Koniec nadziei Southampton. Co poszło nie tak?

Osiem punktów straty do bezpiecznego miejsca na trzy kolejki do końca. Teoretycznie Southampton ma jeszcze szanse na utrzymanie, jednak starcie z Nottingham w poniedziałek było dla nich ostatnią deską ratunku. Po porażce z beniminkiem los Świętych został już praktycznie przesądzony. Przyszły sezon rozpoczną w Championship. Bo trudno uwierzyć w to, żeby drużyna, która nie wygrała od 10 meczów, w ostatnich trzech spotkaniach odniosła komplet zwycięstw. Nawet jeśli się uda, to również nie zagwarantuje im to pozostania w elicie. Southampton prawdopodobnie skończy te rozgrywki na ostatnim miejscu, co nie jest przypadkiem. Na ten spadek pracowali solidnie przez cały sezon.

REKLAMA

Southampton nie znalazło odpowiedniego trenera

Podstawową kwestią, która przyczyniłą się do spadku było ciągłe szukanie odpowiedniego trenera. Po nieudanym początku sezonu zdecydowano się zwolnić Ralpha Hasenhuttla, który na stanowisku trenera Świętych spędził prawie cztery lata. Kadencja Austriaka pełna była wzlotów i upadków, jednak przez cztery sezony – pomimo ciągłego osłabiania zespołu – potrafił on utrzymywać Southampton w elicie. 55-latek w 14 meczach zdobył 12 punktów i zostawiał drużynę na 18. miejscu z jednym „oczkiem” straty do bezpiecznej strefy. Od momentu jego zwolnienia Święci zdobyli dokładnie tyle samo punktów, tyle, że potrzebowali do tego aż siedmiu meczów więcej. Żadna drużyna w tym okresie nie punktowała gorzej od nich. Statystyka ta jasno pokazuje, że to nie Hasenhuttl był głównym problemem, a pożegnanie z nim okazało się być zbyt pochopne. Z drugiej strony włodarze klubu nie potrafili też znaleźć odpowiedniego następcy.

Za pierwszym razem misję utrzymania postanowiono powierzyć Nathanowi Jonesowi, dla którego była to pierwsza praca na najwyższym poziomie rozgrywkowym. Jego kadencja nie potrwała długo. Po siedmiu porażkach w ośmiu ligowych meczach Southampton po raz kolejny zmieniło szkoleniowca. Tym razem zdedcydowano się postawić na ówczesnego asystenta Rubena Sellesa, który doświadczenie trenerskie miał jeszcze mniejsze niż jego poprzednik. Hiszpan nigdy wcześniej nie był pierwszym trenerem żadnego seniorskiego zespołu. I pomimo, że początek miał niezły (7 punktów w pierwszych 4 meczach), to na dłuższą metę nie okazał się zbawcą.

Nieudany eksperyment z Sellesem

Co prawda, za kadencji Sellesa Święci punktują lepiej niż pod wodzą Jonesa (0,69 do 0,38 punktu na mecz), to według modelu xG (goli oczekiwanych) mają najniższą średnią oczekiwanych punktów na mecz (0,9 przy 1,05 Jonesa i 1,1 Hasenhuttla) oraz najmniej korzystną różnicę goli oczekiwanych (-0,69 przy -0,45 Jonesa i -0,4 Hasenhuttla). Statystyki wspomnianego modelu wskazują, że z każdą kolejną zmianą trenera Southampton grało coraz gorzej. Roszady na ławce trenerskiej zamiast pozywtywnych efektów wprowadzały jedynie jeszcze więcej chaosu.

Oczywiście powyższa statystyka nie oddaje w pełni tego, jak przebiegała kadencja Rubena Sellesa. Pod wodzą Hiszpana Święci pod względem stylu gry powrócili do tego, co proponował Ralph Hasenhuttl i niektóre mecze były całkiem obiecujące. Southampton potrafiło dobrze zorganizować się bez piłki i uprzykrzać życie silniejszym rywalom. Wystarczy wspomnieć, że z pięciu meczów przeciwko ekipom z Big Six przegrali tylko raz – 1:4 z rozpędzonym Manchesterem City. Co więcej, przeciwko The Citizens do momentu pierwszej straconej bramki w końcówce pierwszej połowy również grali bardzo dobrze, konsekwentnie realizując nakreślony plan.

