Po pierwszej połowie fani Manchesteru United mogli być względnie zadowoleni z gry swojego zespołu. Wprawdzie rezultat nie był dla nich korzystny, ale przebieg spotkania dawał nadzieję, że podopieczni Ralfa Rangnicka są w stanie nawiązać walkę z sąsiadem zza miedzy. Tak się jednak nie stało. W drugiej połowie Czerwone Diabły były tylko tłem dla Manchesteru City, w którym dziś za wszystkie sznurki pociągał Kevin De Bruyne.
Kevin De Bruyne – motor napędowy zespołu
Zostając przy pierwszej połowie – odważna gra Manchesteru United i próby zakładania wyższego pressingu sprawiały, że gospodarzom otwierała się przestrzeń do ataków szybkich. Naprawdę ciężko przypomnieć sobie, kiedy ostatnio The Citizens przeprowadzili tyle akcji, w których tak szybko przechodzili z obrony do ataku, co w pierwszej połowie dzisiejszych derbów. Ralf Rangnick ustawił zespół w systemie 4-2-4/4-4-2 podczas zakładania pressingu, co przy doskoku zostawiało luki w środkowej strefie, gdzie Manchester City teoretycznie miał przewagę trzech na dwóch. Kluczowy w szybkim transportowaniu piłki z tercji obrony do ataku był właśnie Kevin De Bruyne. Jego umiejętność zdobywania terenu z futbolówką przy nodze była nieoceniona dla Manchesteru City. Ponadto Belg dwukrotnie odnalazł się w polu karnym po wbiegnięciu z drugiej linii i zdobył dwie bramki.
Po pierwszej połowie można było odnieść wrażenie, że Manchester City jest w zasięgu gospodarzy. Że – przypominając sobie poprzednie mecze – to już nie jest zespół bez wad, jak mogliśmy ich śmiało określać pod koniec 2021 roku. Nie potrafią już tak zamykać rywali na własnej połowie oraz są łatwiejsi do skontrowania.
Druga połowa jednak całkowicie temu zaprzeczyła.
Pep Guardiola przywrócił ustawienia fabryczne. Mecz ani na chwilę nie wymknął się Manchesterowi City spod kontroli. Obrazki, jakie oglądaliśmy po zmianie stron łudząco przypominały poprzednie derbowe starcie na Old Trafford. Od Manchesteru United z każdą kolejną minutą biła coraz większa bezradność. Jak to powiedział Pep Guardiola po ostatnich derbach – jego zespół schował piłkę do lodówki. Statystyki dla drużyny Rangnicka są bezlitosne – 0 strzałów w drugiej połowie i tylko 8% posiadania piłki w ostatnim kwadransie. To była bolesna deklasacja. Od przyjścia Guardioli do Manchesteru City żaden zespół nie potrafił wygrywać z nimi tak często, jak Man United. W tym sezonie dostali jednak dwie bolesne lekcje. Przekonali się, jaka przepaść dzieli ich od rywala zza miedzy. Teraz to oni są – jak to kiedyś Ferguson powiedział o The Citiznes – tym głośnym sąsiadem.
Kevin De Bruyne do dwóch goli w drugiej części gry dołożył asystę. To dogranie z rzutu rożnego musicie zobaczyć. Nietypowe, ale widać, że powtarzane na treningach. Wymierzone co do centymetra.
Skalę dominacji podopiecznych Guardioli w tym spotkaniu najlepiej oddaje porównanie liczb samego De Bruyne’a do całego zespołu Manchesteru United:
- Strzały: 6 vs 5
- Uderzenia celne: 4 vs 2
- Strzały z pola karnego: 5 vs 4
- Wykreowane szanse: 5 vs 2
- xG: 0,93 vs 0,58
- Gole: 2 vs 1
Kevin De Bruyne to piłkarz wielkich meczów
Przez ostatnie lata przyzwyczailiśmy się, że w Manchesterze City odpowiedzialność bierze na swoje barki każdy piłkarz. Liczba goli rozkłada się na wielu zawodników, rozegranie też nie zależy od jednego piłkarza. W meczach o najwyższą stawkę jednak zawsze jest ten argument na korzyść ekipy Guardioli, który nazywa się Kevin De Bruyne. On może przesądzić o losach spotkania w pojedynkę. Zrobić różnicę, która ostatecznie przechyli szalę na korzyść Manchesteru City.
Oczywiście narracja po tym spotkaniu będzie (i po części słusznie) taka, że zwycięstwo Manchesteru City to efekt świetnej dyspozycji całego zespołu. Po pierwszej połowie jednak łatwo byłoby obalić taką tezę. Coś w grze drużyny z Etihad się nie kleiło. Ale mieli Kevina De Bruyne’a. Belg zrobił różnicę, która mogła być kluczowa dla dalszych losów spotkania.