Granie pod atuty przeciwnika. Tottenham i nieumiejętność adaptacji

Większość kibiców ocenia trenerów – oprócz wyników – przez umiejętność wyeksponowania atutów swojego zespołu. Czy to przez wytrenowanie piłkarzy do tego stopnia, aby pewne rzeczy wykonywali automatycznie czy po prostu dostosowanie systemu do ich umiejętności. Jest jednak jeszcze jedna rzecz, o której często się zapomina – dostosowanie planu na mecz do przeciwnika, tak aby wyeliminować jego mocne strony. Jako idealny przykład można tutaj wskazać Nuno Espirito Santo. Przeciwieństwem za to jest Ange Postecoglou. Australijczyka można chwalić za odważny styl gry i to jak szybko potrafił wprowadzić go do zespołu. Niemniej jednak większość drużyn potrafi się już do niego dostosować. Sam Tottenham z kolei nadal gra tak, jakby nie zwracał uwagi kto jest ich rywalem.

Najwygodniejszy przeciwnik

Odnoszę wrażenie, że Postecoglou to ulubiony menedżer wszystkich trenerów w Premier League. Każdy chce mu powiedzieć: brawa za Twoją filozofię i konsekwencję. I wszyscy chcą z nim grać. – powiedział niedawno Michał Gutka w magazynie Premier League w Viaplay. Słowa te najlepiej obrazują filozofię australijskiego szkoleniowca. Tottenham niemal zawsze trzyma się swojego planu, jednocześnie nie zważając na to, jak gra ich przeciwnik. Przed meczem ze Spurs jako trener nie musisz zbyt wiele analizować i zastanawiać się, jak przechytrzyć rywala. Z góry możesz założyć jak będzie grał przeciwnik, a sam będziesz mógł wykorzystać największe atuty swojego zespołu.

REKLAMA

Przykładów takich spotkań, w których Tottenham grał tak, jak chciałby tego zespół przeciwny jest wiele. Zresztą nie trzeba daleko szukać. Wystarczy cofnąć się do ostatniej kolejki i meczu z Bournemouth. Wiadomo, że ekipa Andoniego Iraoli jest jedną z drużyn, które grają najbardziej intensywnym pressingiem w całej lidze. Wisienki żyją z wysokich odbiorów, zmuszania rywali do błędów przy rozgrywaniu piłki oraz z faz przejściowych. Gdyby Ange Postecoglou zapomniał o tym wystarczyło oglądnąć poprzedni mecz z rundy jesiennej, w którym na Vitality Stadium Bournemouth przejechało się po jego drużynie, wykorzystując wszystkie wcześniej wymienione atuty.

Tottenham nie uczy się na błędach

Co prawda, wynik 1:0 tego nie sugeruje, jednak przewaga Wisienek w tamtym spotkaniu była ogromna. Według danych z serwisu Understat współczynnik xG (goli oczekiwanych) Bournemouth wyniósł aż 3,28 przy 0,62 Kogutów. Tottenham tamtego dnia miał szczęście, że uniknął kompromitacji i przegrał tylko jedną bramką. Zresztą podobnie jak w rewanżu rozgrywanym w ostatnią niedzielę. Spurs udało się wyrwać remis, jednak była to głównie zasługa nieskuteczności The Cherries oraz słabej postawy bramkarza rywali Kepy Arrizabalagi, który najpierw dał się zaskoczyć po dośrodkowaniu Pape Matara Sarra, a następnie w niegroźnej sytuacji sprokurował rzut karny. Bournemouth oddało więcej strzałów, częściej też uderzało z obrębu pola karnego oraz w światło bramki. Według modelu xG ekipa Iraoli po prostu zasłużyła na zwycięstwo (2,23 – 1,35 xG na ich korzyść).

Tottenham miał dużo szczęścia, że udało im się odwrócić losy meczu i z 0:2 doprowadzić do remisu. Zwłaszcza, że Bournemouth już wcześniej mogło objąć prowadzenie. W pierwszych trzech minutach Wisienki miały dwie dogodne sytuacje do strzelenia goli. Obie były spowodowane wysokim pressingiem i błędami Spurs przy wyprowadzaniu piłki. Dla Ange’a Postecoglou powinien to być sygnał alarmowy. Że być może nie warto podejmować aż tak dużego ryzyka przy rozgrywaniu futbolówki na własnej połowie. Mimo to, Spurs nadal robili to samo, a Bournemouth tylko na tym korzystało.

