W barwach nowego zespołu przebywał na boisku zaledwie 130 minut, a już trzy razy wpisał się na listę strzelców, formalnie zaliczył jedną asystę (a nieformalnie możemy dopisać drugą, ponieważ gdyby nie jego inteligentne przepuszczenie piłki to gola Roberta Lewandowskiego w meczu z Betisem by nie było) i rozkręcił całą ofensywę. Choć transfer ten przeszedł bez większego echa to Joao Felix od początku pokazuje, że może być dla Barcelony game-changerem. Piłkarzem, dzięki któremu popadająca ostatnimi czasy w marazm ofensywa zyska nowe życie.
Spadek pozycji na rynku
Pozycja Joao Felixa na piłkarskim rynku w ostatnich latach pomału, ale regularnie spadała w dół. Gdy Atletico latem 2019 roku płaciło za niego ponad 120 mln euro zdawaliśmy sobie sprawę, że nie jest to jego realna wartość, ale sama kwota sugerowała ogromny potencjał. W barwach Rojiblancos Portugalczyk miał co najwyżej momenty, w których taka suma transferu byłaby uzasadniona. Joao Felix dusił się w ramach taktycznych Diego Simeone nastawionych na defensywę, natomiast klub po ponad trzech latach doszedł do wniosku, że musi odzyskać choć część pieniędzy, które zainwestował w Portugalczyka. W styczniu 23-latek został wypożyczony do Chelsea. Początek był obiecujący. Zawodnik potwierdził, że ma wysokie umiejętności indywidualne, ale stworzenie systemu, który pozwoliłby mu błyszczeć, a zarazem wyciągnąłby to co najlepsze z reszty zespołu to zadanie, które przerosło kolejnych menedżerów (najpierw Grahama Pottera, później Franka Lamparda).
Chelsea nie zdecydowała się wykupić zawodnika, więc po sezonie znów wrócił on na Civitas Metropolitano, ale jasne było, że jeszcze tego samego lata zmieni pracodawcę. Po nieudanym okresie w barwach The Blues jego pozycja spadła na tyle, że żaden topowy europejski klub nie był zainteresowany, a propozycję przedstawiły oczywiście kluby z Arabii Saudyjskiej. Joao Felix wciąż żywił jednak nadzieję, że znajdzie się dla niego miejsce na najwyższym poziomie i próbował zwrócić na siebie uwagę Barcelony. – Bardzo chciałbym grać dla Barcelony. Blaugrana zawsze była moim pierwszym wyborem i chciałbym do niej dołączyć. To zawsze było moje marzenie, odkąd byłem dzieckiem. Jeśli tak się stanie, będzie to dla mnie spełnienie marzeń – mówił w lipcu w rozmowie z Fabrizio Romano. Marzenie się spełniło. Pod koniec okienka Barcelona zdecydowała się sprowadzić Joao Felixa w formie – ze względu na finansowe Fair Play oraz prawdopodobnie ryzyko niepowodzenia transferu – jedynie wypożyczenia.
Joao Felix potrzebował Barcelony, Barcelona potrzebowała jego
Joao Felix wreszcie trafił do klubu, który:
- Gra ofensywny futbol, długo utrzymuje się przy piłce i większość czasu spędza na połowie rywala (Atletico takim nie było)
- Ma jasno określoną strukturę i rolę dla zawodników na poszczególnych pozycjach (tego brakowało w Chelsea)
Tylko tyle i aż tyle potrzebował Joao Felix, aby zacząć błyszczeć. Choć dopiero co zaczął swoją przygodę z Barceloną to w pierwszych meczach już widać ile może on dać zespołowi, gdy dobrze uwypukli się jego atuty. Chelsea nie potrafiła wykorzystać jego uniwersalności w ofensywie, w której nie był jedynym piłkarzem, którego trudno było przyporządkować do jednej konkretnej pozycji.
Joao Felix więc zyskał, ale zyskała też Barcelona. Xavi potrzebował piłkarza do nietypowej roli. Potrzebował zawodnika, który:
- W defensywie będzie lewoskrzydłowym w ustawieniu 4-3-3
- W fazie posiadania piłki będzie schodził do środka i zajmował lewą półprzestrzeń.
Dotychczas funkcję tę w zespole Barcelony najczęściej pełnił Gavi (nominalny środkowy pomocnik), a rzadziej któryś ze skrzydłowych – Ferran Torres lub Ansu Fati. Dla nich nie było to jednak naturalne środowisko. Pozycja ta nie jest popularna w dzisiejszym futbolu. W zespołach, które w posiadaniu piłki grają kwartetem pomocników w strukturze 2-2 (dwóch niżej – dwóch wyżej) obsadzają w tej roli środkowych/ofensywnych pomocników (choć po kontuzji De Bruyne’a City też wykorzystuje manewr Barcelony ze ścinającym do środka skrzydłowym). Joao Felix jako mix skrzydłowego, „10-tki”, i „9-tki” do tej roli pasuje.
Rozwiązane (?) problemy Barcelony
Różnica pomiędzy ostatnimi meczami Barcelony z Joao Felixem, a początkiem sezonu bez niego jest kolosalna. W dwóch spotkaniach z Realem Betis i Royal Antwerp zespół strzelił więcej goli (10) niż w poprzednich czterech (8). Joao Felix związał cały atak. Spośród zawodników, którzy grają w środku pomocy w ekipie Xaviego większość lepiej czuje się ustawiona niżej. Są bardziej specjalistami od zagrywania piłki w ostatnią tercję, posyłania podań do przodu niż otrzymywania jej w tej strefie. Choć Pedri, Gavi czy Gundogan grając wyżej spisują się dobrze to brakuje im „czegoś ekstra”, co ma Joao Felix. Czegoś, co objawia się w instynkcie przy zachowaniach pod polem karnym rywala. Każdy z nich jest zawodnikiem bardziej „bezpiecznym” niż „ryzykownym” stawiając w pierwszej kolejności na utrzymanie piłki i kontrolę meczu. Xavi potrzebował piłkarza grajacego bardziej wertykalnie, który świetnie szuka sobie miejsca między liniami, potrafi błyskawicznie obrócić się w stronę bramki i szybko podjąć optymalną decyzję.
Po wprowadzeniu do podstawowej jedenastki Joao Felixa odżył także Robert Lewandowski. Gorsza forma Polaka była oczywiście w większości spowodowana spadkiem umiejętności jego samego, ale teraz możemy stawiać tezę, że także charakterystyka grających przed nim ofensywnych pomocników miała na to lekki wpływ. 23-latek gra blisko Lewandowskiego, szybko złapał z nim chemię i dostrzega jego ruchy w przestrzenie, które tworzą się, gdy Felix ma piłkę i skupia na sobie uwagę rywali.
Portugalczyk od wspomnianego lata 2019 roku i wielkiego transferu do Atletico nie miał ani jednego dłuższego okresu, w którym moglibyśmy powiedzieć, że jest wart kwoty, którą za niego zapłacono. Dwa mecze w barwach Dumy Katalonii to oczywiście za wcześnie, aby tak pisać, ale pierwsze minuty w Barcelonie sugerują, że Joao Felix wreszcie regularnie będzie grał jak na najwyższy światowy poziom przystało.