Rozgrywany w Arabii Saudyjskiej Superpuchar Włoch rozgrzewa kibiców nie tylko ze względu na nietypową w styczniu pogodę. Dzisiejsze starcie Interu z Lazio było meczem posiadającym wszystko, czego można oczekiwać od walki o finał Supercoppa. Może poza wsparciem trybun, w dużej części zajętych przez Saudyjczyków, którzy nie mieli ochoty zdzierać gardeł dla kogokolwiek innego niż podziwiany przez nich na co dzień CR7.
Warto przycisnąć rywali
Brak głośnego dopingu nie był jednak aż tak widoczny, gdyż całą uwagę widzów przykuwały boiskowe wydarzenia. Największe gwiazdy obu drużyn zadbały, by już od pierwszych chwil mecz obfitował w groźne ataki, strzały i częste zmiany posiadania piłki. Wszystko za sprawą wysokiego pressingu, na który zdecydowały się obie ekipy. Skuteczniejszy był jednak Inter, który od początku wyraźnie przeważał nad drużyną Biancocelestich.
Ataki zespołu prowadzonego przez Simone Inzaghiego doprowadziły do upragnionego skutku już w 17. minucie. To wtedy Marcus Thuram wykorzystał podanie od Dimarco, które po drodze pechowo odbiło się od rywala, myląc defensywę klubu z Rzymu. W efekcie Francuz znalazł się tuż przed bramką i trafił do siatki po raz dziesiąty w tym sezonie.
Rosnące dysproporcje
Można było mieć nadzieję, że po straconym golu podopieczni Maurizio Sarriego poprawią grę i ruszą do odrabiania strat. Podobne marzenia szybko zweryfikowała rzeczywistość, w której to Inter narzucał zasady gry. Nerazzurri wystrzegali się błędów, grali pewnie w obronie i sami raz po raz zagrażali bramce Ivana Provedela. Do przerwy nie przyniosło to dalszych zdobyczy bramkowych, ale piłka raz odbiła się od poprzeczki, a kilkukrotnie strzały były minimalnie niecelne bądź ofiarnie blokowane. Jeśli już uderzenia docierały do celu, odbijał je dobrze dysponowany golkiper Lazio.
Schodząc do przerwy zawodnicy Interu mogli więc zastanawiać się, dlaczego nie zdołali zdobyć przynajmniej drugiej bramki. Przy 14 strzałach, 64 proc. posiadania piłki i współczynniku xG wynoszącym 1,52 podwyższenie prowadzenia wydawać się mogło wręcz obowiązkiem. Nie został on spełniony, ale do przerwy prowadzenie mediolańczyków i tak nazwać należało niezagrożonym.
Bez przebudzenia po przerwie
Lazio przez pierwsze 45 minut półfinału Superpucharu ani razu poważnie nie zagroziło bramce przeciwników. Zaledwie 2 oddane strzały i brak celnego uderzenia na bramkę rywali musiały nakłonić szkoleniowca rzymian do przemyśleń. Ten jednak nie zdecydował się na zmiany i liczył na wyjściową jedenastkę także w drugiej połowie. Rozpoczęła się ona jednak od ogromnego rozczarowania, jakim było podyktowanie karnego dla Interu chwilę po wnowieniu gry. Został on pewnie wykorzystany przez Hakana Çalhanoğlu, a Lazio znalazło się w jeszcze gorszym położeniu.
Taki stan rzeczy nie uległ zmianie do końca spotkania. Lazio nie rezygnowało z prób odbioru piłki, ale z boiska zeszli liderzy drużyny, a gra zwyczajnie się nie układała. Niewidoczni Immobile, Guendouzi czy Felipe Anderson nie potrafili zaktywizować swoich kolegów i do końca meczu Inter ani na moment nie stracił kontroli nad przebiegiem starcia. Co więcej, dołożył jeszcze trzecie trafienie autorstwa Davide Fratessiego. Inter pokazał, że w pełni zasłużył na obecność w finale rozgrywek.
Co dalej?
Nerazzurri dzięki kapitalnemu występowi Barelli, Thurama czy Mkhitaryana pokonał Lazio w półfinale Superpucharu Włoch. Pewna wygrana nie jest jednak dla Interu końcem wyzwań w Arabii Saudyjskiej. Dzięki zwycięstwu dziewiętnastokrotni mistrzowie Włoch już w poniedziałek zmierzą się z Napoli, które wcześniej pewnie pokonało Fiorentinę. Faworytem spotkania będą mediolańczycy, ale klub Piotra Zielińskiego może okazać się rywalem groźniejszym niż Lazio.