Widzew ma za sobą pierwszy okres przygotowawczy pod wodzą Daniela Myśliwca. Włodarze w trakcie przerwy zimowej musieli zająć się sprowadzeniem następcy Henricha Ravasa i Patryka Stępińskiego. Z kolei kontrakty przedłużyli kluczowi zawodnicy tacy jak Bartłomiej Pawłowski i Andrejs Ciganiks. Mimo to kibice łódzkiego zespołu mogli przed meczem mieć obawy czy to wystarczy na świetnie dysponowaną Jagiellonię. Adrian Siemieniec stworzył z białostockiego zespołu drużynę, która ma ochotę powalczyć o mistrzostwo Polski. Martwiąca przed spotkaniem mogła być statystyka mówiąca o tym, że Widzew przegrał ostatnie domowe starcie z Jagiellonią 35 lat temu. Jednak zespół z Podlasia nie z takim przeszkodami sobie w tym sezonie radził.
Gra w otwarte karty
Spotkanie od samego początku tętniło dużą intensywnością. Najpierw groźnym strzałem popisał się Jesus Imaz. Później jeszcze lepszym uderzeniem popisał się Fran Alvarez. Jednak to goście jako pierwsi wyszli na prowadzenie w tym meczu. Składną akcję swojego zespołu w 9. minucie po podaniu Nene wykorzystał Afimico Pululu. Gospodarze nie zamierzali próżnować i natychmiast ruszyli do odrabiania strat. Dwie minuty później na tablicy wyników znów widniał remis. Wyrównującym trafieniem popisał się nowy kapitan łódzkiego klubu — Bartłomiej Pawłowski. W Sercu Łodzi oglądaliśmy bardzo otwarte, żywe i intensywne starcie. Spotkały się ze sobą zespoły z nastawieniem ofensywnym, które wiedziały, jak chcą grać i przede wszystkim nie myślały przesadnie o bronieniu dostępu do własnej bramki.
Po tych dwóch szybkich trafieniach gra nieco się uspokoiła. To Widzew przejął kontrolę nad wydarzeniami boiskowymi. Bardzo dobrze piłkarze Daniela Myśliwca zbierali piłki w środkowej strefie murawy i nie pozwalali gościom przeprowadzać swoich groźnych ataków pozycyjnych. Odciągali Jagiellonię od piłki na możliwie jak najdłuższy czas. Jednak, gdy tylko ją oddali zostali skarceni. Zespół Adriana Siemieńca w tym sezonie znany jest głównie z tego, z jaką swobodą rozgrywa piłkę od swojego pola karnego. Atak pozycyjny ten zespół ma opanowany bardzo dobrze. W 33. minucie kolejny raz było to widoczne. Akcję Jagiellonii wykończył Dominik Marczuk. Drugą asystą popisał się Nene. Białostoczanie niczym wytrawny lis czekali na swoją okazję. Gdy tylko ją dostali, to postanowili ją bezlitośnie wykorzystać. Widzew znów musiał gonić wynik. Gospodarze wyszli na wojnę z zespołem Siemieńca. Jednak do szatni schodzili z podbitym okiem.
Jagiellonia osiągnęła swój cel
Piłkarze Adriana Siemieńca na drugą część spotkania wyszli z jednym celem — strzelić jak najszybciej trzeciego gola. Białostoczanie wiedzieli, że takie trafienie mogłoby zamknąć mecze i pogrzebać nadzieje zawodników Widzewa na kolejne odrobienie strat. Jagiellonia w 50. minucie przeprowadziła kolejną znakomitą i składną akcję. Dośrodkowanie Kristoffera Hansena wykorzystał Jesus Imaz. Widzew wyszedł bardzo niemrawo na drugą część spotkania i został za to skarcony. Goście osiągnęli swój cel i mogli spokojnie kontrolować przebieg meczu.
Jagiellonia umiejętnie zarządzała prowadzeniem. Tempo spotkania nieco spadło. Widzew nie był w stanie przeprowadzić zbyt wielu groźnych akcji. Brakowało argumentów gospodarzom na tak dobrze zorganizowaną i naoliwioną maszynę, jaką aktualnie jest zespół Adriana Siemieńca. Białostoczanie pokonują Widzew na ich terenie pierwszy raz od 35 lat i awansują na pierwsze miejsce w tabeli. Utrzymają je co najmniej do meczu Śląska Wrocław z Pogonią Szczecin. A Widzewiacy grali dzisiaj bardzo odważnie, lecz nie za wiele z tego wynikało. Zespół Daniela Myśliwca jest 14. zespołem tabeli i ma tylko cztery punkty nad strefą spadkową. Potrzeba punktów, o które z pewnością Widzew powalczy w przyszłotygodniowych derbach Łodzi.