Julianna Pena sprawczynią jednej z największych sensacji w dziejach UFC. Amerykanka mająca wenezuelskie korzenie w szokujący sposób zakończyła pięcioletnie panowanie Amandy Nunes, uchodzącej za jedną z najlepszych zawodniczek w dziejach MMA.
O potędze „Lwicy” można opowiadać godzinami, więc skupmy się na faktach
Ostatnia porażka – wrzesień 2014 i pojedynek z Cat Zingano. Od tamtej pory w pokonanym polu pozostawione takie przeciwniczki jak Valentina Shevchenko, Miesha Tate, Ronda Rousey, Cris Cyborg, Holly Holm czy Megan Anderson. Nunes demolowała rywalki i to w ich koronnych płaszczyznach. Bez cienia wątpliwości stała się potęgą, kimś, kto nie pozostawiał żadnych wątpliwości co do swojej wyższości.
Gdy Amanda Nunes rozsiadała się na tronie, Julianna Pena walczyła z przeciwnościami losu. Jako młoda zawodniczka przegrała pojedynki z Sarah Moras oraz DeAnną Bennett i wydawało się, że pewnego poziomu nigdy nie przeskoczy. Olbrzymią szansą stał się program „The Ultimate Fighter”, w którym szukano wzmocnień kobiecej dywizji. Pena od początku uchodziła za worek treningowy dla zdecydowanie bardziej doświadczonych koleżanek. Tak naprawdę, wierzyła w nią chyba tylko Miesha Tate, która wybrała Juliannę jako pierwszą do swojego zespołu. Odmienną opinię miała wówczas Ronda Rousey, która już w pierwszym pojedynku programu zestawiła Penę z główną faworytką – Shayną Baszler. Pojedynek skończył się niespodzianką w postaci zwycięstwa Peny przez poddanie.
Obserwując Juliannę, można było odnieść wrażenie, że to osoba „z innego świata”
Niesamowicie chaotyczna w swoich walkach, bez jednej wybitnej techniki, popełniająca banalne błędy, a zarazem dziwnym trafem potrafiąca odnosić zwycięstwa dzięki swojej determinacji. Po jej dalszych występach mogliśmy oczekiwać wszystkiego – totalnej deklasacji ze strony rywalek wykorzystujących jej dziurawą stójkę, albo „przypadkowych” sprowadzeń i zaskakujących prób poddań. W kolejnych rundach turnieju wyższość Amerykanki uznać musiały Sarah Moras (rewanż za wcześniejszą porażkę) a w finale Jessica Rakoczy. Pena sensacyjnie wygrała „TUFa” i szykowała się do pojedynku z Jessicą Andrade. Niestety, podczas treningu doznała ciężkiego urazu kolana, uszkadzając m.in. więzadło krzyżowe przednie, więzadło poboczne przyśrodkowe, więzadło poboczne strzałkowe i łąkotkę. Początkowo wydawało się, że może to oznaczać koniec marzeń o występach w MMA, ale Julianna postanowiła podjąć walkę o powrót.
Wróciła, i w trzech kolejnych walkach pokonała solidne rywalki jak Milana Dudieva, Jessica Eye i Cat Zingano. Wydawało się, że walkę o pas ma na wyciągnięcie ręki… Na drodze stanęła jej Valentina Shevchenko, która bez większych problemów pokazała swoją wyższość. Pena ogłosiła zawieszenie kariery i poświęcenie się macierzyństwu. Urodziła córkę, a jej przerwa w występach trwała 2.5 roku. Większość komentatorów uważała, że nie będzie w stanie wrócić na wysoki – czy nawet solidny poziom. Kobiece MMA rozwinęło się, a Pena – niezwykle chaotyczna zawodniczka „stracila” tyle czasu z treningów. To się nie mogło udać.
W paźdierniku 2020 roku Julianna została poddana przez Germaine de Randamie na gali w Abu Dhabi
Zwycięstwo nad Sarą McMann i brak rywalek dla Nunes, sprawiły, że Amerykanka dostała w końcu swoją szansę walki o pas. Zasłużoną? Absolutnie nie! Jej bilans z 4 starć przed pojedynkiem o pas, to 2 zwycięstwa i 2 porażki. Amanda Nunes zdemolowała po prostu resztę pretendentek, a Julianna Pena była „świeżą twarzą”, kimś kto nie miał jeszcze możliwości pojedynku o pas. Panie zmierzyć się miały już w sierpniu 2021 roku, ale Brazylijka poinformowała o pozytywnym wyniku testu na COVID-19.
Do walki doszło dopiero w grudniu. Po pierwszej rundzie, którą wygrała „Lwica”, w drugiej doznaliśmy szoku. Z sekundy na sekundę Nunes słabła, a Julianna Pena wyprowadzała kolejne szarże. Chaotyczne oczywiście, bowiem ciężko tu mówić o jakichś niesamowitych kombinacjach. W końcu, Amerykanka sprowadziła przeciwniczkę do parteru, a tam udusiła Nunes – chociaż sprawiedliwie rzecz ujmując musimy przyznać, że Amanda poddała się przy ledwie zapiętym duszeniu. Co się wydarzyło w tym pojedynku? Czy to przebyty koronawirus odcisnął piętno na kondycji Amandy Nunes? Trudno wyrokować, ale myślę, że śmiało możemy napisać, że to ona przegrała walkę bardziej, niż Pena wygrała.
Historia Julianny pokazuje jednak, że zawsze warto walczyć o swoje marzenia
Uważam, że nie jest najlepszą zawodniczką kobiecego MMA. Ba! Może nie być nawet top 5, ale mimo wielku niepowodzeń, tę jedną szansę potrafiła wykorzystać. Nawet jeśli w kolejnym pojedynku straci pas, to w tym momencie ma swoje 5 minut.