Reprezentacja Polski zakończyła już październikowe zgrupowanie, podczas którego wygrała oba spotkania – najpierw towarzyskie z Nową Zelandią (1:0) rozgrywane na Stadionie Śląskim, a później wyjazdowe z Litwą (2:0) w ramach kwalifikacji do Mistrzostw Świata. W grupie eliminacyjnej nasza sytuacja jest już bezpieczna, ponieważ według wyliczeń profilu Football Meets Data w serwisie X na 99,8% zakończymy zmagania na 2. miejscu, co da nam baraże o awans na mundial. Jan Urban wyprowadził kadrę na prostą. O jakie wnioski jesteśmy bogatsi po minionym zgrupowaniu?
Jan Urban nie chce koniecznie mieć piłki
Podczas październikowego zgrupowania potwierdziły się niektóre wnioski, które mogliśmy już stawiać we wrześniu po meczach z Holandią i Finlandią. Jan Urban wówczas mówił, że jego zadaniem jest dostosować sposób gry zespołu do atutów piłkarzy, których posiada, wskazując jednocześnie na umiejętność wykorzystania przestrzeni. Stąd też wiele akcji reprezentacja Polski stara się grać w ataku szybkim. Nawet w meczu z Litwą, rywalem o wiele słabszym kadrowo, udawało nam się przeprowadzać akcje w ten sposób. W niedzielę zakończyliśmy spotkanie z posiadaniem piłki na poziomie 52%, a we wcześniejszych meczach o stawkę było to 45% (z Finlandią) i 26% (z Holandią). Zarysowuje się więc pewien trend – reprezentacja Polski pod wodzą Jana Urbana nie chce za wszelką cenę przejmować posiadania piłki, a nawet bardziej pasuje jej, gdy to rywal ją przejmuje.
Wyniki na razie bronią takiego podejścia, natomiast – powiedzmy sobie szczerze – reprezentacja Polski ma sporo do poprawy w fazie budowania akcji, wychodzenia spod pressingu czy ataku pozycyjnego. Zarówno z Litwą, jak i Nową Zelandią drużyna nie wyglądała dobrze w tych elementach nawet, gdyby nie uwzględniać oczekiwań dostosowanych do klasy przeciwnika. Na ten moment trudno wyobrazić sobie, abyśmy kontrolowali mecz przez posiadanie piłki z bardziej poważnym rywalem. To aspekt, na którym w najbliższym czasie Jan Urban będzie musiał się skupić, aby jego zespół stał się bardziej wszechstronny.
Jan Urban szybko znalazł podstawowy skład
Na trzy ostatnie wielkie turnieje reprezentacyjne kadra Polski jechała nie mając wykrystalizowanej podstawowej jedenastki. Na EURO 2024 Michał Probierz już w drugim meczu dokonywał zmian. Przed MŚ 2022 zastanawialiśmy się czy Czesław Michniewicz postawi na czwórkę czy trójkę obrońców. Na EURO 2020 również bardzo trudno było wytypować skład, jaki wystawi Paulo Sousa. Janowi Urbanowi udało się znaleźć podstawową jedenastkę o wiele szybciej. Po dwóch zgrupowaniach mamy obraz pierwszego garnituru reprezentacji Polski. W meczach o stawkę w wyjściowym składzie wyszło zaledwie 12 piłkarzy, a jedyna zmiana (Michał Skóraś za Nicolę Zalewskiego) była wymuszona kontuzją.
Kolejni selekcjonerzy eksperymentowali, odrzucali pewne rozwiązania i próbowali kolejnych. Pomysły Jana Urbana natomiast zadziałały od początku. Musiał znaleźć środkowego obrońcę, postawil na Przemysława Wiśniewskiego i ten spisuje się dobrze. Na „6-tce” wystawił Bartosza Slisza i – mimo słabszego meczu z Litwą – nie można na niego przesadnie narzekać. Michał Skóraś, który wskoczył za Nicolę Zalewskiego również się obronił. Ustalenie podstawowej jedenastki oraz pewnej hierarchii w reprezentacji w przeciągu dwóch zgrupowań to duży kapitał Jana Urbana. Teraz selekcjoner stoi przed kolejnym wyzwaniem, aby w listopadzie na mecz z Holandią znaleźć następców Bartosza Slisza i Przemysława Wiśniewskiego, którzy będą pauzować za nadmiar żółtych kartek.
