Przed meczem w Gliwicach teoretycznie łatwo było wskazać faworyta tych zawodów. Wicelider z Warszawy przyjechał bowiem do jednej z najgorszych drużyn w ligowej tabeli, a wynik zawodów powinien być zatem oczywisty. Mecz wcale nie toczył się jednak po myśli wojskowych, a Legia mimo zwycięstwa długimi momentami musiała drżeć o dobry wynik.
Piłka nożna czy mieszane sztuki walki?
Od początku tego meczu czuć było wysoką temperaturę pojedynku. Zarówno Legioniści, jak i zawodnicy z Gliwic uciekali się do „niewidocznych” zaczepek oraz brudnej gry, co skutkowało aż sześcioma żółtymi kartonikami w pierwszej odsłonie meczu. Bardzo ciężko oglądało się walkę, jaką uskuteczniały obie ekipy, a fani mieli nadzieję na znacznie lepsze widowisko w drugiej części meczu.
Celne strzały sposobem na sukces
Na dystansie całych 90 minut obie ekipy oddały ledwie dwa celne uderzenia na bramkę rywala. Co kluczowe, ich autorem była ekipa warszawskiej Legii. Na początku ostatniego kwadransa do przyjezdnych uśmiechnęło się szczęście. Wywalczony w 76. minucie (Mosór faulował Pekharta) rzut karny wykorzystał Josue, a to pozwoliło im wyjść na upragnione prowadzenie. Wszystko wskazywało na to, że zawodnicy ze stolicy w spokojnym rytmie dotrwają już do końcowego gwizdka i nic nie stanie im na przeszkodzie, aby móc cieszyć się z upragnionych trzech punktów.
Plany te pokrzyżował jednak pośrednio Slisz, który postanowił zmusić sędziego do pokazania mu drugiej żółtej, a w konsekwencji czerwonej kartki. W szeregi drużyny trenera Runjaicia wdarła się nerwowość, a grający w przewadze Piast próbował nadgryźć osłabionego przeciwnika. Ciężko jednak odrabiać straty nie potrafiąc trafić w światło bramki rywali. Sędzia zagwizdał po raz ostatni i goście mogli zacząć świętować.
Legia dzięki tej wygranej odskakuje od trzeciego Lecha na 6 punktów i nie traci dystansu do uciekającego całej stawce Rakowa. Piast natomiast jeszcze mocniej zakotwicza na szesnastej pozycji w ligowej tabeli, która nie gwarantuje przecież utrzymania w Ekstraklasie. Jeśli gliwiczanie chcą za rok występować w polskiej elicie, muszą zacząć grać w piłkę. Czasu zostało bowiem coraz mniej.