Problemem były jednak mecze z bezpośrednimi rywalami w walce o utrzymanie. Wówczas Southampton starało się prowadzić grę, przez co było bardziej narażone na kontry ze strony przeciwników. W sześciu takich meczach Święci wygrali tylko raz – 1:0 z Leicester, które jednak dużo chętniej przejmuje inicajtywę niż większość zespołów w tych rejonach tabeli. W siedmiu meczach, w których Święci mieli większe posiadanie piłki niż przeciwnik ugrali tylko jeden punkt – z grającym w dziesiątkę przez większość spotkania Manchesterem United.

Southampton postawiło na młodzież

Mimo wszystko, nieważne kto nie zostałby trenerem nie miałby łatwego zadania. Błędy popełniono także już wcześniej. W letnim oknie transferowym Święci postawili na politykę sprowadzania młodych zdolnych zawodników, których będzie można później sprzedać z zyskiem. Klub z południa Anglii od kiedy zagościł w Premier League, zawsze działał w ten sposób. Wystarczy wymienić przykłady Theo Walcotta, Garetha Bale’a, Sadio Mane, Adama Lallany, Luke’a Shawa czy Virgila Van Dijka. Wszyscy jako młodzi, niedoświadczeni jeszcze piłkaze przewinęli się przez Southampton. Taki model funkcjonowania klubu jest oczywiście jak najbardziej racjonalny, jednak trzeba zadbać również o to, aby zachować w tym wszsytkim odpowiednie proporcje.

Southampton misję utrzymania powierzyło młodym, nieogranym na poziomie Premier League zawodnikom. W dwóch oknach transferowych Święci wydali łącznie aż ponad 150 mln euro. Z 15 graczy, którzy trafili do klubu aż ośmiu nie miało więcej niż 20 lat. Pomimo, że większość z tych transferów można uznać za udane i w przyszłości może być z nich jeszcze sporo pożytku, to Świętym ewidentnie zabrakło doświadczenia w walce o utrzymanie. Problemem nie okazali się ci, którzy byli sprowadzani z myślą o przyszłości, bo chociażby Romeo Lavia czy Carlos Alcaraz są wyróżniającymi się postaciami w zespole, a ci, którzy to ogranie na wysokim poziomie mieli wnieść do drużyny.

Nietrafione transfery

Na mecz ostatniej szansy w walce o utrzymanie z Nottingham w wyjściowej jedenastce znalazł się tylko jeden z siedmiu piłkarzy mających ponad 20 lat i sprowadzonych do klubu w obecnym sezonie. W dodatku był to wypożyczony Ainsley Maitland-Niles, który gdyby nie kontuzje dwóch podstawowych lewych obrońców również mógłby usiąść na ławce rezerwowych. Na boisku na ostatni kwadrans podstawowego czasu gry pojawił się jeszcze jedynie Paul Onuachu. Reszta, mimo że żaden z nich nie jest kontuzjowany, nie była nawet w kadrze meczowej. Z siedmiu wspomnianych piłkarzy żaden nie znajduje się w jedenastce zawdoników z największą liczbą minut w ekipie Świętych.

Ponadto latem z St. Mary’s Stadium definitywnie pożegnał się Oriol Romeu, a na wypożyczenie oddany został Jan Bednarek. Southampton straciło dwóch zawodników podstawowego składu i choć transfery Lavii oraz Belli-Kotchapa w ich miejsce okazały się udane, to skrócenie wypożyczenia Polaka do Aston Villi było sygnałem, że latem popełniono błąd. Wówczas Southampton działało tak jakby nie myślało o tym, że może spaść. I to okazało się największym błędem. Bo żeby skutecznie walczyć o pozostanie w elicie trzeba mieć przede wszystkim świadomość tego, jak to robić. A Southampton ani na boisku ani na rynku transferowym nie zachowywało się tak, jakby było zagrożone degradacją. Eksperyment z postawieniem na ludzi bez doświadczenia ewidentnie nie wypalił. Nie przez przypadek Święci są pierwszym zespołem, który już prawie pożegnał się z Premier League.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,601FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