Z nieba do piekła trafili piłkarze Pogoni Szczecin w rozegranym środku tygodnia zaległym meczu z Legią Warszawa. Piłkarze Jensa Gustafssona nie dość, że przez dużą część spotkania prowadzili, to jeszcze ich rywale grali w osłabieniu. Ostatecznie „Portowcy” spotkanie przegrali i kolejnych punktów szukali w meczu z Lechem Poznań. Nie było to łatwe zadanie, zwłaszcza jeśli popatrzymy na ostatnie wyniki „Kolejorza”, a w szczególności to czwartkowe spotkanie z Rakowem Częstochowa. Lokomotywa zaczęła się rozpędzać, a biorąc pod uwagę, że Pogoń na ostatnie 11. spotkań z poznaniakami wygrała tylko raz, to wydawało się, że o zwycięstwo nie będzie dzisiaj zbyt łatwo.
Skuteczna i konkretna Pogoń
Od samego początku spotkania Lech próbował narzucić swoje warunki gry. Pogoń to drużyna, która nie lubi się bronić i tak jak Kolejorz również lubi być częściej w posiadaniu piłki. Wydawało się, że gol dla gości to kwestia czasu, ponieważ z minuty na minutę przewaga podopiecznych Johna van den Broma rosła. Jednak w 17. minucie wystarczył jeden rzut rożny i dośrodkowanie Kamila Grosickiego na gola zamienił Fredrik Ulvestad. Od tej akcji bramkowej gra Lecha stanęła. Brakowało kreacji, pomysłu na stwarzanie okazji, a przede wszystkim chęci.
Role się odwróciły i to Pogoń zaczęła coraz lepiej wyglądać. Gospodarze wiedzieli, co chcą osiągnąć swoją grą. Znakomicie zamykali przestrzenie w środku pola i rozprowadzali ataki po skrzydłach. Kolejorz wyglądał na zespół bezradny i zdecydowanie gorszy. Dowodem tego były kolejne trafienia. W 33. minucie Alexander Gorgon strzelił na 2:0, a 6. minut później było już 3:0 dla gospodarzy za sprawą Vahana Bichakhchyana. Portowcy zagrali koncertowo w pierwszej połowie. Lech przyzwyczaił w ostatnim czasie, że potrafi odrabiać straty, ale nie aż takie. Z kolei Pogoń miała takie prowadzenie po pierwszej połowie, że będzie robić wszystko, aby nie popełnić tego samego błędu co w meczu z Legią. Piłkarze Lecha wyglądali na ludzi, którzy nie wiedzą, co zrobić, żeby jakkolwiek „ugryźć” Pogoń i strzelić gola. Bardzo źle to wyglądało. Dramatyczna pierwsza połowa w wykonaniu przyjezdnych z Poznania. Lech nie wyglądał na zespół, który mogliśmy obejrzeć w meczu z Rakowem Częstochowa.
Szorowanie po dnie gości
Wydawało się, że Lech po tym jak schodził do szatni z trzybramkową startą, to ruszy w drugiej części spotkania na swoich przeciwników. Nic bardziej mylnego. Już na starcie drugiej połowy w 47. minucie po składnej akcji Portowców drogę do siatki znalazł Kamil Grosicki. A w 90+3. minucie na dobitkę fanów poznańskiego Lecha, piąte trafienie na konto Pogoni dołożył Mariusz Fornalczyk. Kolejorz był dzisiaj bezradny. Nie funkcjonowało dosłownie nic. Brakowało kreacji i mobilności w środku pola. Nie było dzisiaj na boisku Jespera Karlstroma, lecz wydaje się, że Szwed dzisiaj nie rozwiązałby wszystkich problemów swojego zespołu.
Pogoń znakomicie zareagowała na niepowodzenie w czwartkowym spotkaniu z Legią Warszawa. Widać było dzisiaj w poczynaniach gospodarzy rządzę rewanżu, i udowodnienia czegoś kibicom, a zwłaszcza sobie. Tak grającą drużynę Jensa Gustafssona aż chce się oglądać w każdym meczu. Jednak kibice tego klubu mogą się dzisiaj cieszyć, lecz przyjdzie następne spotkanie z niżej notowanym rywalem od Lecha i może obyć się bez zwycięstwa. Brakuje stabilności w tej drużynie, a jedna wygrana na ten moment nie oznacza nic.
Jeśli chodzi o Lecha, to było to najgorsze spotkanie w tym sezonie tego zespołu. Nie da się wygrać meczu, oddając pierwszy celny strzał dopiero w 58. minucie. Zwłaszcza z takim rywalem, jakim dzisiaj była Pogoń Szczecin. Żaden z zawodników Lecha dzisiaj niczego nie pokazał. Piłkarze wyglądali jak zbieranina ludzi, którzy grają ze sobą po raz pierwszy. Nie zgadzało się w grze Kolejorza dosłownie nic, a momentami można było się zastanawiać, czy Lechowi zależy na ugraniu czegokolwiek w tym meczu. Żenujący występ w wykonaniu podopiecznych Johna van den Broma.