W 1/16 finału Pucharu Polski Legia Warszawa pokonała na wyjeździe Wisłę Płock 3:0. Bramki na wagę awansu do kolejnego etapu krajowego trofeum zdobyli Ernest Muci, Josue oraz Blaz Kramer.
Piątkowe starcie w lidze zakończyło się wygraną Nafciarzy
Płocczanie, mimo że dość niepewnie weszli w tamto spotkanie, zdobyli wówczas trzy punkty. Dziś było inaczej, od początku mecz był dość wyrównany. Być może wpływ na to miał fakt, że w obu zespołach mieliśmy sporo zmian personalnych względem jedenastek sprzed paru dni.
Już w pierwszych dwudziestu minutach obie ekipy wykreowały sobie groźne sytuacje, których jednak nie wykorzystały. Po stronie Legii była to akcja Macieja Rosołka, który zgubił Adama Chrzanowskiego. Błąd 23-letniego stopera naprawił jednak Anton Krywociuk, przecinając podanie adresowane do Pawła Wszołka. Podopieczni Pavola Stano nie byli dłużni. Z szybką akcją na lewej flance ruszył Piotr Tomasik, idealnie dorzucił do Damiana Warchoła, ale ten uderzył nad poprzeczką.
W warszawskich szeregach – przez mniej więcej 25. minut gry – rzucała się w oczy spora przestrzeń w środku
Wszystko dlatego, że Bartosz Kapustka był bezbarwny, Josue schodził do prawej strony, natomiast Ernest Muci do lewej. Wynikało to z tego, że trener Kosta Runjaić nieustannie zachęcał swoich piłkarzy do rozciągania gry. Powstałą lukę starał się wykorzystywać Mateusz Szwoch czy Damian Rasak, posyłając prostopadłe podania do Marko Kolara czy Warchoła. Groźny był także rzut wolny w wykonaniu Szwocha, ale Cezary Miszta popisał się instynktowną obroną.
W końcu, w 28. minucie, obudził się środek pomocy Legii
I to jak! Muci przyjął futbolówkę, przełożył ją z prawej na lewą nogę i huknął na bramkę Bartłomieja Gradeckiego. Albańczyk potrafi to robić i dysponuje atomowym uderzeniem, nie było więc zaskoczenia, że pokonał próbującego interweniować golkipera płocczan. Co ciekawe, Muci już kiedyś strzelił Wiśle gola w… 28. minucie. Miało to miejsce w 1. kolejce sezonu 2021/22, a Legia wygrała wówczas 1:0.
Z każdą mijającą minutę coraz lepiej radził sobie Josue
Ilekroć Portugalczyk był przy piłce, trybuny żyły – wyrażając swoją dezaprobatę poprzez gwizdy. Wszystko to jest oczywiście pokłosiem piątkowej sytuacji. Wtedy to Łukasz Sekulski chciał podziękować Josue za mecz, a ten udał, że go nie widzi i powędrował się do szatni. Ta atmosfera „konfliktu” podziałała jednak na kapitana Legii… pozytywnie. 32-latek serwował podcinki w pole karne, nieźle współpracował z Yurim Ribeiro, zagrywał no look passy.
A to nie wszystko. Tuż po wznowieniu gry po przerwy zapoczątkował wysoki pressing, odebrał futbolówkę Kapuadiemu tuż przed polem karnym i podwyższył prowadzenie przyjezdnych. Po trafieniu nie omieszkał nie wskazać na swoje nazwisko na koszulce, czym jeszcze bardziej podburzył widownię na stadionie im. Kazimierza Górskiego.
Pavol Stano musiał reagować z ławki na niekorzystny wynik
Dlatego już w 59. minucie wpuścił na murawę na wskroś ofensywnych zawodników – Rafała Wolskiego, Davo i Kristiana Vallo. I o ile roszady te spowodowały te, że Wiślacy częściej przebywali na połowie rywala i więcej operowali futbolówką, to nie przybliżyły ich do wyrównania albo chociaż kontaktowego trafienia. Brakowało skuteczności i konkretów z przodu. Niezłą okazję miał chociażby Davo po dośrodkowaniu Aleksandra Pawlaka, ale Hiszpan – tak skuteczny w rozgrywkach ligowych – nie wycelował w bramkę.
Wisła co prawda nie potrafiła, ale pomagać starał się… Miszta. Bramkarz Legionistów w jednej z akcji w ostatnim kwadransie podał wprost pod nogi nadbiegającego Wolskiego. Ostatecznie koledzy z drużyny uratowali „skórę” Miszcie, ale zachowanie to po raz kolejny potwierdza, że 20-letni golkiper niepewnie gra nogami i jest dość elektryczny. Nie bez kozery jedynką między słupkami jest w tym sezonie młodszy o rok Kacper Tobiasz.
Wynik zamknął jeszcze w doliczonym czasie gry Blaz Kramer, wykorzystując świetne podanie Carlitosa. Dla Słoweńca było to tym samym premierowe trafienie w barwach warszawskiej Legii.