Jak ocenić pracę Julena Lopeteguiego w Wolverhampton?

Kiedy obejmował nowy zespół, ten po niemal połowie sezonu był na ostatnim miejscu w tabeli. Po 15 meczach miał na koncie 10 punktów, a do pozycji dającej utrzymanie tracił aż cztery „oczka”. Niemniej jednak jego ekipa wcale nie musiała drżeć o pozostanie w Premier League do ostatnich minut. Zapewniła je sobie na dobre kilka kolejek przed końcem. Wolverhampton zakończył sezon na 13. lokacie, mając na koncie 41 punktów. Siedem więcej niż zdegradowane Leicester. Teoretycznie Lopetegui bezproblemowo wypełnił więc zadanie, które mu postawiono w momencie zatrudnienia. Jednak sam styl gry sugeruje, że nie do końca w pełni wykorzystuje on potencjał tego zespołu.

REKLAMA

Blamaże Wolverhampton na wyjazdach

Ostatnie wyniki Wilków to istna sinusoida. Ekipa Lopetegiuego przeplatała zwycięstwa ze skutecznie walczącą o puchary Aston Villą (1:0) czy będącym w wysokiej formie Crystal Palace (2:0) z kompromitacjami przeciwko Brighton (0:6) czy Arsenalowi (0:5) w kolejce kończącej sezon. Jest tu jednak jedna prawidłowość. Wolverhampton znacznie lepiej czuje się na własnym stadionie. Z ostatnich pięciu takich meczów wygrali aż cztery, tracąc jedynie punkty z Evertonem po golu w doliczonym czasie gry. Była to również jedyna bramka stracona w tym okresie. Wolves na Molineux pod koniec sezonu stworzyło twierdzę, zawdzieczając to przede wszystkim szczelnej defensywie.

Zupełnie inaczej jest na wyjazdach. Ostatnie zwycięstwo w delegacji Wolverhampton odniosło jeszcze w lutym, pokonując wówczas Southampton 2:1. Od tego czasu rozegrali dziewięć meczów, gromadząc w nich tylko dwa punkty i strzelając jedynie cztery gole. Jeszcze gorzej wygląda to, jeśli spojrzy się na samą końcówkę sezonu. Ostatnie cztery mecze to cztery porażki i bilans bramkowy 1:15. Oczywiście Wilki mierzyły się z trzema ekipami, które w przyszłym sezonie wystąpią w europejskich pucharach (Brighton, Manchester United, Arsenal). Mimo wszystko, tak wysokie przegrane oraz porażka z Leicester, dla którego było to wówczas pierwsze zwycięstwo od ponad dwóch miesięcy chluby nie przynoszą.

Lopetegui ma więcej szczęścia

Dziwić może zwłaszcza tak ogromna dysproporcja w traconych golach. Od zatrudnienia Hiszpana Wolverhampton straciło tylko siedem goli w 11 domowych spotkaniach (0,64 na mecz), co jest drugim najlepszym wynikiem w całej lidze. Z kolei na wyjazdach są pod tym względem drugim najgorszym zespołem. W 12 spotkaniach dali sobie wbić aż 27 goli (średnio 2,25 na mecz). Oczywiście wynik ten mocno podbiły ostatnie mecze, jednak według modelu goli oczekiwanych (xG) we wspomnianych wcześniej czterech spotkaniach Wilki „powinny” stracić tylko 2-3 gole mniej. Z kolei we wszystkich wyjazdowych spotkaniach pod wodzą Lopeteguiego Wolverhamtpon traciło mniej więcej tyle na ile „zasłużyli” według wspomnianego modelu.

Głównym powodem tak sporej różnicy w liczbie traconych bramek u siebie i na wyjazdach jest to, że Wolves zakrzywia wartości xGC (goli oczekiwanych traconych) w meczach na Molineux. Według tego modelu od momentu objęcia zespołu przez Lopeteguiego Wilki „powinny” stracić 17-18 bramek. Ponad dwa razy więcej niż rzeczywiście dali sobie wbić. Pod względem xGC w analizowanym okresie Wolves plasuje się na dziewiątym miejscu. Nikt w lidze nie ma aż tak dużej różnicy pomiędzy golami oczekiwanymi a tymi rzeczywiście straconymi, jeżeli chodzi o mecze domowe.

