Czasy, kiedy włoskie zespoły rządziły na Starym Kontynencie, minęły bezpowrotnie. I po wczorajszym spotkaniu Juventusu nikt nie powinien mieć co do tego żadnych wątpliwości. Bo choć odpadnięcie Interu i Milanu można jeszcze zrozumieć, to dostanie batów od Villarrealu można traktować jako kolejną kompromitację Starej Damy.
2019/20 – porażka w ⅛ z Lyonem
2020/21 – porażka w ⅛ z Porto
2021/22 – porażka w ⅛ z Villarrealem
Po odpadnięciu Bianconerich, w ćwierćfinale Ligi Mistrzów ponownie nie ma żadnego zespołu z Italii. Jeszcze do niedawna byłoby to kompletnie nie do pomyślenia, a obecnie staje się smutną rzeczywistością.
Paraliż obrony
Rozgrywasz decydujące spotkanie o awans. Grasz świetną pierwszą połowę. Dominujesz nad rywalem, nie dopuszczając go do zagrożenia własnej bramki. Przychodzi ostatnie 15 minut i dajesz wbić sobie 3 bramki. Odpadasz.
To, w jakim stylu Stara Dama przegrała z Villarrealem jest po prostu haniebne. Rywale z Hiszpanii oddali przez cały mecz tylko 3 celne strzały i to one przesądziły o zwycięstwie.
Kolejnym zadziwiającym zjawiskiem jest sytuacja, w której obrońcy Bianconerich praktycznie w każdym meczu popełniają błąd, który skutkuje utratą bramki. Tracą krycie czy obalają przeciwnika w polu karnym. Tak jak wczoraj Daniele Rugani.
Wygląda to w ten sposób, jakby zawodnikom Allegriego w pewnym momencie odcinało zasilanie w mózgu i zapominali jak powinno się grać w piłkę. Choć przez cały mecz mogą grać bardzo dobrze, to i tak przyjdzie chwila zaćmienia.
Nijaki środek pola
Oglądając wczorajsze spotkanie, można było zauważyć, że Juve brakuje zawodnika pokroju Daniego Parejo. Przez Hiszpana przechodziła prawie każda akcja ofensywna Żółtej Łodzi Podwodnej. Pomocnik dyrygował tempo gry swojej ekipy, kierował kolegami. W skrócie prawdziwy lider środka pola.
Tych cech ponownie zabrakło u zawodników Juve, a Arthur i Rabiot zagrali znów bardzo słabe spotkanie. Szczególnie w pamięci zapadła mi sytuacja, kiedy Stara Dama rozgrywała atak pozycyjny, a Brazylijczyk zatrzymał się na środku połowy i czekał na podanie od kolegów. Żadnego ruchu, żadnego pokazania się do gry.
Nie zapominajmy, że nawet najlepszy napastnik nie będzie w stanie zdobyć bramki bez współpracy z pomocnikami. A wczoraj jedynymi pomysłami uruchomienia Dusana Vlahovica były długie piłki posyłane za linię obrony Villarrealu albo podanie do Cuadrado, który każdą piłkę wrzucał w pole karne (albo tracił po bezmyślnym dryblingu).
Siadająca psychika
Jestem pewny, że nie jeden z kibiców Bianconerich chciałby dowiedzieć się, co siedzi w głowach ich zawodników. Po pierwszej połowie ekipa Allegriego miała swoich przeciwników na widelcu. Villarreal nie potrafił oddać celnego uderzenia i tylko dzięki świetnym paradom bramkarza, wysoko nie przegrywał. I co zrobił Juventus po przerwie? Nie, nie ruszył z jeszcze większym impetem. Stara Dama zwolniła swoją grę. Pojawił się tylko jeden strzał. Zaczęły się bezsensowne podania w środku pola, które niczego nie wnosiły. Rzucając populizmem, Bianconeri nie dysponują genem prawdziwych zwycięzców. Ekipa z Turynu mogłaby się uczyć się od Jarosława Psikuty i jego „zajebiście silnej psychiki”.
Ostateczny rozrachunek
Śmiem przypuszczać, że Bianconeri co roku umawiają się między sobą, żeby sprawdzić jakie są ich granice wstydu. Odpadliśmy z Porto? Słabo! Trzeba przegrać z Villarrealem. A mówiąc już całkowicie poważnie, to co wyrabia ten klub w Lidze Mistrzów, jest przykre i niesamowicie kompromitujące.
Bianconeri w kilka lat przeszli drogę od postrachu Champions League i stałego uczestnika finałów, do kategorii przeciętniaka. I to takiego z dolnej półki. Tak, jak kiedyś przeciwnicy mogli mieć pełne gacie ze strachu przed meczem z Juve, tak teraz mogą je mieć wyłącznie ze śmiechu. Bo Stara Dama stała się istnym klubem memem.
Powiedzmy sobie szczerze: obecnie liga włoska niestety nie odgrywa w Lidze Mistrzów żadnej poważnej roli i nie jest w stanie konkurować z najlepszymi. A na horyzoncie nie widać niczego, co mogłoby zwiastować poprawę.