Była saga transferowa związana z Raphinhą, była saga wokół Roberta Lewandowskiego. Bez kolejnej, emocjonującej sagi nie obyło się także w przypadku Julesa Kounde. Finalnie jednak, Francuz podobnie jak wyżej wymienieni zawodnicy, wylądował w Barcelonie. To kolejna wielka wygrana katalońskiego klubu podczas letniego okienka. I zarazem kolejna spektakularna porażka Chelsea. Co transfer Julesa Kounde oznacza dla obu drużyn?
Gerard Romero – największy wygrany transferu Kounde?
Omawiając transfer Julesa Kounde, nie da się ominąć kwestii Gerarda Romero i jego wielkiego show wokół tej transakcji. Zacznijmy od tego, że gdy jako pierwszy podawał informacje o tym, że Kounde prawie na pewno trafi do Barcy, mało kto w to wierzył. Większość uznanych źródeł nie podzielała zdania hiszpańskiego informatora, który od dłuższego czasu kroczy pod prąd zwyczajowym formom przekazu. Słynne „Coś się dzieje” z często wyszydzanego i mało wiarygodnego dla wielu sloganu, przerodziło się w sygnał oznaczający potencjalny przypływ bardzo wartościowych newsów. Transfer francuskiego obrońcy może stać się wizytówką Hiszpana i przepustką do osiągnięcia jeszcze większego grona obserwujących. Może i Romero i jego Jijantes mają dziwne metody funkcjonowania. Ale skoro są one skuteczne, a podawane informacje stają się wiarygodne, to czemu ludzie mieliby mu nie ufać?
Chelsea upokorzona przez Barcelonę
Jeszcze kilka tygodni temu, mogło się nam wydawać że Chelsea po przejęciu przez nowego właściciela zmierza w bardzo dobrym kierunku. W końcu zakontraktowali Raheema Sterlinga z Manchesteru City i sprowadzili Kalidou Koulibaly’ego z Napoli. Wydawało się, że to ponownie może być zespół rywalizujący o najwyższe cele. Niestety cała ta pozytywna otoczka wokół ekipy „The Blues” posypała się na przestrzeni ostatnich kilku dni. Kiedy kibicom Chelsea zdawało się, że Raphinha jest już jedną nogą na Stamford Bridge, Barcelona przechwyciła Brazylijczyka i ten ostatecznie trafił na Camp Nou.
Jednak w przypadku Kounde, sytuacja była jeszcze bardziej napięta. To był jeden z priorytetów transferowych Chelsea jeszcze od zeszłego lata, kiedy bardzo wiele mediów łączyło Francuza z angielskim zespołem. Do transferu koniec końców nie doszło, ale po odejściu Antonio Rudigera do Realu Madryt i Christensena do Barcelony, dopięcie tej transakcji powinno być dla Chelsea obowiązkiem. I co? I znowu to samo. Negocjacje przeciągały się tygodniami, Barca kusiła młodego obrońcę kolejnymi wzmocnieniami i wizją atrakcyjnego projektu. Podczas gdy Chelsea szukająca formy, przegrywała sparing z Arsenalem 0:4. To musiało działać na wyobraźnię.
FC Barcelona po raz kolejny dopięła swego. Kounde wybrał słoneczną Hiszpanię i pozostanie w La Lidze. Chelsea została na lodzie, upokorzona przez klub, który zamierza odebrać jej dwóch kolejnych graczy – Cesara Azpilicuetę i Marcosa Alonso. Nic dziwnego, że atmosfera w londyńskim klubie nie jest zbyt dobra.
Kounde receptą na problemy Barcy w obronie?
Abstrahując od wszelkich aspektów czysto technicznych i fizycznych Julesa Kounde, które stoją oczywiście na topowym poziomie, warto podkreślić wielofunkcyjność tego zawodnika. Kounde to oczywiście w głównej mierze środkowy obrońca o doskonałym wyprowadzeniu piłki, z genialnym długim podaniem i bardzo skuteczny w pojedynkach 1v1. Ale w razie potrzeby, a wiemy że na dzień dzisiejszy w Barcelonie taka potrzeba zdecydowanie jest, Francuz może zagrać chociażby w roli prawego obrońcy.
Załóżmy niesamowicie pechowy scenariusz, w którym niedysponowani są Sergino Dest, Sergi Roberto. Dodajmy do tego nawet Ronalda Araujo, który również grywa na pozycji prawego defensora. Na pierwszy rzut oka – tragedia, co zrobić? I wtedy na prawą obronę wskakuje Kounde, a na środku zostaje chociażby para Christensen – Garcia, którą mieliśmy okazję zobaczyć podczas ostatniego, towarzyskiego El Clasico. Kto wie, może Xavi pokusi się nawet czasami o przejście na grę w trójce obrońców, gdzie Kounde również by sobie poradził. Choć oczywiście w normalnych warunkach Kounde powinien stworzyć z Ronaldem Araujo duet środkowych obrońców w wyjściowej jedenastce Barcelony.
Nie pójść w ślady Lengleta
Choć na pierwszy rzut oka porównanie Julesa Kounde i Clementa Lengleta może się wydawać nieco dziwne, to wspólnych mianowników jest tutaj wbrew pozorom naprawdę wiele. Lenglet dołączał do Dumy Katalonii w 2018 roku właśnie jako zawodnik Sevilli. Był on postrzegany jako młody talent z wielkim potencjałem. Uznawano go za jednego z najlepszych defensorów całej ligi hiszpańskiej. Jak sprawy potoczyły się dalej wszyscy wiemy. Zeszły sezon Julesa Kounde nie był tak wybitny, jak chociażby kampania 20/21. Wtedy swoją wszechstronnością, dojrzałością i umiejętnościami zachwycił cały piłkarski świat.
Podczas minionego sezonu widać było po nim jednak, że brak przenosin do Chelsea i niepewność w kontekście przyszłości, wpłynęły na niego negatywnie. Teraz, po tak długiej i męczącej sadze z jego udziałem, ten „mindset” również nie będzie czysty. Pytanie brzmi zatem, czy kilka tygodni wystarczy, aby Kounde wrócił do optymalnej formy psychicznej i fizycznej już na start La Ligi 22/23. Dobre wejście w sezon może być w tym przypadku bardzo ważne, aby móc grać na pełni możliwości, jaką Kounde oferuje. A presja jest przecież ogromna – twój transfer kosztował 60 mln euro, więc oczekuje się od ciebie topowego gry na topowym poziomie. Do tego musisz rywalizować z naprawdę dobrymi obrońcami, a stawką jest nie tylko gra w podstawowym składzie, ale potencjalnie także powołanie na mundial w Katarze.
Jeśli zatem Kounde da wejść sobie na głowę tym wszystkim myślom, powtórka z Lengleta może się okazać bardziej prawdopodobna, niż nam się wydaje. Ale miejmy nadzieję, że tak się jednak nie stanie, bo Kounde w formie to gracz którego obserwowanie na boisku jest czystą przyjemnością.