Obie drużyny przystępowały do tego pojedynku z bagażem porażek. Legia Warszawa poniosła sromotną klęskę ze Śląskiem Wrocław, wcześniej przegrała też z Rakowem i Jagiellonią. Stal natomiast traciła punkty z Koroną, Widzewem i Wartą. Z tego powodu piłkarze obu ekip szukali okazji do przerwania niekorzystnej passy.
Zaskakującym nie było, że od początku to Legia zdominowała ten mecz
Gospodarze nie tylko mieli częściej piłkę, ale stwarzali też większe zagrożenie pod bramką Mateusza Kochalskiego. Najgroźniej było przy okazji dośrodkowań – czy to Patryka Kuna, Josue czy Gila Diasa, który znalazł się dziś w wyjściowym składzie w miejsce Pawła Wszołka. Legioniści bardzo często decydowali się na wrzutki z racji tego, że w polu karnym czyhał zawsze groźny Tomas Pekhart. Czecha zabrakło w ostatnim spotkaniu w LKE, ale dziś wrócił do galowej jedenastki.
Aktywny i wszędobylski był Josue. W minionej kolejce Portugalczyk pauzował za kartki. Stołecznym wyraźnie brakowało wówczas lidera, kogoś, kto weźmie na siebie ciężar rozgrywania. W szeregach mielczan wyróżnić za to można Ilję Szkuryna. Białorusin doskonale rozumiał swoją rolę – że to on jest niejako pierwszym obrońcą swojego zespołu. Napastnik mocno pressował, głęboko się cofał, doskonale też zastawiał piłkę przy okazji szybszych wyjść do przodu. Taki zresztą był plan przyjezdnych – niska obroną, kontry, od czasu do czasu wyższe podejście. I tak też było pod koniec pierwszej połowy. Domański naciskał na Ribeiro, a ten popełnił błąd przy wyprowadzeniu z własnej połowy. Po dwójkowej akcji Trąbki ze Szkurynem, ten drugi pewnie pokonał Kacpra Tobiasza. Pierwszy celny strzał i od razu bramka. To się nazywają konkrety.
Już w przerwie na pierwsze roszady zdecydował się trener Kosta Runjaić
W miejsce Kapuadiego pojawił się Burch, a za Kuna Wszołek. Chwilę po wznowieniu gry Legia mogła ekspresowo doprowadzić do wyrównania, ale próbę Diasa instynktownie sparował Kochalski. Paradoksalnie była to woda na młyn dla… Stali. Podopieczni Kamila Kieresia ruszyli bowiem z szybkim atakiem, pojedynek z Burchem wygrał Szkuryn i odegrał do Krzysztofa Wołkowicza. 29-latek zaskoczył, uderzając z dystansu na bramkę. Opłaciło się – drugi celny strzał, drugi gol mielczan.
Legia podrażniła się dwubramkowym prowadzeniem rywali
Na prawym wahadle tempo podkręcał Wszołek, zza pola karnego swoich sił próbowali Juergen Elitim czy Bartosz Slisz. To jednak wciąż było za mało na skupionych i zgranych zawodników w niebieskich trykotach. Pewnym punktem mielczan był Mateusz Kochalski, nomen omen były bramkarz Legii, dla którego nie było miejsca w warszawskim klubie. 23-latek imponował interwencjami – w drugiej połowie popisując się robinsonadą przy główce Blaza Kramera.
Legia grała zbyt wolno, na wskroś przewidywalnie i schematycznie. „Wojskowi” często uderzali na bramkę, ale co z tego, skoro robili to niecelnie i bylejako. Ofensywni gracze wicemistrzów Polski nie mieli pomysłu, jak przedrzeć się przez zwartą w tyłach Stal.
Sposób za to mieli Biało-Niebiescy, którzy gdy tylko nadarzyła się okazja (tj. strata Igora Strzałka) – ze spokojem i pewnością ją wykorzystali, podwyższając na 3:0. Zrobił to Koki Hinokio, który parę minut wcześniej zameldował się na murawie. W tym miejscu nie można nie wyróżnić Szkuryna, który rozegrał D O S K O N A Ł E zawody. Swoim występem przyćmił Pekharta i Kramera razem wziętych.