Tottenham nie ma planu na mecze z czołówką

Można zrozumieć to, że Ange Postecoglou chce, aby jego zespół budował akcje od bramkarza krótkimi podaniami. Jednak jeśli już na samym początku meczu dwukrotnie tracisz piłkę w ten sposób i ewidentnie taka gra nie przynosi pożądanych efektów to jest to znak, że należałoby coś zmienić. Podobnie zresztą było w meczu przeciwko Arsenalowi w połowie stycznia. Kanonierzy – tak jak Bournemouth – są jednym z zespołów najlepiej grających wysokim pressingiem (1:2). Tymczasem Koguty poprzez ciągłe krótkie rozgrywanie od własnej bramki ułatwiały jedynie Arsenalowi kreowanie sytuacji. Piłkarze Artety nie musieli męczyć się przeciwko nisko ustawionej defensywie, a zamiast tego korzystali na wysokich odbiorach i niezorganizowaniu obrony Tottenhamu.

Innym przykładem meczu, w którym Tottenham grał tak, jak chciał tego rywal było niedawne spotkanie przeciwko Manchesterowi City (0:1). W jaki sposób najłatwiej zatrzymać ekipę Pepa Guardioli pokazał Arne Slot czy w ostatniej kolejce Nuno Espirito Santo (choć akurat z tego meczu Postecoglou nie mógł jeszcze czerpać wzorców). Obaj trenerzy zrezygnowali z wysokiego pressingu i ustawili nisko linię obrony. Ponadto wiedząc, że najwięcej zagrożenia generują skrzydłowi Jeremy Doku i Savinho uczulili swoich zawodników na to, aby nie zostawiali ich w sytuacjach jeden na jednego z bocznym obrońcą. Tottenham przyjął jednak zupełnie inną postawę i zagrał w otwarte karty, zostawiając sporo przestrzeni za linią obrony czy pomiędzy formacjami. Manchester City mógł zagrać bardziej bezpośrednio, co w obecnym sezonie znacznie bardziej im pasuje.

Spotkanie to nie było jedynym, w którym Koguty poszły na wymianę ciosów z silniejszym rywalem i ostatecznie poległy. Najbardziej dobitnym tego przykładem było spotkanie tuż przed Świętami Bożego Narodzenia z Liverpoolem (3:6). Spurs zagrali wówczas odważnie wysokim pressingiem, jednak The Reds taki sposób gry rywala pasował. Żaden inny zespół nie potrafi tak szybko atakować jak Liverpool. Zostawianie tak dużych obszarów wolnej przestrzeni Salahowi, Gakpo, Luisowi Diazowi czy Szoboszlaiowi to zwyczajnie proszenie się o kłopoty.

Postecoglou musi coś zmienić

Taką postawę Tottenhamu można tłumaczyć tym, że Postecoglou chce grać wysokim pressingiem i nawet przeciwko najlepszym zespołom nie porzuca swojej filozofii. Przecież Liverpool za kadencji Jurgena Kloppa czy teraz Bournemouth Iraoli również zawsze wychodzą wysoko nie ważne przeciwko komu grają. Niemniej jednak, przygotowując plan na mecz trzeba wziąć pod uwagę czy twoi zawodnicy będą w stanie to zrobić. We wspomnianym wcześniej meczu z Liverpoolem na środku obrony Tottenhamu grali Archie Gray i Radu Dragusin. Gray to 18-latek, którego nominalną pozycją jest prawa obrona, ewentualnie środek pomocy. Dragusin natomiast znacznie lepiej czuje się ustawiony bliżej własnej bramki, gdy nie ma tyle przestrzeni do pokrycia.

Przykłady najlepszych zespołów pokazują, że czasem warto zrezygnować ze swoich założeń i dostosować się do rywala. Obecnie trener musi nie tylko tak przygotować zespół, aby wykorzystać atuty swoich zawodników, ale też zniwelować mocne i zlokalizować słabe strony przeciwnika. Niemal każdy trener przed meczem ze Spurs chwali Ange’a Postecoglou za jego filozofię i konsekwencję w działaniu. Niemniej jednak, wszystko to nie przynosi oczekiwanych wyników. A to znak, że coś trzeba zmienić. Bo – jak powiedział Albert Einstein – głupotą jest robić wciąż te same rzeczy i oczekiwać innych rezultatów.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,781FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