Gdy w poprzednią środę Liverpool zremisował z Aston Villą (2:2), tracąc punkty w drugim wyjazdowym meczu z rzędu, w kibicach Arsenalu mogła odżyć nadzieja na nawiązanie walki z The Reds w rywalizacji o tytuł. Strata do zespołu Arne Slota wynosiła 8 punktów, ale podopieczni Artety mieli o jeden mecz rozegrany mniej. W weekend Liverpool czekał wyjazd na Etihad Stadium, a oba zespoły mają jeszcze bezpośredni mecz ze sobą. Kanonierzy mogli liczyć, że to będzie moment zwrotny w mistrzowskim wyścigu. I rzeczywiście był. Ale w innym sensie. The Reds pokonali Manchester City, natomiast Arsenal przegrał u siebie z West Hamem. Przewaga wzrosła do 11 punktów. Na Emirates Stadium nadzieje na upragniony tytuł zmalały niemal do zera, ale ten moment był nieuchronny. Bo klub już wcześniej sam wycofał się z wyścigu o mistrzostwo.
Zapowiadane wzmocnienia ofensywy
W poprzednim sezonie Arsenal był jednym z najlepszych zespołów na świecie, ale rozgrywki zakończył z niedosytem. Na krajowym podwórku lepszy okazał się Manchester City, do którego zabrakło jednego zwycięstwa więcej. W Lidze Mistrzów Kanonierzy odpadli w ćwierćfinale z Bayernem Monachium. Jako przyczynę odpadnięcia z Bawarczykami wskazywano brak siły ognia z przodu. Tuż po dwumeczu z Bayernem w mediach mogliśmy przeczytać o planach Arsenalu na letnie okienko transferowe, w którym jednym z priorytetów miało być wzmocnienie ofensywy prawdziwym „game-changerem”. Dodanie do ofensywy – jak to opisano – czynnika X. Piłkarza, który ma to coś przeciwko czemu nie można się obronić. Takie artykuły w różnych portalach wyglądały na kontrolowany przekaz ze strony klubu, aby uspokoić nastroje kibiców, którzy – mimo oczywistego progresu zespołu – mogli być sfrustrowani kolejnym sezonem bez znaczącego trofeum.
How the Premier League table has changed over the course of the 2023/24 season 📈 pic.twitter.com/zteW03oClr
— Premier League (@premierleague) May 19, 2024
Klub w letnim okienku transferowym nie spełnił jednak obietnic rzuconych w przestrzeń medialną. Na Emirates Stadium zameldowali się lewy obrońca Riccardo Calafiori oraz środkowy pomocnik Mikel Merino. Pojawiały się spekulacje o zainteresowaniu błyszczącym podczas turnieju Mistrzostw Europy Nico Williamsem czy Pedro Neto, który ostatecznie trafił do Chelsea. Czas uciekał, a ofensywa nie została wzmocniona w żaden sposób. Rzutem na taśmę, w ostatnich minutach okienka transferowego działacze Arsenalu podjęli decyzję o wypożyczeniu Raheema Sterlinga. Warunki, które uzgodnili – brak opłaty za wypożyczenie oraz pokrycie mniej niż połowy jego pensji – były bardzo korzystne, ale… teraz i tak mogą czuć się okradzeni przez Chelsea. 30-latek w całym sezonie ma trzy punkty w klasyfikacji kanadyjskiej i nie mieści się w podstawowej jedenastce nawet przy kontuzjach Bukayo Saki, Gabriela Martinelliego, Kaia Havertza i Gabriela Jesusa.
Arsenal pozostał bierny w zimie
Problem Arsenalu w następnym sezonie magicznie się nie rozwiązał, a wręcz nasilił. Mecze, w których zespół Mikela Artety tracił punkty w pierwszej części sezonu można podzielić na dwa rodzaje. Te, w których kończyli mecz w dziesiątkę (Brighton, Man City, Bournemouth) oraz te, w których brakowało im indywidualnej jakości w ofensywie (Newcastle, Chelsea, Everton, Fulham oraz Atalanta i Inter w LM). Ponadto w klubie wiedzieli, że potencjał z przodu w drugiej części rozgrywek będzie mniejszy. Pod koniec grudnia kontuzję złapał Bukayo Saka, który ma wrócić do gry w okolicach marca. W połowie stycznia, a więc w okresie, gdy było jeszcze sporo czasu na sprowadzenie zastępstwa skończył się sezon Gabriela Jesusa, który zerwał więzadła krzyżowe w kolanie. O ile w lecie Arsenal potrzebował jakościowych transferów do ofensywy, tak w zimie każdy widział, że nawet jeśli wzmocnienia na jakość są niemożliwe to potrzeba ich na ilość.
