Już OFICJALNIE – James Maddison został piłkarzem Tottenhamu. Leicester za Anglika zainkasowało 40 milionów funtów. Nie jest to ogromna promocja, zwłaszcza że kontrakt pomocnika wygasał w 2024 roku, a Lisy po spadku musiały sprzedać swoją największą gwiazdę. Jednak ściągnięcie 26-latka może okazać się dla Spurs totalnym gamechangerem. Wychowanek Coventry City to piłkarz o profilu i klasie, jakiego w minionych miesiącach brakowało w białej części Londynu.
Brakujący element układanki?
Czego brakowało Tottenhamowi w poprzednim sezonie? Poza szczelną defensywą (siódmą najgorszą w lidze!) przede wszystkim jakości w środku pola. Zwłaszcza od kontuzji Rodrigo Bentancura. Urugwajczyk był jedyną postacią z drugiej linii Kogutów, która potrafiła dorzucić coś „ekstra” z przodu i wspomóc starania Hary’ego Kane’a, co w zaledwie 18 występach pozwoliło mu na zdobycie 5 goli i 2 asyst. Poza nim w pomocy londyńczyków królowali przede wszystkim piłkarze mający zagwarantować solidność i bezpieczeństwo pod własną bramką, co i tak nie zawsze się udawało. W Spurs brakowało kogoś, kto łączyłby defensywę z ofensywą i robił różnicę w ataku pozycyjnym. Kogoś takiego, kogo miały trzy drużyny prowadzące stawce. Piłkarza o charakterystyce Kevina De Bruyne, Martina Ødegaarda czy Bruno Fernandesa. Bez kreatora takiej klasy już od początku kryzysu na pierwszy plan wyszło wiele problemów zespołu, które rywale skrzętnie wykorzystywali. I zdaje się, że transfer zawodnika Leicester oznacza początek końca tego problemu. James Maddison to najwyższej jakości kreator, posiadający wszystkie cechy, które powinna mieć w zanadrzu każda wymarzona dziesiątka. Do tego 26-latek nie ukrywa, że mocno stawia na rozwój, cały czas analizując elementy swojej gry, by móc wyeliminować z niej wszelkie niedoskonałości.
Wciąż nie znamy systemu, którym będzie chciał operować Postecoglou. Jednak dla 26-latka to nie powinien być problem. Maddison może zagrać jako ofensywnie nastawiona ósemka, dziesiątka, a odnajduje się również bliżej prawej stronie boiska. Największym znakiem zapytania przy Angliku jest oczywiście postawa w defensywie. W statystykach odbiorów i wygranych pojedynków w obronie kuleje, nawet jeśli porównamy go tylko do ofensywnych pomocników. Ale mając za plecami zabezpieczenie w postaci Bentancura, Hojberga, Bissoume czy Skippa, wychowanek Coventry będzie mógł skupić się na tym, w czym jest najlepszy. Czyli grą pod bramką rywali.
Maddison – potwór w kreacji i gwarancja liczb
Nieco wyżej padały porównania do De Bruyne, Fernandesa i Ødegaarda. Większość kibiców zapewne umieściłaby wskazaną trójkę co najmniej o półkę wyżej od Maddersa. Tymczasem tak prezentuje się liczba goli i asyst tych zawodników w okresie ostatnich dwóch sezonów angielskiej elicie:
- Kevin De Buyne – 46
- James Maddison – 39
- Martin Ødegaard – 33
- Bruno Fernandes – 32
Belg, Norweg i Portugalczyk grający dla topowych i ułożonych zespołów. Anglik zrobił to w popadającym w kryzys Leicester, którego kolejni piłkarze zaliczali ogromny regres. Ta statystyka musi imponować, a na niej nie koniec. Maddison w ostanich latach znajduje się w czołówce ligi jeśli chodzi o kreację – od kampanii 2018/19 jedynie De Bruyne i Trent Alexander – Arnold zaliczyli więcej kluczowych podań w Premier League. Anglik jest również w ścisłej czołówce wygrywanych pojedynków w ofensywie i oczekiwanych asyst. A skoro potrafił dźwigać na plecach Leicester City, to czemu nie miałby tego robić w Tottenhamie? Zwłaszcza, współpracując z tak uznanymi markami jak Harry Kane czy Heung-min Son?
Nie umiem patrzeć na ten transfer inaczej niż jako fenomenalny. Piłkarz jakiego brakowało Tottenhamowi, gwarancja jakości od lat, a to wszystko za na prawdę przystępną cenę. Aż trudno mi uwierzyć, że w walce o Jamesa Maddisona nie wziął udziału Manchester City, a zwłaszcza Newcastle United. I coś mi mówi, że już niedługo będą tam tego bardzo żałować.
***
Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej