Dzisiejszy mecz Portugalii z Polską był przykładem tego, jak diametralnie różnić mogą się dwie połowy rywalizacji. W pierwszej czuliśmy realne szanse na ugranie korzystnego wyniku. W drugiej nie tylko zostaliśmy odarci ze złudzeń, ale także z jakiegokolwiek profesjonalizmu sprowadzeni do piłkarskiego przedszkola.
Portugalia chwilowo odarta z majestatu
Bez Roberta Lewandowskiego, Przemysława Frankowskiego, czy Sebastiana Szymańskiego, który wypadł z gry podczas rozgrzewki. Za to m.in. z Bartoszem Bereszyńskim na wahadle, Tarasem Romanczukiem i Mateuszem Boguszem w pomocy oraz Krzysztofem Piątkiem w ataku. Wydawało by się, że takim dość eksperymentalnym zestawieniem ciężko będzie postraszyć Portugalczyków na ich własnej ziemi. A tu proszę. To Polska w pierwszej połowie rywalizacji na Estadio do Dragao wyglądała jak gospodarz.
Mieliśmy kilka naprawdę dobrych okazji. Celne strzały Bereszyńskiego w 12. czy Zalewskiego w 20. minucie, ładna akcja „Beresia” w 28. minucie i blok Nuno Mendesa w ostatniej chwili przy próbie dośrodkowania. W 38. minucie nieczysto uderzał Piątek, tuż obok bramki z racji na odchodzącą piłkę. Jeszcze przed przerwą ładnie przy lewej stronie pociągnął Zieliński, którego dogranie również musiało być blokowane przez Diogo Dalota. Cieszyła również postawa „Biało-czerwonych” w defensywie. Struktura gry naszej kadry w poszczególnych formacjach była dość dobrze zorganizowana i nie dopuszczaliśmy rywali do zbyt wielu groźnych sytuacji. Natomiast najlepszym podsumowaniem poczynań Portugalii w pierwszej części meczu była żółta karta Cristiano Ronaldo z doliczonego czasu, która doskonale wyrażała frustrację i niemoc gospodarzy.
Cristiano Ronaldo z żółtą kartką 👀
— TVP SPORT (@sport_tvppl) November 15, 2024
Powiedzieć, że był niezadowolony, to nic nie powiedzieć.
🔴 📲 OGLĄDAJ #PORPOL ▶️ https://t.co/VI6VFlft23 pic.twitter.com/VCOHSOtOAz
„Ała” razy 5
Cóż, pierwsza połowa może piękna nie była, ale przynajmniej nie było wielu powodów do narzekania. Druga odsłona była już kompletnym blamażem. Zaczęło się od błędu Kacpra Ubrańskiego w 59. minucie. Głupia strata w tercji ataku przemieniła się w zabójczą kontrę przeciwników. Nuno Mendes zagrał na nos Rafaelowi Leao, a ten rozpoczął strzelanie. Prowadzenie kilkanaście minut później podwyższył Cristiano Ronaldo z rzutu karnego. To był moment, kiedy jeszcze mogliśmy jakoś zareagować. Odpowiedzieć w 75. minucie próbował Nicola Zalewski dokonując widowiskowego rajdu w szesnastce Portugalii. Niestety, ładna akcja została zakończona tylko łatwo zblokowanym strzałem Marczuka.
O reszcie meczu najlepiej byłoby nie wspominać. Gole Brudno Fernandesa, Pedro Neto i przewrotka Ronaldo wykonana z dziecinną łatwością jak na „orliku” były po prostu efektem totalnie niepoważnej postawy naszej reprezentacji. Konkluzja nasuwa się więc ta sama co zwykle. Nie potrafimy grać atrakcyjnie i ofensywnie, a zarazem pewnie w obronie. O mentalu lepiej nie wspominać, bo jak ten nas już opuszcza, to na całego.
Bramka Cristiano Ronaldo. Stadiony świata 👏
— TVP SPORT (@sport_tvppl) November 15, 2024
🔴 📲 OGLĄDAJ #PORPOL ▶️ https://t.co/VI6VFlft23 pic.twitter.com/QDImHHoJ9C