Jest niedosyt, ale też rozwój. Aston Villa rozgościła się w czołówce

Przed ostatnią kolejką Aston Villa nie miała wszystkiego w swoich rękach. Musiała liczyć na potknięcie kogoś z trójki Manchester City, Newcastle i Chelsea oraz samemu pokonać Manchester United. Wydawało się, że to ostatnie zadanie jest tylko formalnością. Czerwone Diabły przystępowały do tego spotkania w fatalnej formie. W dodatku w środę przegrały finał Ligi Europy, a w Premier League nie grały już o nic. Podopieczni Unaia Emery’ego z kolei od początku marca wygrali osiem z dziewięciu spotkań. Mimo to, w niedzielę The Villans ulegli ekipie Rubena Amorima 0:2. Biorąc pod uwagę, że Newcastle również poniosło porażkę – 0:1 z Evertonem – na Villa Park muszą czuć spory niedosyt.

Aston Villa ma za sobą udany sezon

Niemniej jednak, przed sezonem większość kibiców Aston Villi takie wyniki, jak w minionej kampanii raczej wzięłoby w ciemno. Co prawda, nie udało się ponownie zapewnić sobie gry w Lidze Mistrzów, jednak zabrakło do tego tylko jednego punktu lub lepszej różnicy bramek. Być może The Villans zagraliby w następnej edycji Champions League, gdyby nie kontrowersyjna decyzja sędziego o przedwczesnym odgwizdaniu faulu Morgana Rogersa na Altayu Bayindirze. Być może, bo nie mamy pewności czy po pierwsze zespół Emery’ego dowiózłby korzystny wynik do końca, a po drugie czy rywalizacja Newcastle z Evertonem zakończyłaby się takim samym rezultatem.

REKLAMA

Można tutaj gdybać, ale jednego Aston Villi nie można zabierać – byli o krok od drugiego z rzędu awansu do Ligi Mistrzów. Dodając do tego udany debiutancki występ w tych rozgrywkach, gdzie doszli do ćwierćfinału i byli bardzo blisko wyeliminowania późniejszego finalisty PSG, oraz dotarcie do półfinału FA Cup, progres jaki zrobiła Aston Villa jest widoczny. Mimo, że w poprzednim sezonie zajęli czwarte miejsce, to konkurencja nie była tak wymagająca. W trwających rozgrywkach zdobyli tylko dwa punkty mniej, a przecież dodatkowo musieli rywalizować w Lidze Mistrzów. The Villans zostali największym przegranym ostatniej kolejki, jednak patrząc przez pryzmat całego sezonu, zrobili kolejny krok do przodu w rozwoju.

Wymagający sezon z europejskimi pucharami

Dla wielu klubów pierwszy awans po wielu latach przerwy do Ligi Mistrzów bądź europejskich pucharów okazuje się zbyt trudny do przeskoczenia. W poprzednim sezonie najlepszym tego przykładem było Newcastle. Sroki po błyskawicznym awansie do czołówki nie były przygotowane na łączenie gry na kilku frontach. Zespół Eddiego Howe’a zajął ostatnie miejsce w bardzo wymagającej grupie, ale to w lidze najbardziej odczuwał tego skutki. Newcastle przez cały sezon zmagało się z plagą kontuzji i głównie dzięki dobrej końcówce sezonu finiszowali na siódmym miejscu.

Brighton również był stawiany za wzór mądrze prowadzonego klubu. Ciągły proces rozwoju zaprowadził ich do gry w Lidze Europy. Jednak w sezonie, w którym musieli połączyć występy w kraju i Europie, pojawiły się pierwsze zgrzyty. Mewy zakończyły minione rozgrywki na 11. miejscu i – podobnie jak w przypadku Newcastle – dała o sobie znać zbyt wąska kadra. Podobne problemy z pogodzeniem gry w Premier League i europejskich pucharach miał West Ham. W sezonie, w którym Młoty wygrały Ligę Konferencji zajęły dopiero 14. lokatę w lidze. Jak pokazał obecny sezon nie jest to problem jedynie klubów spoza Big Six. W finale Ligi Europy spotkały się Manchester United i Tottenham, które do tej konfrontacji przystępowały na dwóch ostatnich bezpiecznych miejscach.

