten faul żółtą kartkę.
Nie minął nawet kwadrans a stuprocentową sytuację sam na sam miał Gutkovskis, jednak w bramce Legii bezbłędny był Tobiasz. Kolejne minuty gry to grad żółtych kartek, otrzymali je Carlos i Arsenic za faul oraz trenerzy obu ekip za zbyt intensywne dyskusje między sobą. Niedługo później Fran Tudor bardzo dobrze dośrodkował piłkę pole karne i niewiele zabrakło, by piłkę do bramki skierował Gutkovskis.
Po 20 minutach gry chwilową przewagę miała Legia, ale po chwili trzecią doskonałą sytuację wypracował Raków — kolejny raz górą Tobiasz. Przez kolejne minuty gry zdecydowanie nam ten mecz się uspokoił, obie ekipy miały swoje szanse, ale bez konkretnego zagrożenia. Raków był cierpliwy i kreował sobie sytuacje do zdobycia gola, ale żadnej z nich nie wpakował do siatki.
Bardzo spokojnie rozpoczęliśmy drugą połowę tego spotkania
Widzieliśmy mnóstwo niedokładnych zagrań, dużo gry na „stojąco”. Swoich okazji nie wykorzystali Gutkovskis, Ivi Lopez i Pekhart. W 68. minucie gry Marek Papszun dał sygnał do ataku, wpuszczając na boisko Piaseckiego i Nowaka. Kolejne minuty to czas dominacji Rakowa gdy po dośrodkowaniach strzelać głową próbowali Papanikolau i Piasecki, ale bardzo niecelnie. Ten drugi sprawiał wiele problemów graczom Legii, którzy dwa razy nieprzepisowo go zatrzymali, za co żółtą kartkę otrzymali Augustyniak i Kapustka. Dużo więcej nie działo się w kolejnych minutach tego spotkania, cały czas jednak kamery pokazywały nam Marka Papszuna, który cały czas notował coś w swoim notesiku. Działo się wiele i niewiele zarazem.
Dogrywka i karne
Po zakończeniu regulaminowego czasu gry, na tablicy wyników cały czas widniał bezbramkowy remis i oba zespoły mogły przygotować się do kolejnych 30 minut rywalizacji. Na początku dogrywki oglądaliśmy faul w polu karnym Legii, ale Piotr Lasyk słusznie nie zdecydował się na odgwizdanie jedenastki. Parę chwil później, w trudnej sytuacji pomylił się Nowak. Dalsze minuty pierwszej części dogrywki nie przyniosły nam wiele emocji, a drużyny skupiały się bardziej na faulowaniu niż graniu w piłkę.
Na początku drugiej części dogrywki Kosta Runjaic zdecydował się postawić wszystko na jedną kartę, wprowadzając na boisku Baku i Sokołowskiego. W 112. minucie zaczęło kotłować się pod bramką Legii, w końcu podopieczni Marka Papszuna zaczęli brać się poważnie do roboty. Świetnym strzałem z dystansu popisał się Kochergin, ale na posterunku cały czas był Kacper Tobiasz. Końcówka tego spotkania to ciągła dominacja Rakowa, jednak już nic więcej nie wydarzyło się w tym spotkaniu i mogliśmy oglądać rzuty karne.
W serii jedenastek piłkarze pewnie trafiali do siatki, a pierwsze 10 karnych nie przyniosło wyłonienia zwycięzcy meczu. Zawodnicy musieli więc kontynuować próby „do pierwszej skuchy”. Pechowcem okazał się Mateusz Wdowiak, którego jedenastkę obronił Kacper Tobiasz. Legia grająca niemalże cały mecz w osłabieniu, zdołała zachować czyste konto, a w serii jedenastek wytrzymać próbę nerwów i to ona wygrywa Fortuna Puchar Polski.
Legia Warszawa – Raków Częstochowa 0:0 – 6:5 w rzutach karnych
Autor: Kamil Węgrzyk