Legia Warszawa przyjeżdżała do Norwegii z bardzo dużymi nadziejami oraz chęcią rewanżu za poprzedni rok. Molde w lutym 2024 roku wygrało dwumecz ze stołecznym zespołem, ale ostatnio miało być pod formą i grać słabo. Polacy byli nieznacznymi faworytami, a spotkanie miało toczyć się na wyrównanych warunkach ze wskazaniem na zespół Goncalo Feio. Pierwsza połowa wstrząsnęła przyjezdnymi. W drugiej oglądaliśmy zupełnie inny mecz!
Błąd rodził błąd
Od początku tego meczu widać było, że przyjezdni nie czują się dziś na murawie najlepiej. Molde przejęło inicjatywę i wykorzystywało dużą niedokładność zawodników z Warszawy. Norwedzy wiedzieli, że przy tak dysponowanych rywalach, okazję prędzej czy później przyjdą. Nie musieli czekać na to zbyt długo. W 12. minucie meczu Hestad dopadł do obronionego przez Kovacevicia strzału i po rykoszecie wyprowadził swój zespół na prowadzenie.
Legia wyciągnęła wnioski? Nic bardziej mylnego. Gracze trenera Feio postanowili sprezentować przeciwnikowi bramkę na 2:0. Absurdalne nieporozumienie w obronie wykorzystał Eriksen, który przejął futbolówkę po złym podaniu do bośniackiego golkipera i władował ją do pustej bramki. Przy „interwencji” jeden z obrońców Legii postanowił wbiec w swojego golkipera, taranując i trafiając po głowie. Istniało podejrzenie, że bramkarz będzie musiał opuścić murawę. Problemów zaczęło robić się coraz więcej.
𝐌𝐨𝐥𝐝𝐞 𝐩𝐫𝐨𝐰𝐚𝐝𝐳𝐢 𝟐:𝟎 😨
— Polsat Sport (@polsatsport) March 6, 2025
📺 Polsat Sport 1, PS Premium 1
📲 @PolsatBoxGo #MOLLEG pic.twitter.com/ILgbJX2BHy
Źródło: polsatsport/X
Dopiero około 25. minuty Wojskowi przypomnieli sobie, że można również atakować. Dwa razy w bramce wykazać musiał się Karlstrom, który w przeciwieństwie do Kovacevicia, był tego wieczoru wartością dodaną dla swojego zespołu. Na próbach się jednak skończyło, a na przerwę polski zespół schodził w fatalnych humorach. Szczególnie że w 43. minucie meczu udało się im stracić kolejną bramkę. Legia leżała na deskach i nic nie wskazywało na to, że może się podnieść.
Uratować dwumecz
Nie oszukujmy się, tak beznadziejna pierwsza połowa mocno ograniczyła możliwości wywiezienia korzystnego wyniku z Norwegii. W drugiej połowie trzeba było skupić się na minimalizowaniu strat. Nie da się wygrać, spróbuj zremisować. Nie możesz wyrównać, przegraj jedną bramką. Długo wydawało się, że Legia jest zespołem gorszym i to Molde było bliższe podwyższenia wyniku, aniżeli goście zredukowania strat. Cały mecz odwrócił się o 180 stopni w 64. minucie meczu.
3:0 na 3:2 🔥
— Polsat Sport (@polsatsport) March 6, 2025
𝐋𝐞𝐠𝐢𝐚 𝐖𝐚𝐫𝐬𝐳𝐚𝐰𝐚 rewelacyjnie otwiera drugą połowę 😍@LegiaWarszawa I #MOLLEG pic.twitter.com/DVXkpBvCKc
Źródło: polsatsport/X
To wtedy Chodyna dał nadzieję, strzelając na 1:3. Warszawiacy ruszyli za ciosem i zaczęli naciskać. Cztery minuty później gola kontaktowego zdobył Luquinhas, który dopiero co pojawił się na murawie. Wreszcie podopieczni Feio grali w piłkę i zaczęli dominować rywali. Pozostało im 23 minuty na wyrównanie wyniku i wywiezienie cennego remisu.
Mimo wielu prób gościom nie udało się zrobić tego wieczoru nic więcej. „Elka” przegrała, ale w pewnym sensie pokazała charakter, odrabiając sporą stratę. Tym bardziej możemy żałować, że pierwsze 45 minut było tak słabe.
Dwie skrajnie różne połowy
Po zdobyciu gola Legioniści zaczęli grać wreszcie w piłkę i gdyby pierwsza połowa pozbawiona była chociaż połowy juniorskich błędów, z Norwegii można było wywieźć dobry wynik i cenne punkty do rankingu. Niestety, dziś jednobramkowa porażka była wszystkim, na co stać Legię.
Rok temu sytuacja była dokładnie taka sama. W pierwszym meczu 1/16 LKE piłkarze z Warszawy pojechali do Norwegii, stracili szybko trzy gole, wbili dwa i wracali do Polski z jednobramkową stratą. Miejmy nadzieję, że w tym roku rewanż nie będzie powtórką z rozrywki i tym razem Legia Warszawa zdoła wyeliminować Molde.