24 maja 2025 roku. Rozgrywki PKO BP Ekstraklasy dobiegają końca. Najbliżej końcowego tryumfu był Lech Poznań. Lech, który do zdobycia 9. tytułu mistrza Polski w swojej historii, potrzebował jedynie pokonać Piasta Gliwice. Tylko, albo może i aż. Kolejorz w tegorocznej, finałowej kolejce rozdawał karty w walce o mistrzostwo i w głównej mierze to od niego zależało, kto wzniesie trofeum. Na 9 różnych scenariuszy związanych z występem Lecha i Rakowa tylko 3 z nich sprawiłyby, że puchar pojechałby pod Jasną Górę. Poznaniacy nie przegrali żadnego meczu od swojego marcowego wyjazdu do Wrocławia. U siebie nie ulegli od tegorocznych Walentynek. W tym sezonie dali wiele argumentów przemawiających za tym, aby to właśnie oni powalczyli o Ligę Mistrzów. Teraz trzeba było potwierdzić to ten ostatni raz.
No, Jagiellonia rok temu była bardziej efektowna…
O wadze tego starcia nikt piłkarzom Kolejorza nie musiał przypominać. Wiedzieli to doskonale, patrząc na sytuację w tabeli. Lech w pierwszych minutach meczu zadomowił się na połowie gliwiczan, lecz rozpoczęli go ostrożnie i z dużą dozą cierpliwości. W końcu każdy błąd mógłby być tutaj niezwykle kosztowny. Kontrolowali i przebieg konfrontacji, i posiadanie piłki. Mieli sporo czasu, a wtedy Raków także jeszcze remisował z Widzewem. Podopieczni Aleksandara Vukovicia dobrze radzili sobie w obronie, przez co w pierwszym kwadransie poznaniacy nie mieli szczególnie groźnej okazji. Niewykluczone było, że taki będzie obraz meczu do końca. Wynik mógł odmienić się w 19. minucie, ale świetnie zareagował František Plach i Słowak zatrzymał piłkę tuż przed linią bramkową.
W ciągu sezonu na pewno byśmy narzekali na poziom tego meczu. Przy Bułgarskiej działo się bardzo mało, żeby nie powiedzieć nic. Jednakże napięcie związane z tym, że to ostatnia, decydująca kolejka sprawiało, że ten pojedynek oglądało się trochę inaczej. Podopieczni Nielsa Frederiksena oczywiście przeważali na boisku, i to znacząco. Jednak mieli problemy z przekuciem przewagi optycznej w tę bramkową. W 26. minucie Kolejorz mógł otworzyć wynik. Ali Gholizadeh ładnie i daleko podał do Afonso Sousy. Portugalczyk dośrodkował piłkę w pole karne, ale nikt nie zdołał go zamknąć. A to nie koniec kłopotów, bo chwilę później Raków objął prowadzenie. Na szczęście poznaniaków, wynik uległ korekcie – gol Pétera Báratha został anulowany.
Afonso Sousa – cóż więcej trzeba dodawać?
Choć Piast wybiegł na boisko z defensywną mentalnością, to nie omieszkał co jakiś czas nastraszyć obrony gospodarzy. Zrobił to w 35. minucie Maciej Rosołek. Blisko gola nawet nie było, ale nie zmienia to faktu, że był to sygnał ostrzegawczy. Taki strzał w powietrze, nomen omen. Kibice domagali się gola, i wreszcie się go doczekali. W 39. minucie Gholizadeh po raz kolejny precyzyjnie rozciągnął akcję długim podaniem, do Rasmusa Carstensena. Duńczyk zgrał głową do Sousy, a Portugalczyk wykonał swoją powinność. Taki wynik sprawiał, że poznaniacy nie musieli się oglądać za plecy. 1:0 nie jest rzecz jasna prowadzeniem bezpiecznym, ale z pewnością w Poznaniu już powoli chłodzili szampana.
LECH! SOUSA! OGROMNY krok ekipy z Poznania w kierunku tytułu! 🔥
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) May 24, 2025
📺 Multiliga+ trwa w CANAL+ SPORT 3 i w serwisie CANAL+: https://t.co/zr8n1cU2RX pic.twitter.com/eWUepY1LvW
Druga połowa zaczęła się intensywnie, ale w Częstochowie. Niemal od razu po gwizdku sędziego Patryk Makuch podwoił prowadzenie Medalików. Przy jednobramkowym prowadzeniu Kolejorza to nie miało większego znaczenia. Nabrałoby go, gdyby Lech popełnił jeden, znaczący błąd – w tej sytuacji to Raków po raz drugi w historii sięgnąłby po mistrzostwo. Druga połowa miała podobny obraz, co pierwsza. Piast nadal był dobrze zorganizowany w obronie, a Lech spędzał sporo czasu na połowie rywala. W 59. minucie Kolejorz wykreował sobie bardzo dogodną okazję. Sousa zagrał do Mikaela Ishaka. Szwed wyłożył piłkę Carstensenowi, a Duńczyk umieścił ją w siatce. Trybuny na Enea Stadionie eksplodowały, ale szybko zgasły – Ishak był na minimalnym spalonym.
MISTRZ, MISTRZ, KOLEJORZ!
Najciekawiej w Poznaniu nadal nie było. Jeszcze nie tak dawno temu mogliśmy obejrzeć o wiele ciekawsze spektakle, jak chociażby ten z udziałem Puszczy Niepołomice. Tutaj jednak Lech nie mógł do końca pozwolić sobie na tak widowiskową grę, zważywszy na presję ze strony Rakowa. Kolejorz walczył tutaj o komfort psychiczny. Z taką grą poznaniaków nic nie wskazywało na to, że Piast zdoła odebrać im prowadzenie. Niemniej jednak presja związana z poczynaniami częstochowian była jeszcze pewnie odczuwalna. Poznań powoli szykował się do wielkiej fety. Kibice, którzy zapełnili stadion przy Bułgarskiej, głośno domagali się kolejnego gola. Gola, który jak się potem okazało, nie był potrzebny.
Poznań, godzina 19.34. Szymon Marciniak gwizdnął na Enea Stadionie po raz ostatni. Arena dzisiejszych zmagań na poznańskim Grunwaldzie odleciała, a stolica Wielkopolski była w tym momencie najszczęśliwszym miastem w Polsce, albo może i nawet na świecie. Walka o mistrzostwo kraju toczyła się do samego końca, lecz trzeba przyznać – Lech zasłużył na to trofeum. Pracował na to przez cały rok, a styl jego gry był o wiele ładniejszy od tego, który prezentował Raków. Poznaniacy po raz 9. w historii zostali mistrzem Polski, i nie było w tym ani krzty przypadku. I to właśnie Kolejorz będzie nas reprezentował w Lidze Mistrzów. Kto wie, może po 9 latach wreszcie usłyszymy ten słynny hymn w naszym kraju… Lechu, gratulacje!