Pojedynek Warty Poznań z Ruchem Chorzów kończył czwartą serię ekstraklasowego grania. Obie ekipy nie zaczęły sezonu wybitnie, ale Zieloni mogli być nieco bardziej zadowoleni ze swojej gry. Warta wycisnęła z pierwszych trzech kolejek tyle ile się dało i z czterema punktami mogła spokojnie patrzeć w przyszłość. Ruch posiadał na swoim koncie punkcik mniej, ale przez wzgląd na trudny terminarz fani Niebieskich nie musieli jeszcze rwać włosów z głowy. Dziś obie drużyny chciały zgarnąć pełną pulę i odskoczyć od strefy spadkowej.
Długie przerwy w grze i pech Warty
Pierwsza połowa była dla gospodarzy tego meczu personalną prawdziwą katastrofą. Już w 7 minucie murawę z powodu kontuzji musiał opuścić Szymonowicz. Gracz po pojedynku główkowym został zniesiony na noszach, a w jego miejsce pojawił się Żurawski. Ten, po ledwie dziewięciu minutach na murawie… wyprowadził Wartę na prowadzenie. Drużyna z Poznania przez pierwszy kwadrans grała świetnie, całkowicie kontrolując mecz i nie pozwalając Ruchowi na praktycznie nic. Wszystko zmieniło się dopiero po zdobyciu gola.
Bo wtedy do głosu zaczęli dochodzić Niebiescy. Pięć minut po trafieniu warty na tablicy wyników widniał już remis. Cudownym uderzeniem z za pola karnego popisał się Swędrowski. Zasłonięty Lis, który chwile wcześniej uratował swój zespół przed stratą bramki bezpośrednio z rzutu rożnego, był tutaj bezradny. Chorzowianie po wyrównaniu ciągle napierali na gospodarzy, których ktoś od piętnastej minuty odłączył od kontaktu.
W 39′ pech postanowił kolejny raz nawiedzić Wartę. Bramkarz gospodarzy został wypchnięty za bandy reklamowe gdy zastawiał piłkę przed napastnikiem rywali. Tam upadł na tyle niefortunnie, że nie był w stanie kontynuować gry.
Karny „do szatni”
Paradoksalnie, od tego momentu… Zieloni znów zaczęli jakkolwiek grać w piłkę. To swój efekt przyniosło w 54 minucie. Wtedy jeden z zawodników Ruchu zagrywał piłkę ręką przy rzucie rożnym, a sędzia po analizie VAR zdecydował się podyktować rzut karny. Beniaminek miał sporego pecha, bo ewentualną słuszność jedenastki można poddawać w wątpliwość. Do karnego podszedł Szmyt i… prostym strzałem w środek po ziemi wyprowadził Wartę na prowadzenie.
Warta schodziła do szatni z golem przewagi, ale była również pozbawiona dwóch podstawowych graczy z formacji defensywnej. Druga połowa zapowiadała się dla gospodarzy w tym aspekcie bardzo nieciekawie. Warto również zaznaczyć, że pierwsza odsłona była najprawdopodobniej jedną z najdłuższych pierwszy części w historii Ekstraklasy i trwała… 58 minut!
Druga połowa definicją nijakości
Po naprawdę dobrych pierwszych 45 minutach fani zebrani na stadionie w Grodzisku Wielkopolskim liczyli na duże emocje w drugiej odsłonie meczu. Niestety zarówno dla tych obecnych na meczu, jak i przed telewizorami, obie ekipy mocno zwolniły tempo. Mecz z bardzo intensywnego i zapewniającego widzom wielkie emocje, stał się kolejną nudną batalią w środku pola, w której próżno było szukać ciekawych momentów.
Warta utrzymywała korzystny rezultat, a Ruch nie potrafił w żaden sposób przebić się przez zielony mur. Co ważniejsze, jeśli już któraś z drużyn była bliższa zdobycia kolejnego gola, to zdecydowanie byli to gospodarze. Niebiescy przestali stwarzać sobie jakiekolwiek dogodne sytuacje, niejako godząc się z porażką. Jest to dziwne, szczególne, że po pierwszej odsłonie meczu to Ruch prędzej zasługiwał na prowadzenie w spotkaniu.
Wszystko zmieniło się w 86 minucie. To wtedy akcja zmienników przyniosła Ruchowi remis. Bartolewski dorzucił piłkę do Feliksa, który strzałem głową po koźle pokonał Grobelnego. Warta została ukarana za minimalizm, gdyż w końcowym kwadransie niemal zamknęła się przy własnym polu karnym. Mecz zakończył się podziałem punktów, który wydawał się najbardziej sprawiedliwym rezultatem.
Remis, który powinien zadowolić obie strony
Oczywiście, zarówno Warta jak i Ruch chcieli dziś zagrać o pełną pulę. Obie drużyny za główny cel w tym sezonie wybrała utrzymanie. W kontekście walki o byt w elicie taki punkt może okazać się kluczowy, szczególnie, że obie strony miały tego wieczoru swoje momenty. Jasne, lepiej jest wygrywać, ale ważne jest, aby przede wszystkim nie schodzić z murawy na tarczy. Nikt nie będzie