Joao Palhinha. Wyczekiwany transfer Bayernu, który… Nie dostaje szans gry

Czy zdarzało Wam się czekać na prezent, snując plany jak wspaniały czas spędzicie z wymarzonym podarkiem? Gdy w waszych rękach znalazło się wyczekiwane cudo – magia nagle umykała? Podobną sytuację przeżywają obecnie kibice Bayernu Monachium. Owym prezentem jest Joao Palhinha, którego angaż był celem Bawarczyków przez 3 okienka transferowe. Kiedy jednak udało się sfinalizować wymarzony ruch (co kosztowało 55 mln euro), okazało się, że Portugalczyk nie jest kimś, bez kogo Bayern nie mógłby funkcjonować. Mało tego – powoli zbliżamy się do momentu, w którym zasadne stanie się pytanie – czy tego typu transfer był w ogóle potrzebny?

Bayern miał wielki apetyt na Portugalczyka

W sezonie 2022/23 Joao Palhinha jednym tchem wymieniany był jako jedna z najciekawszych postaci Premier League. W tym miejscu opisywaliśmy wkład pomocnika w grę Fulham. Zawodnik wpadł wówczas w oko Bawarczyków. Negocjacje z Anglikami nie były łatwe, ale ostatecznie udało się ściągnąć Portugalczyka do Monachium.

REKLAMA

Joao zaliczył dwie serie testów medycznych, przeszedł sesję fotograficzną w nowych barwach i… nie został graczem Bayernu. Fulham nie znalazło następcy swojego lidera i ostatecznie zablokowało sprzedaż. Walka z czasem została przegrana, ale Bawarczycy powrócili do temu latem 2024 roku. Tym razem transfer klepnięto na długo przed zamknięciem okienka. Max Eberl mógł ogłosić sukces:

Joao Palhinha był rozchwytywany przez Bayern zeszłego lata – i słusznie. Ważne było, abyśmy nigdy nie stracili kontaktu. Joao naprawdę chciał przyjść do Bayernu, a my potrzebujemy takich zawodników. Jest ważnym elementem naszej przyszłości. Po raz kolejny pokazał swoje mocne strony na dużej scenie podczas Euro i wnosi wiele doświadczenia, grając wcześniej na Euro i Mistrzostwach Świata, a także zaliczając około 300 występów w lidze portugalskiej i angielskiej. Zapewni nam większą stabilność w środku pola.

Joao Palhinha ofiarą kłopotów bogactwa?

Cofnijmy się do kwietnia 2023 roku i przegranego starcia Bayernu z Manchesterem City w Lidze Mistrzów. Thomas Tuchel wystawił wówczas standardowy duet w środku pola – Joshua Kimmich oraz Leon Goretzka. Alternatywą mógł być Ryan Gravenberch, jednak obecny piłkarz Liverpoolu nie należał do grona ulubieńców niemieckiego szkoleniowca. Tak naprawdę nigdy nie odegrał znaczącej roli w grze Die Roten i nie liczył się w rywalizacji.

Czy w takiej sytuacji transfer Palhinhi był racjonalny? Jak najbardziej! Bawarczycy ograniczali się do dwóch środkowych pomocników, nie mając alternatyw. Pozyskanie lidera Fulham wydawało się doskonałym ruchem, do którego jednak ostatecznie nie doszło.

Rok później Bawarczycy mierzyli się z Realem Madryt. W środku pola grali Leon Goretzka oraz Konrad Laimer, głównie dlatego, że Kimmich został przesunięty na prawą obronę. W październiku 2023 roku szansę dostał Aleksandar Pavlović i szybko stało się jasne, że Bayern przypadkowo wypromował znakomicie zapowiadającego się defensywnego pomocnika. Życie nie znosi próżni. Zamiast sporego wydatku na Portugalczyka, udało się znaleźć świetnego gracza we własnych szeregach.

Pavlović wypełnił lukę

Kolejny skok w czasie – niedawne starcie Bayernu z Bayerem Leverkusen. W środku pola Kimmich oraz Pavlović. Obaj należący do grona najlepszych w szeregach Vincenta Kompany’ego. Do tego Laimer i Goretzka na ławce rezerwowych. Joao Palhinha… Nie pojawił się na murawie. Taka sama sytuacja miała zresztą miejsce w starciach z Wolfsburgiem oraz Dinamem Zagrzeb.

