Jack Grealish i Manchester City. Co tutaj nie gra?

Gdy Jack Grealish przychodził do Manchesteru City, był jednym z najlepszych piłkarzy na Wyspach. Wieloma zachwycającymi występami zapracował sobie na transfer do wielkiego klubu. The Citizens zapłacili za niego ogromne pieniądze, bo aż 115 milionów euro. No i nie ma się co oszukiwać, przepłacili. Liczby, a także wkład Anglika w grę nie są warte takich pieniędzy. Trzeba też spojrzeć na tę sytuację z perspektywy Jacka. Wydaje się, że gra na skrzydle nie odpowiada mu w takim stopniu, jak bieganie w środku pola.

Skrzydłowy, a może dziesiątka?

No właśnie. Gdzie tak naprawdę Grealish czuje się najbardziej komfortowo na boisku? Od początku swojej kariery był bardzo mobilnym piłkarzem. Zarówno w Aston Villi, jak i aktualnie w Manchesterze City, jest zdolny do gry na kilku pozycjach. Głównie jako ofensywny pomocnik czy skrzydłowy. Przez całą swoją przygodę jest rzucany po różnych pozycjach, ze względu na swoje atuty. Przede wszystkim potrafi bardzo dobrze regulować tempo gry, a przy tym świetnie kontrolować piłkę. Dlatego też wielu trenerów wystawia go w środkowej strefie boiska – by prowadził grę i zarazem narzucał tempo akcji. W niektórych spotkaniach Pep Guardiola ustawiał go jeszcze głębiej, bo jako pomocnika, który miał być spoiwem między defensywą, a linią ofensywną. W momencie budowania akcji miał wspomagać obrońców, szukając sobie miejsca w bocznych strefach boiska. Taka decyzja była oczywiście efektem tego, że wykluczony z gry jest Rodri i Pep wciąż poszukuje sposobu, aby zastąpić Hiszpana. Ale przez znaczny okres pod egidą Guardioli, Grealish pełni funkcję skrzydłowego. Szkoleniowiec często musi się mierzyć z nisko broniącymi rywalami, a 29-latek ma pozwalać mu na przebicie ufortyfikowanej obrony rywala. Wydaje się, że nie jest to dla niego korzystne. O wiele lepiej wyglądał ostatnio w środku pola, co zauważył również trener.

„Jack naprawdę świetnie się spisał jako ofensywny pomocnik. Jestem bardzo zadowolony z jego występu”.

Fabrizio Romano
REKLAMA

Bardzo często mówi się, że elastyczność piłkarza i zdolność do gry na kilku pozycjach to spory atut, ale u Jacka tak nie jest. Zwłaszcza, iż Anglik swoje błyskotliwe występy zaliczał zazwyczaj jako dziesiątka.

Brak liczb i efektów

Gdy klub płaci za zawodnika tak ogromną kwotę, oczekuje od niego przede wszystkim efektywnego udziału w grze drużyny. Goli, asyst, asyst drugiego stopnia czy kluczowych podań w pole karne. Natomiast, jeśli chodzi o Jacka, to takich liczb mu zdecydowanie brakuje. W trakcie swojej przygody w Manchesterze rozegrał już 142 mecze. Zgromadził przy tym jedynie 14 goli i dopisał 20 asyst. Na domiar złego, swoją ostatnią bramkę w koszulce City zdobył ponad rok temu, kiedy jego drużyna mierzyła się z Crystal Palace. Z pewnością działacze klubu, sprowadzając do siebie Grealisha oczekiwali znacznie więcej. Piłkarz miał stanowić o sile zespołu, być jego kluczową postacią. Z tym od początku były problemy i nie pozbyto się ich do teraz. Anglik, gdy zaczyna mecz w pierwszym składzie, to zazwyczaj kończy go bez konkretów. Zamiast goli czy asyst, dopisuje do swojego dorobku jedynie liczbę rozegranych minut.

Nie inaczej wyglądało to w sobotnim starciu z Aston Villą. Grealish „powrócił na stare śmieci”, był bardzo aktywny, a jego koledzy opierali na nim grę przez całą pierwszą połowę. Anglik wygrywał wiele pojedynków, ale znów ten sam kazus – brakowało jakichkolwiek efektów. Co z tego, że udało mu się kilkukrotnie minąć rywala, jak nie potrafił przełożyć tego na konkretne zagrożenie. Zaś w drugiej połowie kompletnie przygasł. Ten mecz dobitnie unaocznił problemy 29-latka w Manchesterze City, także całego zespołu. Warto pochwalić również Unaia Emery’ego, który po raz kolejny rozczytał Guardiolę jak dobrą książkę przy lampce wina.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,770FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