Coraz więcej postaci bierze na siebie odpowiedzialność
W ostatnich latach, po odejściu z kadry trzonu drużyny z EURO 2016 lub zmarginalizowaniu roli tych zawodników (Kamil Glik, Łukasz Piszczek, Grzegorz Krychowiak, Jakub Błaszczykowski, Kamil Grosicki) opinia publiczna bardzo często słusznie narzekała, że w kadrze brakuje „charakterów”. Postaci, które wezmą na siebie odpowiedzialność za ten zespół. Reprezentacja Polski opierała się na Robercie Lewandowskim, bohaterem w niektórych meczach potrafił być Piotr Zieliński, a za kadencji Michała Probierza pomysł na grę ofensywną w dużej mierze opierał się na podaniu piłki do Nicoli Zalewskiego. W kadrze było za dużo postaci przezroczystych.
Początek kadencji Jana Urbana daje pozytywne sygnały, że to może się zmienić. Bohaterem meczu z Finlandią we wrześniu został Jakub Kamiński, natomiast po spotkaniu z Litwą największe pochwały spływają na Sebastiana Szymańskiego – autora gola i asysty, któremu po starciu z Nową Zelandią zarzucano właśnie, że w koszulce z orzełkiem jest piłkarzem niepotrafiącym zaprezentować swoich umiejętności.
Jakub Kamiński tworzy bardzo dobry duet z przodu z Robertem Lewandowskim
Przerabiając różnych selekcjonerów w ostatnich latach doszliśmy do wniosku, że Robert Lewandowski znacznie lepiej funkcjonuje w kadrze, gdy ma obok siebie drugiego napastnika. Jan Urban nie ustawia zespołu na dwie „9-tki”, ale w pewien sposób odwzorował współpracę, jaką „Lewy” miałby w systemie gry na dwóch napastników. Taką rolę odgrywa Jakub Kamiński i ten duet bardzo dobrze współpracuje. Nasz kapitan siłą rzeczy ściąga na siebie uwagę obrońców, z czego bardzo dobrze korzysta zawodnik FC Koln wbiegając w wolne przestrzenie i poruszając się niemal po całej szerokości boiska. „Kamyk” jest piłkarzem bardzo mobilnym, często startuje do podań za plecy obrońców i dzięki temu regularnie znajduje się w dogodnych sytuacjach.
Za mecz przeciwko Litwie przez rodzime portale został oceniony jako jeden ze słabszych zawodników w reprezentacji, natomiast wynikało to przede wszystkim z faktu, że znajdując się już z piłką w strefach, z których powinien stworzyć zagrożenie coś szwankowało. Niemniej jednak, jeśli dochodził do dobrych sytuacji, jest to obiecujący sygnał na przyszłość. Od dłuższego czasu nie mieliśmy w kadrze tak mobilnego zawodnika z przodu, który swoim ruchem nieustannie sprawiałby problemy obrońcom przeciwnika.
Piotr Zieliński ma być centralną postacią rozegrania
Na temat idealnej pozycji dla Piotra Zielińskiego w reprezentacji Polski dyskusje toczą się odkąd zawodnik wszedł do kadry. Jan Urban ma na niego trochę inny pomysł niż poprzednicy. Ustawia go jako jednego z dwóch środkowych pomocników w duecie z defensywnym pomocnikiem (Bartoszem Sliszem). „Zielu” ma ustawiać się głębiej, ciągle być pod grą i odpowiadać za rozegranie oraz progresję piłki. W spotkaniu z Litwą bardzo często schodził pod grę nawet przed cały defensywny blok przeciwnika, aby mieć czas i miejsce na przyspieszenie akcji jednym zagraniem. W Kownie tylko Jakub Kiwior zanotował więcej kontaktów z piłką oraz wykonał więcej podań od pomocnika Interu.
Selekcjoner wyszedł z prostego, ale trafnego założenia – piłkarz z najwyższymi umiejętnościami technicznymi w zespole musi jak najczęściej mieć piłkę. Mając w wyższej strefie (między formacja pomocy, a obrony przeciwnika) Sebastiana Szymańskiego czy Roberta Lewandowskiego, który schodzi po piłkę, a nie mając defensywnego pomocnika potrafiącego grać pod presją i regulować tempo gry ustawienie Piotra Zielińskiego w takiej roli wygląda na dobry pomysł Jana Urbana. Wprawdzie reprezentacja Polski w fazie posiadania piłki ma wiele do poprawy, natomiast można postawić tezę, że ograniczając liczbę kontaktów z futbolówką Zielińskiego byłoby jeszcze gorzej.