Cały dotychczasowy dorobek Portugalczyka w Bayernie to 153 minuty gry na 720 możliwych. Obiektywnie trudno ocenić, by w tym czasie pokazał cokolwiek, pozwalającego mu wygrać rywalizację z Kimmichem czy Pavloviciem. Z sytuacji, w której Bayern miał dwie-trzy opcje w środku pola, przeszliśmy do momentu, gdy kandydatów jest pięciu, a Palhinha to opcja numer 3, a przecież niemieckie media przekonywały, że to absolutny top. Portugalczyk miał być liderem hierarchii środkowych pomocników.

Dobra mina do złej gry?

Co na to były zawodnik Fulham? To samo co jego obecny szkoleniowiec. Pytani o niewielki dorobek minutowy Joao ograniczają się do banałów typu Nieważne kto gra, liczy się drużyna, sezon jest długi. Przed startem rozgrywek 2024/25 przekonywano, że Palhinha od początku będzie zawodnikiem pierwszego składu. Na początku września dziennikarz Frank Linkesh przewidywał, że 29-latek prawdopodobnie częściej będzie grał w Lidze Mistrzów, a Pavlović w Bundeslidze.

REKLAMA

Kompany miał znaleźć sposób na pogodzenie weterana (Kimmich), wielkiego talentu (Pavlović) i nowej gwiazdy (Palhinha). Trudno jednak, by Bayern odsuwał od pierwszej jedenastki 20-latka, który przebojem wdarł się do drużyny i jest obok Jamala Musiali najciekawszym młodym piłkarzem w kadrze Die Roten.

Rok temu Bayern miał kłopoty w środku pola i angaż Portugalczyka wydawał się konieczny. Dziś poszerza jedynie rywalizację i daje szanse rotacji, gdyby Pavlović lub Kimmich złapali dołek formy lub mieli problemy zdrowotne. Kompany stawia sprawę jasno – nie chce rozbijać układu, który dobrze funkcjonuje. Nie ma więc terminu, w którym Palhinha mógłby przebić się do pierwszego składu, bowiem środek pola spełnia oczekiwania.

Dziennikarze coraz częściej pytają o Palhinhę

Z pewnością wielu z Was widząc tytuł tego tekstu powie – przesada. Kompany i Eberl mają racje, nie ma sensu oceniać transferu Portugalczyka po pięciu kolejkach Bundesligi. To oczywista prawda – Joao Palhinha jest piłkarzem, który nadal może odegrać kluczową rolę w wynikach Bayernu Monachium.

Vincent Kompany otrzymał prezent, który powinien dodać mu jakości w kadrze meczowej. Póki co generuje głównie pytania dziennikarzy. Każdy kolejny mecz bez Portugalczyka w jedenastce to wątpliwości, czy rzeczywiście Bawarczycy potrzebowali 29-latka. Co więcej, Leon Goretzka nie poddaje się, by odzyskać swoją pozycję w zespole i nie czuje się gorszy od swojego portugalskiego kolegi.

Palhinha więźniem gigantycznych oczekiwań

Wracając do porównania z początku – nie możemy napisać, że Joao Palhinha to nietrafiony prezent. Po prostu, nie wywołał póki co efektu wow. Nie sprawił, że ktokolwiek popadł w euforię, ulegając jego urokowi. Jego wartość jest spora, ale na ten moment został odłożony na półkę z wiarą, że w końcu się przyda. Im dłużej pozostanie w takiej sytuacji, tym intensywniejsze będą pytania o sens zakupu.

55 mln euro dla Fulham (tyle wskazuje serwis transfermarkt, niemieckie źródła pisały o 45 mln euro), pensja, która może sięgać nawet 16-17 mln euro. Duże koszta jak na piłkarza, z którego pożytek na starcie sezonu jest znikomy. Długie wyczekiwanie na ten transfer (ponad rok) i znaczący wydatek sprawiły, że Palhinha musi radzić sobie z dużymi oczekiwaniami. Ta kwestia wydaje się kluczowa. Kibice przed 3 okienka transferowe byli przekonywani, że Portugalczyk jest niezbędny i z miejsca stanie się czołową postacią zespołu, więc warto walczyć o jego angaż, tymczasem Joao jest dziś dopiero 3. wyborem w środku pomocy. Wokół 29-latka zbudowano tak wielkie oczekiwania, że sprostanie nim będzie bardzo trudnym zadaniem, a brak regularnych występów komplikuje temat.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,722FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