Dlaczego Frederiksen uparcie stawia na Fiabemę? [KOMENTARZ]

Na tytułowe pytanie chyba nie ma poprawnej odpowiedzi. Teorii jest mnóstwo, a kibice szukają coraz to bardziej kuriozalnych wyjaśnień. Teorie spiskowe się mnożą, a Bryan Fiabema ściągnięty zeszłego lata wciąż łapie minuty. Zdarza mu się nawet wyjść w pierwszym składzie – tak jak w dzisiejszym meczu o Superpuchar Polski z Legią Warszawa (1:2). I tu ja stawiam pytanie do Nielsa Frederiksena – dlaczego on to zrobił?

Już na samym początku, patrząc na wybór składu, można było się zastanawiać – co siedzi w głowie Duńczyka. Okej, pomysł z obstawieniem prawej strony dwoma defensorami, choć całkowicie nietrafiony, mógł przed meczem wydawać się dobry. Robert Gumny i Joel Pereira mieli grać wymiennie i próbować wykorzystać swoje atuty na całej długości boiska. Szczególnie że wyjątkowo słabo grał dzisiaj Portugalczyk (jak na niego oczywiście). Złe wybory, piłki do nikogo i brak zrozumienia z partnerami. Po kolejnych nieudanych próbach zagrań Pereiry można było obserwować tylko zirytowanego Mikaela Ishaka, który dawał wyraz swojemu niezadowoleniu z serwisu. Ale tego przecież trener mógł nie przewidzieć, że akurat dzisiaj jego podstawowy obrońca zawiedzie.

REKLAMA

Jednakże nie da się wytłumaczyć jednej rzeczy. Nie można cały czas popełniać tego samego błędu i dziwić się, że za każdym razem daje to ten sam efekt. A mowa tu o wyborze Bryana Fiabemy na pozycję lewego skrzydłowego. Niezrozumiała dla mnie była to decyzja przed meczem, a w tym przekonaniu utwierdziłem się po ponad godzinie meczu.

Bryan Fiabema – najsłabszy punkt w drużynie Lecha Poznań

Bo różnica, między Norwegiem a dwoma prawymi obrońcami jest jedna – im może zdarzyć się słabszy mecz, jemu nie zdarzył się jeden dobry. Naprawdę. Ciężko mi sobie przypomnieć choć jeden dobry występ tego piłkarza w poprzednim sezonie. Czy wchodził na końcówki, czy w przerwie, czy w wyjściowym składzie. Może jakieś momenty dałoby się na siłę wybrać, ale no bądźmy poważni. W pierwszym meczu sezonu 2025/2026 Fiabema dostał od szkoleniowca Lecha 70 minut i… znów zawiódł. Kto by się spodziewał. Przy pierwszej bramce to, jako lewoskrzydłowy powinien odpowiadać za wchodzącego w pole karne Lecha Pawła Wszołka. Tymczasem ten po prostu obserwował lecącą piłkę i nie interesował się przeciwnikiem. Zdarzyło mu się także zaprzepaścić bardzo obiecującą akcję – Lech Poznań poklepał od tyłu, rozgrywając piłkę między kolejnymi rywalami i wychodząc z obiecującą akcją. Ale piłka trafiła do Fiabemy, ten ją przytrzymał i na koniec stracił.

Legia zamknęła całkowicie środek pola, przez co Lech powinien szukać przewagi na skrzydłach. Wymowne niech będzie, że więcej zagrożenia tworzyli dwaj boczni obrońcy na prawej stronie, niż ofensywny zawodnik po drugiej stronie boiska. Dodatkowo jak już Frederiksen zdecydował się zdjąć Fiabemę w tej 70. minucie (dlaczego tak długo się nad tym zastanawiał), to wszedł za niego Leo Bengtsson i od razu było widać różnicę. W technice, w odwadze i w umiejętnościach. Bo Szwed przez te 20 minut pokazał, że w Poznaniu mogą mieć z niego pociechę.

Wszedł przy 0:2, próbował brać na siebie piłkę, pokazał trochę techniki i odwagi. Tego właśnie trzeba oczekiwać od skrzydłowego w zespole mistrza Polski grającego ofensywną piłkę. A nie, że w meczu o Superpuchar Polski lewy skrzydłowy więcej robi w defensywie, niż ofensywie. To już nawet Filip Szymczak – który swoją drogą w pierwszej akcji po wejściu prawie połamał się, prowadząc piłkę – potrafił chociaż raz przyspieszyć, wejść w tempo w pole karne i dostawić głowę do dośrodkowanej piłki.

Naprawdę nie dało się tam dać kogoś innego?

Tu pojawia się następujące pytanie – dlaczego Duńczyk tak uparcie stawia na 22-latka? Na platformie X kibice sugerują, że Norweg musi mieć jakieś taśmy na trenera. Bo to przecież niemożliwe, że ten wystawia go z własnej, nieprzymuszonej woli. Po meczu oczywiście trener dostał pytanie o wystawienie Fiabemy w pierwszym składzie, na co odpowiedział następująco:

Bryan Fiabema posiada jakość na treningach, strzela wiele goli, pracuje z przodu u w pressingu. Dziś mógł zdobyć bramkę w pierwszej połowie. Media nie oglądają naszych treningów, a on ciężko na nich pracuje. Poza tym to ja podejmuję decyzję co do składu na podstawie treningów

Chodziło najprawdopodobniej o sytuację, kiedy po wrzutce Pereiry trafił z bliska w Tobiasza.

Ja się zastanawiam – bo zakładam, że Bengtsson po transferze nie poznał jeszcze wystarczająco dobrze założeń taktycznych i to zadecydowało o jego obecności na ławce rezerwowych – dlaczego w pierwszym składzie nie wybiegł Kornel Lisman. Jeśli już i tak ryzykujemy, wystawiając zawodnika, co do którego nie ma pewności, że stanie na wysokości zadania, to dlaczego nie dać szansy trzy lata młodszemu wychowankowi? Myślę, że ten wybór broniłby się o wiele bardziej, niż wystawianie po raz kolejny Fiabemy, który po prostu nie daje argumentów. Oby tylko to szwedzkie BK Hacken, które podobno jest zainteresowane zawodnikiem, po obejrzeniu meczu z Legią się nie rozmyśliło.

Mimo wszystko ten mecz pokazał też jedną ważną rzecz – Lech Poznań potrzebuje wzmocnień w ofensywie. Urazy i absencje Patrika Walemarka, Daniela Hakansa i Aliego Gholizadeha, które są niestety częste w wypadku tych trzech panów, w sytuacji, gdy Kolejorz będzie grał co trzy dni, mogą znacząco utrudnić pracę sztabowi szkoleniowemu. A wyjście na mecz w Europie skrzydłami Bryan Fiabema – Joel Pereira przy takim potencjale kadrowym i finansowym będzie ośmieszeniem się. Co byłoby tak samo kuriozalne, jak oszczędzanie składu przez Dariusza Żurawia w meczu Ligi Europy w 2020 roku. A wszystko po to, żeby zawodnicy wypoczęli przed meczem Ekstraklasy z potężnym Podbeskidziem Bielsko-Biała.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    110,480FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