Kiedy w 2020 roku wygrywali Ligę Mistrzów sprawiali wrażenie drużyny nieuchwytnej dla reszty stawki. Zespołu, który może zdominować europejski futbol na następne kilka lat. Dwa sezony później Bayern Monachium przeżywa jednak trudny moment. Właśnie odpadł w ćwierćfinale Ligi Mistrzów z Villarrealem i to nie pierwsza wstydliwa porażka w tym sezonie. Dlaczego Bayern nie wykorzystał swojego potencjału?
Post-pandemiczny Bayern Monachium
Sezon 2019/20 w europejskim futbolu był wyjątkowy. Przez pandemię COVID-19, która dotknęła cały świat futbol zatrzymał się na długie tygodnie. Kiedy wróciliśmy do rozgrywek to Bayern Hansiego Flicka był zespołem, który zachwycał najbardziej. Abstrahując od samego zwycięstwa w Lidze Mistrzów wrażenie robiła przede wszystkim łatwość w pokonywaniu kolejnych przeszkód w drodze do finału (pamiętne 8:2 z Barceloną), a jeszcze wcześniej – zanim rozpoczęła się Liga Mistrzów – seryjne miażdżenie rywali na krajowym podwórku. Bayern wygrał wszystkie 9 ligowych meczów łącznym stosunkiem bramek 27:6 i zdobył Puchar Niemiec. Walec się nie zatrzymywał. A Hansi Flick obejmował zespół przecież w trakcie sezonu, kiedy ten zajmował 4. miejsce w lidze. Skoro w przeciągu pół roku pracy stworzył z nich bezapelacyjnie najlepszy zespół na Starym Kontynencie na tamten moment to spekulacje, że Bayern jest w stanie na kilka lat zawładnąć europejskim futbolem były zasadne.
Sukces Bayernu w dużej mierze opierał się na sile pierwszej jedenastki. W fazie pucharowej, która odbyła się w przeciągu dwóch tygodni Hansi Flick desygnował do gry od 1. minuty tylko 12 zawodników. Jedyna zmiana nastąpiła na finał, kiedy Kingsley Coman po wyleczeniu urazu zastąpił Ivana Perisicia. Problemy ze zdrowiem miał też wówczas Benjamin Pavard, ale poprzez przesunięcie Kimmicha na prawą obronę, a do Goretzki w środku pola dorzucenie Thiago Alcantary Flick skutecznie rozwiązał ten problem. Siła Bayernu opierała się wówczas na 13-14 piłkarzach. Znamienne, że w meczach, w których wynik nie był przesądzony na długo przed ostatnim gwizdkiem (finał LM z PSG, w lidze z BVB, półfinał Pucharu Niemiec) Hansi Flick mimo możliwości dokonania pięciu zmian – decydował się tylko na trzy, z czego ostatnią zawsze robił już pod sam koniec spotkania.
Pierwsze oznaki słabości
Po sezonie zwieńczonym potrójną koroną Bawarczycy stracili tylko jednego piłkarza, który znalazł się w wyjściowej jedenastce w wygranym finale Ligi Mistrzów – Thiago. Bez Hiszpana można się jednak było obejść, ponieważ Bayern Monachium robił to już na finiszu Bundesligi. Skończyły się także wypożyczenia Perisicia i Coutinho, czyli piłkarzy, którzy potrafili zrobić różnicę po wejściu z ławki (bardziej ten pierwszy niż ten drugi), ale nie byli niezbędni. Bayern nie pozbył się żadnego piłkarza podstawowego składu, ale znacznie ograniczył sobie szerokość kadry. Na Allianz Arena przyszedł jednak Leroy Sane. Po najkrótszej przerwie między sezonami w nowożytnej historii futbolu okazało się jednak, że nie da się wciskać gazu do dechy tą samą jedenastką przez cały czas. Porażka z Hoffenheim pod koniec września była sygnałem, że kadrę trzeba poszerzyć. Pod koniec okienka transferowego Bayern Monachium sięgnął po Marca Rocę, Bounę Sarra, Choupo-Motinga i Douglasa Costę (wypożyczenie).