Nie ma co ukrywać, że poprawa wyników za kadencji Lopeteguiego to także efekt szczęścia. Pod wodzą Hiszpana średnia punktów wzrosła ponad dwukrotnie (z 0,67 do 1,35 na mecz). Jednak, co ciekawe, średnia tych oczekiwanych wyliczanych na bazie modelu xG spadła z 1,03 do 0,84 na spotkanie. Co za tym idzie, za kadencji Lopeteguiego gorsza jest także różnica goli oczekiwanych (-0,44 do -0,91 na mecz). Zespół byłego trenera m.in. Sevilli czy Realu Madryt zdobył aż 11-12 punktów więcej niż „powinien”. Oznacza to, że w trakcie pracy Hiszpana Wolves miało po prostu o wiele więcej szczęścia aniżeli na początku sezonu.

Wolverhampton wzmocnione zimą

Oczywiście można to bagatelizować. Statystyki te nie zawsze idealnie odzwierciedlają to, co dzieje się na boisku. Mimo wszystko, nie ma przypadku, że coraz więcej klubów z nich korzysta i także na tej podstawie zatrudnia trenerów. Wolverhampton na początku sezonu miało sporo pecha, co w dalszej części sezonu naturalnie odwróciło się na ich korzyść. Co więcej, w styczniu – w obliczu zagrożenia degradacją – klub znacząco wzmocnił się na rynku transferowym. Wilki zasiliło sześciu nowych zawodników, na których wydano prawie 40 milionów euro. Co więcej, jedynie jeden z nich – rezerwowy bramkarz Daniel Bentley – był sprowadzany z myślą o uzupełnieniu składu.

Transfery przeprowadzone zimą miały też spory wpływ na poprawę gry obronnej Wolverhampton. Z West Hamu na Molineux trafił Craig Dawson, który z miejsca stał się szefem defensywy i wniósł niezwykle potrzebne na tej pozycji doświadczenie, którego w ekipie Wilków wówczas brakowało. Po odejściu Willy’ego Boly’ego i Conora Coady’ego w kadrze nie było żadnego środkowego obrońcy, który miałby za sobą więcej niż dwa sezony regularnej gry w Premier League. Drugim zawodnikiem, który wzmocnił defensywę jest Mario Lemina. Lopetegui ustawia Gabończyka jako typową „szóstkę” mającą stanowić zabezpieczenie przed linią obrony. Tym samym odciążył on z tych obowiązków bardziej kreatywnego Rubena Nevesa. Ze wszystkich styczniowych nabytków to właśnie Dawson i Lemina rozegrali najwięcej minut, co też świadczy o ich wpływie na nowy zespół.

Niewykorzystany potencjał w ofensywie

O ile Lopetegui poukładał drużynę w tyłach, tak z przodu wciąż nie widać poprawy. W całym sezonie Wilki zdobyły tylko 31 goli, co jest najgorszym wynikiem w lidze. Biorąc pod uwagę tylko okres od momentu zatrudnienia 56-letniego trenera, gorsze są tylko Chelsea i Bournemouth. Co prawda, pod wodzą Hiszpana średnia strzelanych goli wyraźnie wzrosła (z 0,53 do 1 na spotkanie), to średnie xG na mecz nieco spadło (z 0,95 do 0,91). Ponadto w okresie, w którym Lopetegui pracuje na Molineux żadna drużyna nie jest pod tym względem gorsza. Kibice Wolverhampton mogą narzekać, że w ich zespole brakuje skutecznego napastnika, jednak prawda jest taka, że Wilki tych sytuacji po prostu sobie nie stwarzają.

Lopetegui nie potrafił wykrzesać potencjału z ofensywnych piłkarzy będących już w klubie, ani z tych którzy trafili na Molineux zimą, jak Matheus Cunha czy Pablo Sarabia. Finalnie wypełnił on zadanie, które przed nim postawiono w momencie zatrudnienia, co też trzeba docenić. Jednak zarówno statystyki, jak i styl gry pokazują, że wcale tak kolorowo nie jest. Pomimo spokojnego utrzymania 56-latek ma jeszcze sporo do udowodnienia. W ofensywie Wolverhampton nadal jest równie nijakie, co przed zatrudnienim Lopeteguiego. I to w głównej mierze należy zmienić.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,580FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