❌ Bukayo Saka
— Football Tweet ⚽ (@Football__Tweet) February 12, 2025
❌ Gabriel Jesus
❌ Kai Havertz
❌ Gabriel Martinelli
✅ Leandro Trossard
✅ Ethan Nwaneri
✅ Raheem Sterling
Arsenal's only fit attackers right now. 😤 pic.twitter.com/aDTxyYj0wM
Widział to także zapewne zarząd, ale postanowił być bierny. Los błyskawicznie skarcił osoby decyzyjne na Emirates Stadium. Dzień po zamknięciu możliwości podpisywania nowych piłkarzy w meczu z Newcastle uraz złapał Gabriel Martinelli. Po tym spotkaniu Kanonierzy korzystając z dłuższej przerwy polecieli na mini-okres przygotowawczy do Dubaju, gdzie na treningu kontuzji nabawił się Kai Havertz, a dalsze badania wykluczyły go z gry do końca sezonu. Mikel Arteta na trzy pozycje z przodu został więc z trzema zawodnikami, dla których gra w tej formacji jest naturalna – Leandro Trossardem, Raheemem Sterlingiem i Ethanem Nwanerim (choć on i tak nominalnie jest ofensywnym pomocnikiem). Taki stan kadrowy – i to w najlepszym wypadku – miał utrzymywać się przez około miesiąc, w trakcie którego Arsenal czekało 6 spotkań. Pierwsze z nich, z Leicester, udało się wygrać, ale już z West Hamem zespół Artety przegrał nie strzelając gola i tworząc niewiele zagrożenia pod bramką przeciwnika.
Dlaczego Arteta potrzebuje jakości indywidualnej w ataku?
Strata punktów przez Kanonierów w kolejnych tygodniach była nieuchronna. Mikel Arteta to trener wyznający filozofię, w której potrzebuje indywidualnej jakości w ostatniej tercji boiska. Istnieje powiedzienie, że trener ma doprowadzić zespół pod pole karne przeciwnika, a tam liczyć już na kreatywność swoich zawodników i Arteta jest uosobieniem tego typu szkoleniowca. Arsenal świetnie kontroluje mecze. Utrzymuje się przy piłce na połowie rywala. Szybko ją odzyskuje. Nie dopuszcza rywali do wielu szans pod własną bramką. W obecnym sezonie Arteta zmagał się z wieloma problemami kadrowymi na różnych pozycjach, ale w zdecydowanej większości meczów zespół potrafił realizować założenia jego filozofii. Obsesja na punkcie kontroli i dominacji prowadzi też piłkarzy Artety do unikania ryzyka. Niewiele jest prób podań przeszywających linię pomocy rywala przez środek. Większość akcji kierują w boczne sektory, gdzie próbują tworzyć przewagę liczebną.
Arsenal 0 : 1 West Ham
— markstats bot (@markstatsbot) February 22, 2025
▪ xG: 1.5 – 1.06
▪ xThreat: 2.12 – 1.08
▪ Possession: 67.5% – 32.5%
▪ Field Tilt: 86.1% – 13.9%
▪ Def Action Height: 63.1 – 41.4
Donations https://t.co/nlgfzDqYhs pic.twitter.com/9rd7k7XUsi
W takich warunkach odpowiedzialność za kreowanie sytuacji i zdobywanie goli spoczywa na indywidualnych umiejętnościach zawodników (oraz stałych fragmentach gry). W obecnym sezonie, przy spadku formy Martina Odegaarda, Kanonierzy nie mają wystarczającej liczby piłkarzy potrafiących generować przewagę w pojedynkę, nie mówiąc już o aktualnej sytuacji przy kontuzjach Saki, Havertza, Martinelliego i Jesusa.
Arsenal podszedł do drugiej części sezonu ze strategią „jakoś to będzie”.
Mamy pięciu zdrowych zawodników do ofensywnej formacji, która w pierwszej połowie sezonu i tak nie funkcjonowała wystarczająco dobrze, ale jakoś to będzie.
Nasz najlepszy i jedyny piłkarz robiący różnicę w ofensywie w tym sezonie, bez którego straciliśmy już punkty w lidze i odpadliśmy z obu krajowych pucharów jest kontuzjowany, ale jakoś to będzie.
Bez Bukayo Saki mamy ofensywę na poziomie maksymalnie szerokiego grona drużyn walczących o kwalifikację do Ligi Mistrzów, ale jakoś to będzie.
Despite not playing since the 21st December, Bukayo Saka has created more big chances than any other player in the Premier League this season (19).
— Squawka (@Squawka) February 8, 2025
46% of the chances he has created in the PL in 2024/25 have been big chances and 24% of them have been assists.🌶️ pic.twitter.com/2BfGb6qhN5
Kolejne kontuzje (Martinelliego i Havertza) wypisały już Kanonierów z walki o tytuł, a strata punktów z West Hamem była tylko odwleczonym w czasie momentem, gdy kibice przestaną już się łudzić. Biernością na rynku transferowym w styczniu właściciele Arsenalu tylko zmniejszyli szansę na dognienie Liverpoolu, a ponadto nie przygotowali się na rywalizację z najsilniejszymi w Lidze Mistrzów. Klub sam wycofał się z wyścigu o mistrzostwo.