To szalone, co zdarzyło się dzisiejszego wieczoru w Grupie E. Przez chwilę Hiszpania i Niemcy byli poza mundialem. Japonia znowu sprawiła ogromną niespodziankę i ograła faworyta, serwując tym samym niezwykle emocjonujące widowisko.
Hiszpania ułożyła sobie mecz już od samego początku
Japonia wydawała się nieco bardziej wymagającym rywalem dla Hiszpanów niż Kostaryka, ale na boisku nie było tego widać. Hiszpanie grali swoją piłkę, praktycznie nie dając powąchać futbolówki Japończykom. W pierwszej połowie spotkania piłkarze La Furia Roja wymienili 566 podań, z czego 530 celnych (94%). Na prowadzenie wyszli już w 11. minucie rywalizacji, kiedy Alvaro Morata trafił do siatki głową po dośrodkowaniu Azpilicuety. To była 3 bramka Hiszpana na mundialu w Katarze. Jedyną niefrasobliwością podopiecznych Luisa Enrique były nieliczne straty Busquetsa, czy ryzykowne zagrania defensorów do Unaia Simona. Jeśli Japonia chciała powalczyć o jakieś punkty w tym meczu, to musiała skorzystać właśnie z takich fragmentów nieuwagi ich przeciwników.
Japonia znowu to zrobiła
Wspomniałem o lekceważącej postawie Hiszpanów w niektórych momentach pierwszej części meczu? Zadowolenie z wyniku 1:0 było (niespodzianka)… zgubne. Samurajowie powtórzyli scenariusz ze spotkania przeciwko Niemcom. Dwie szybkie bramki i namacalny szok na twarzach rywali. Najpierw w 48. minucie bramkę wyrównującą zdobył wprowadzony z ławki Ritsu Doan, a 3 minuty później po weryfikacji VARu uznane zostało również trafienie Ao Tanaki na 2:1. Oni znowu to zrobili – genialny szkoleniowiec Hajime Moriyasu i jego nieprzewidywalny oddział Samurajów od zadań specjalnych. Hiszpania miała na odrobienie strat blisko 50 minut. Nie potrafili sobie stworzyć ani jednej tak dobrej sytuacji jak ta, po której bramkę zdobył Morata.
Japonia znowu to zrobiła – ograła wielkiego rywala i zachwyciła swoją postawą cały piłkarski świat. W nagrodę awansują z pierwszego miejsca w grupie i zagrają w 1/8 finału z Chorwacją.