Aston Villa pogodziła grę na kilku frontach

Dla Aston Villi miniony sezon nie był debiutanckim w europejskich pucharach. We wcześniejszej kampanii mieli okazję grać w Lidze Konferencji, gdzie dotarli do półfinału. Oczywiście rozgrywki te ciężko porównywać z Liga Mistrzów, jednak już wtedy The Villans pokazali, że potrafią łączyć grę na wielu frontach. Co prawda, pod koniec sezonu widać już było po nich zmęczenie. Półfinał z Olympiakosem przegrali w słabym stylu, a w lidze nie wygrali żadnego z ostatnich czterech spotkań. Mimo wszystko, udało im się utrzymać miejsce w pierwszej czwórce i zapewnić sobie awans do Ligi Mistrzów.

Niemniej jednak, to obecny sezon był znacznie bardziej wymagający. Emery nie mógł sobie pozwolić na tak duże rotacje w Champions League, jakich dokonywał rok wcześniej w Lidze Konferencji. Aston Villa co 3-4 dni musiała wspinać się na wyżyny swoich możliwości, aby skutecznie rywalizować w kraju i Europie. Problemy te były widoczne zwłaszcza po spotkaniach w Lidze Mistrzów. W pierwszych ośmiu meczach ligowych rozgrywanych bezpośrednio po starciach Champions League The Villans zdobyli jedynie sześć punktów. Wygrali tylko raz, po pierwszej kolejce Ligi Mistrzów, kiedy zmęczenie zarówno fizyczne, jak i mentalne nie było jeszcze tak duże.

Ryzyko, które się (nie) opłaciło

Po pierwszej połowie sezonu można było postawić tezę, że Aston Villa będzie kolejnym zespołem, którego wyniki ligowe ucierpią na awansie do Ligi Mistrzów. Jeszcze na początku marca ekipa Emery’ego była na dziesiątym miejscu w tabeli. Mając jeden mecz rozegrany więcej, do piątej Chelsea traciła cztery punkty. Różnica ta była jak najbardziej do odrobienia. Biorąc jednak pod uwagę tempo, w jakim punktowali The Villans (1,5 punktu na mecz), ciężko było myśleć o kolejnych występach w Champions League bez poprawy wyników. Od marca Aston Villa jest jednak najlepiej punktującym zespołem (średnio 2,4 na spotkanie). Piłkarze Emery’ego awans do Ligi Mistrzów zaprzepaścili nie w ostatniej kolejce, a w wyniku gorszej pierwszej części sezonu.

Kluczowe okazało się zimowe okienko transferowe. Właściciele klubu wyciągnęli wnioski z poprzedniego roku, kiedy piłkarze kończyli sezon na oparach, i tym razem znacząco się wzmocnili. Głównym priorytetem było przede wszystkim poszerzenie kadry tak, aby trener miał większe pole manewru. W styczniu do klubu na stałe przyszli Donyell Malen i Andres Garcia, a wypożyczeni zostali Marcus Rashford, Marco Asensio i Axel Disasi. Mimo, że jedynie Rashford zdołał wywalczyć sobie miejsce w podstawowej jedenastce, to Asensio okazał się wartościowym zmiennikiem, a reszta solidnym uzupełnieniem składu.

Aston Villa zimą zagrała va banque. Inwestycja ta miała zwrócić się w postaci pieniędzy, które zagwarantuje udział w następnej edycji Ligi Mistrzów. Ostatecznie celu tego nie udało się osiągnąć, przez co The Villans po raz kolejny latem będą zmuszeni do sprzedaży któregoś z kluczowych zawodników. Mimo wszystko, miniona kampania była kolejnym krokiem do przodu. Ekipa Unaia Emery’ego pokazała, że jest w stanie skutecznie rywalizować zarówno w Lidze Mistrzów, jak i Premier League. W wielu spotkaniach z najlepszymi zespołami w Europie rywalizowała jak równy z równym. Aston Villa dopiero co weszła do czołówki, a już pomału zaczyna się w niej rozgaszczać.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,982FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