Qinwen Zheng dotarła do półfinału turnieju singlowego igrzysk olimpijskich, przegrywając ledwie dwa sety. Chińska tenisistka sprawiła sporą niespodziankę, docierając do tego etapu, jednak w starciu, którego stawką był awans do finału, musiała zmierzyć się z Igą Świątek. Liderka rankingu WTA, główna faworytka do złotego medalu w wieku 23 lat stanęła przed jednym z najważniejszych pojedynków dotychczasowej kariery. Wydawało się jednak, że Zheng będzie musiała skupić się na ewentualnej walce o brąz.
Królowa Paryża zaskakująco od początku miała spore problemy z Chinką. Iga wydawała się usztywniona. W akcjach, które zazwyczaj kończy zdobytym puntem, nie była w stanie znaleźć sposobu na rywalkę. Już w pierwszym gemie musiała bronić break pointa. Tym razem ta sztuka jej się udała, jednak w trzech kolejnych gemach serwisowych Polki to Zheng notowała przełamanie.
SZESNAŚCIE niewymuszonych błędów, bardzo słaby serwis i niefunkcjonujący forhend. Oceniając samego pierwszego seta — Iga Świątek zagrała kilka klas niżej, niż przyzwyczaiła do tego kibiców. Wynik 2:6 martwił, postawa polskiej tenisistki jeszcze bardziej. Mogliśmy jednak liczyć, że tak rozczarowujący set zdarza się w wykonaniu Polki niezwykle rzadko i w kolejnym w końcu znajdzie swój właściwy rytm.
Przebudzenie Igi w drugim secie
Qinwen Zheng po pierwszym udanym secie, w drugim mocno zeszła z tonu. Zaczęła się śpieszyć, obawiając się (słusznie!), że Iga lada moment zacznie grać na swoim poziomie. Tak też się stało. Tak jak w pierwszym secie mogliśmy narzekać na postawę Świątek, tak w drugim dominacja ze strony liderki rosła z każdą piłką. W pierwszym gemie serwisowym Iga wygrała do 30. W drugim prowadziła 30:0, a następnie wykorzystała pierwszy z break pointów. Chinka nie radziła sobie w nowej sytuacji, która była o 180 stopni odmienna od tej z pierwszego seta. Im bardziej się śpieszyła, tym gorzej kończyły się akcje w jej wykonaniu. Szybko zrobiło się 4:0 – przy ledwie 5 punktach wygranych przez Polkę.
Niestety, gdy wydawało się, że Świątek jest na doskonałej drodze do wyrównania stanu rywalizacji, zaczęła znowu popełniać niewymuszone błędy. Te pozwoliły Zheng na złapanie kontaktu. Najpierw jedno przełamanie, potem następne i 4:0 zrobiło się 4:4. Od tego momentu pojedynek był wyrównany ze wskazaniem na Chinkę. Ta odzyskała wiarę w sukces, a w końcówce pokusiła się o przełamanie. Zheng robiła swoje, Świątek niewiele już mogła na to poradzić mimo ambitnej chęci odrabiania strat. To nie był jej dzień, a liczba niewymuszonych błędów (aż 36) okazała się decydująca.
Napiszmy szczerze — Iga Świątek przegrała z solidną rywalką, ale przegrała dziś przede wszystkim z samą sobą. Pozostaje szybka regeneracja — również psychiczna i walka o brązowy medal.