Pisząc ten tekst, powinnyśmy go zaczynać od popularnego powiedzenia „gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta”. Raków Częstochowa oraz Legia Warszawa na tym etapie sezonu skupiają się bowiem na walce o pozostanie w europejskich pucharach na wiosnę. To z oczywistych względów powinno odbijać się na wynikach w lidze. A skoro tak, to paradoksalnie najwięcej do zyskania miał Lech Poznań. Ba! Bukmacherzy w ostatnim czasie nadal stawiali najniższe kursy na tytuł mistrzowski dla Kolejorza. Lech, pokonując Piasta Gliwice, mógł zbliżyć się do Śląska Wrocław na 3 punkty i zimować z myślami o realnej walce o „majstra”.
Kolejorz zaczął nieźle, ale… nic to nie dało
Nie da się jednego odmówić podopiecznym van den Broma — od początku szukali przełamania defensywy Piasta, zwłaszcza przy rzutach rożnych. Kolejorz miał zdecydowaną wizualną przewagę, jednak pierwszą połowę kończył z ledwie jednym celnym strzałem. Brakowało konkretów, czegoś więcej niż próby „pod statystyki”, z których nie było żadnej korzyści. Broniący bramki Piasta — Karol Szymański pewnie spisywał się między słupkami, a w 84. minucie w wydawałoby się niegroźnej sytuacji Mikael Ishak sfaulował w polu karnym Tomasa Huka. Arbiter sprawdzał powtórki, aż w końcu podyktował jedenastkę wykorzystaną przez Patryka Dziczka. To było jedno z tych klasycznych spotkań, w których jedna z drużyn bije głową w mur, aż w końcu mur zadaje jedną kontrę i wygrywa.
Czy Piast zasłużył na 3 punkty?
Miał sporo szczęścia, że Ishak dał powody, by podyktować karnego. Długo zanosiło się na bezbramkowy remis, ale dość nieoczekiwanie podopieczni Aco Vukovicia zadali ten jeden nokautujący ciosy. Ataki Kolejorza były mocno niekonkretne. Lech zamiast uciekać rywalom, przegrywa czwarty ligowy mecz w sezonie. Brakuje umiejętności przepychania spotkań, szybkiego strzelenia gola i kontrolowania wyniku. Piast Gliwice — zespół, który dotychczas konsekwentnie kolekcjonował remisy, zdołał przełamać się przy Bułgarskiej. Z perspektywy kibiców Kolejorza wpadka nie boli tak bardzo, jak poczucie, że Lech jest w tym sezonie w takiej formie, że takie porażki są po prostu możliwe. Nie ma żadnej „twierdzy Bułgarskiej”, nikt nie boi się spotkań przeciwko piłkarzom van den Broma. Jeśli poznaniacy nie wykorzystają szansy na odzyskanie tytułu mistrzowskiego, będą mogli mieć pretensje tylko do samych siebie.