Nie byli to jednak w żadnym stopniu zawodnicy, którzy byliby w stanie godnie zastąpić podstawowych piłkarzy. Zostali sprowadzeni raczej po to, aby kluczowi zawodnicy mogli sobie odpocząć w meczach z mniej wymagającymi rywalami. Nikt jednak nawet nie zakładał, że będą w stanie uzupełnić lukę w przypadku kontuzji. Bayern Monachium sięgnął po półśrodki. W sezonie 2020/21 Bawarczycy nadal osiągali fantastyczne rezultaty, ale często okazywali momenty słabości, kiedy część szkieletu zespołu nie była dostępna z powodu kontuzji. Hansi Flick przez cały sezon korzystał z 14 piłkarzy. Różnica pomiędzy czternastym Sule, a piętnastym Musialą to ponad 600 rozegranych minut w Bundeslidze. Na rewanżowy mecz z PSG w ćwierćfinale LM, mimo, że zagrany w bardzo dobrym stylu, w środku pola wyszedł Alaba, Lewandowskiego zastępował Choupo-Moting, a wynik ratował Javi Martinez wchodzący do ataku. Kilka kontuzji i pojawiały się ogromne problemy. Obrońcom tytułu takie coś nie przystoi.
Nagelsmann nie ma łatwiej
Z tej czternastki, z której korzystał Hansi Flick Bayern po sezonie nie przedłużył kontraktów z Davidem Alabą i Jeromem Boatengiem. Julian Nagelsmann wchodził do zespołu, z którego właśnie wyrwano najczęściej używany duet stoperów w poprzednim sezonie. Bayern zasiliło dwóch piłkarzy, którzy wcześniej współpracowali z 34-latkiem w Lipsku, Upamecano oraz Sabitzera, ale jak dotąd obaj – nie wnikając w przyczyny – nie spełniają oczekiwań. Dodatkowo rozwój Jamala Musiali sprawił, że 19-latka można traktować jako pełnoprawnego zawodnika pierwszej drużyny. U Nagelsmanna – podobnie, jak u Flicka sezon temu – ponad 1/3 możliwych minut w Bundeslidze rozegrało tylko 14 piłkarzy. Co gorsza, trzech kluczowych graczy przez kontuzje opuściło blisko połowę sezonu. Alphonso Davies rozegrał 50% możliwych minut w Bundeslidze i 53% w Lidze Mistrzów. W przypadku Kingsleya Comana te proporcje wynoszą odpowiednio 46% i 70%, a Leona Goretzki – 39% i 52%.
Brak odpowiedniego zmiennika dla Alphonso Daviesa (na lewej obronie próbowany był nawet Sabitzer) sprawił, że Nagelsmann często zaczął ustawiać zespół ultra-ofensywnie z nominalnymi skrzydłowymi na wahadłach. W takim też systemie rozpoczęli rewanżowy mecz z Villarrealem. Nie zamierzam bronić tutaj młodego trenera, bo umiejętność łatania dziur i przykrywania niedostatków to w pracy trenera też jest sztuka, a w jego taktyce proporcje ofensywa-defensywa zostały zachwiane aż do przesady, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że linia obrony została latem przemeblowana.
Niemniej jednak, szukając przyczyn tej porażki i generalnie lekkiego osunięcia się Bayernu w europejskiej hierarchii pierwsze spojrzenie skierowałbym w stronę zarządu. Bayern jest piekielnie silny w galowym składzie, ale utrata każdego ogniwa jest niezwykle bolesna. Wymaganie od Bayernu bycia najlepszym europejskim klubem patrząc na ich pierwszą jedenastkę jest uzasadnione. Biorąc pod uwagę jednak siłę całej kadry – wpadki są nieuniknione. Nie da się grać przez cały sezon co trzy dni czternastoma piłkarzami i wygrywać wszystko.