„Największy skandal w dziejach futbolu”. Tego typu hasła pojawiają się dzisiaj w hiszpańskich mediach, a dotyczą niecodziennej sytuacji, jaka wydarzyła się w spotkaniu Realu Valladolid z Sevillą. Goście wygrali ostatecznie 3:0, jednak w momencie gdy na tablicy świetlnej widniał jeszcze bezbramkowy remis, walczący o utrzymanie zespół gospodarzy wpakował futbolówkę do siatki. W momencie oddawania strzału arbiter… odgwizdał koniec pierwszej połowy. Mimo protestów piłkarzy Realu zdecydował się nie uznawać gola.
Valladolid skrzywdzone, czy po prostu pechowe?
Linia obrony sędziego jest stosunkowo prosta i logiczna. Pierwsza połowa została przedłużona o 4 minuty. Arbiter i tak pozwolił piłkarzom grać dłużej, czekając, aż Valladolid skończy swoją akcję. Uderzenie zza pola karnego zostało zablokowane, więc niewiele namyślając się, odwrócił wzrok i zakończył tę część meczu. Traf chciał, że w tym samym momencie oddany został kolejny strzał, a tym razem piłka znalazła drogę do siatki. Kuriozalne zrządzenie losu, które doprowadziło do niecodziennej sytuacji. Gdyby sędzia Miguel Angel Ortiz Arias wstrzymał się dosłownie sekundę, mecz mogłyby potoczyć się zupełnie inaczej. Uznał jednak, że jest już po akcji i po prostu użył gwizdka. Mimo protestów nie mógł już zmienić swojej decyzji.
Ujmijmy to w ten sposób — sędzia w świetle przepisów zapewne obroni się. Nie mógł przecież w nieskończoność przedłużać gry, czekając, aż Valladolid skończy swoje próby. Z drugiej strony, trudno dziwić się wkurzeniu piłkarzy. Gospodarze toczą niezwykle zaciętą walkę o utrzymanie i każde trafienie może okazać się bezcenne. Gdy już udało im się strzelić gola przeciwko Sevilli, okazało się, że nie będzie on zaliczony. Parafrazując stare powiedzenie – biednemu zawsze wiatr wieje w oczy. Po ludzku — nic tylko współczuć Realowi Valladolid. Skandal czy zwykły pech? Pozostawiamy Waszej ocenie. Takiej sytuacji dawno jednak nie widzieliśmy na boisku piłkarskim. Dziwnym trafem, gdy dzieje się coś dziwnego, zazwyczaj dotyczy hiszpańskich sędziów…