Żaden z kibiców Rakowa Częstochowa nie wyobrażał sobie innego scenariusza, od bezproblemowego pokonania Miedzi Legnica. Zespół Marka Papszuna musiał ten mecz wygrać, co uczynił, ale nie uniknął niepotrzebnych nerwów. Gola na wagę trzech punktów cudownym uderzeniem z rzutu wolnego zdobył niezawodny Ivi Lopez już w 2. minucie rywalizacji. Wydawało się, że to ustawi losy pojedynku i zamknie temat podziału punktów.
Zaczęło się idealnie
Po błyskawicznym otwarciu w wykonaniu gospodarzy można było spodziewać się, że Raków zaznaczy swoją dominację i pójdzie za ciosem. Tak się jednak nie stało, a gracze trenera Papszuna nie potrafili zamknąć meczu. Teoretycznie przeważali, kontrolując sytuacje i regularnie próbując kreować kolejne szanse. W praktyce jednak nie przekładało się to na nic konkretnego, a Miedź brak zdobytych punktów „zawdzięcza” jedynie ogromnej nijakości w ofensywie i… braku zimnych nerwów w końcówce.
Ogromna nieskuteczność mogła się zemścić
Piasecki i Gutkovskis powinni podwyższyć stan rywalizacji, ale wszelkie próby strzałów albo dobrze wyłapywał bramkarz gości, albo dalekie były od ideału. Z 16 uderzeń tylko jedno znalazło drogę do siatki. Raków wciąż jednak miał korzystny wynik…
W 77. minucie cały stadion w Częstochowie zamarł. Chwilę wcześniej golkiper Rakowa popełnił błąd, faulując napastnika gości. Vladan Kovacević postanowił się jednak zrehabilitować, stając na wysokości zadania i broniąc jedenastkę wykonywaną przez Henriqueza. Po tej sytuacji Miedź niejako straciła zapał do gry i do końca pojedynku nie wydarzyło się już nic, co mogłoby zainteresować widzów meczu. No może poza drugą żółtą kartką dla Navedy. Legniczanie oddali jeden celny strzał, a mogli ten mecz zremisować.
Takimi spotkaniami wygrywa się tytuł
Raków nie zagrał tego wieczoru wybitnego spotkania, popełniając sporo niepotrzebnych błędów. Gdyby beniaminek z Legnicy wykorzystał jedenastkę, to zamiast radości, z pewnością mówilibyśmy o bezsensownej utracie dwóch oczek, które końcowo mogą okazać się bezcenne w walce o pierwszy w historii tytuł. Zwycięzców się zazwyczaj nie sądzi, a Medaliki wykonały swój plan minimum. O stylu, w jakim rozegrany został ten pojedynek, każdy niedługo zapomni. Dopisanie kolejnego kompletu oczek było priorytetowe i zostało zrealizowane.
Następna na celowniku wicemistrza Polski jest Lechia, która mimo pokonania Cracovii wydaje się być ekipą o parę klas niżej niż Raków. Z drugiej strony Miedź też w teorii taka była, a jak pokazała praktyka, w Ekstraklasie nie wolno nikogo skreślać. Każde zwycięstwo trzeba sobie wywalczyć.