Inter ucieka niemiłosiernie. Juventus ostatnim swoimi „wyczynami” już chyba na dobre wypisał się z walki o Scudetto. Po porażce z ekipą Nerazzurrich przyszło przegrane spotkanie z Udinese. Ekipa Massimiliano Allegriego przystępowała do meczu z Hellasem Verona ze stratą dziesięciu punktów do Interu. Poza tym Milan zbliżył się do Bianconerich na punkt. Dlatego piłkarze Juventusu chcieli uniknąć kolejnej wpadki i wrócić na właściwe tory. Jednak granie meczów wyjazdowych z drużynami broniącymi się przed spadkiem nigdy nie należą do lekkich i przyjemnych zadań.
Odważna gra Hellasu
Widać było od samego początku, że Juventus w ostatnim czasie nie znajduje się delikatnie mówiąc w najlepszej dyspozycji. Zazwyczaj to piłkarze Massimiliano Allegriego dyktują tempo gry, nie oddając zbyt często piłki przeciwnikowi. W tym meczu było inaczej. Hellas wyszedł na spotkanie bardzo odważnie i z minuty na minutę coraz śmielej atakował bramkę Wojciecha Szczęsnego. Aż wreszcie w 11. minucie fenomenalnym uderzeniem popisał się Michael Folorunsho. Polski golkiper był bez szans i w Weronie miała miejsce nie lada niespodzianka.
Jednak z biegiem czasu do roboty zaczęli brać się goście. Ataki Juventusu zaczynały się robić odważniejsze i przede wszystkim konkretniejsze. Role na boisku zaczęły się odwracać. W 28. minucie gola wyrównującego z rzutu karnego strzelił Dusan Vlahović. Było to 13. trafienie serbskiego snajpera w obecnym sezonie. Bianconeri mieli w tym meczu dużo problemów w obronie. Poza tym goście byli mało konkretni. Znacznie lepiej radził sobie Hellas Verona. Momentami nie było widać różnicy w pozycjach, jakie zajmują obie drużyny obecnie w tabeli. Werończycy grali tak, jakby nie mieli nic do stracenia. Juventus odparł początkowe ataki. Strzelił bramkę wyrównującego, lecz na prowadzenie przed przerwą nie zdołał już wyjść. Kiepska pierwsza połowa w wykonaniu podopiecznych Allegriego. Za to na pochwałę zasługuje postawa gospodarzy, którzy w tym meczu grali bez jakichkolwiek kompleksów z chęcią osiągnięcia czegoś wielkiego.
„Naparzanka” na całego
Wydawało się, że w drugiej części spotkania kontrolę nad wydarzeniami boiskowymi przejmie Juventus i pewnie będzie kroczył do zwycięstwa. Nic bardziej mylnego. To Hellas „ugryzł” Bianconerich i w 52. minucie za sprawą Tijjaniego Noslina wyszedł ponownie na prowadzenie. Goście znów musieli gonić wynik i co by nie mówić zrobili to bardzo dobrze. 3 minuty później Adrien Rabiot zdobył gola wyrównującego. Obie ekipy wyszły jak na wojnę. Cios za cios i zero odpuszczania. Werończycy kompletnie nie przypominali zespołu, który broni się przed spadkiem. Grali z ekipą Massimiliano Allegriego jak równy z równym.
Z kolei Juventus nie był w tym meczu sobą. Na zbyt wiele pozwalał swoim rywalom. To do piłkarzy Allegriego bardzo niepodobne. Zazwyczaj ten zespół gra rozważny futbol oparty na kontroli. A tym razem Hellas poczynał sobie bardzo pewnie z turyńczykami i dążył do strzelania kolejnych goli. Oczywiście ekipie z Werony brakowało momentami jakości i wyrachowania, które decyduje często najbardziej.
Jednak gospodarze zdołali urwać cenny punkt Bianconerim. Hellas zrównał się tym samym punktami z 17. w tabeli Sassuolo. Z kolei Juventus nie wygrywa swojego czwartego spotkania z rzędu. Scudetto odjechało na dobre, a Massimiliano Allegri musi zacząć myśleć, jak wydobyć swój zespół z powiększającego się kryzysu. Dodatkowo jeśli Milan jutro wygra swoje spotkanie, przeskoczy Juventus w tabeli. Wydawało się, że druga pozycja jest niezagrożona. Tymczasem wystarczyło kilka wpadek i nie dość, że oddala się Inter, to jeszcze Milan włączył się do walki o wicemistrzostwo Włoch.
Paweł Dawidowicz oraz Wojciech Szczęsny zagrali całe spotkanie. Karol Świderski wszedł na murawę w 65. minucie, Arkadiusz Milik pojawił się na boisku w 81. minucie.