Sold out biletów, spora delegacja kibiców z Warszawy. Nie ma co ukrywać – jeśli na jakiś stadion przyjeżdża Legia, to jest o tym głośno. Tym razem padło na Tychy i mecz w ramach 1/16 finału Fortuna Pucharu Polski. Czy pierwszoligowiec ma szansę z będącą w kryzysie Legią?
Trzy szybkie ciosy
Mecz rozpoczął się na spokojnie. Gospodarze próbowali, dośrodkowując na Błachewicza. Chwilę później arbiter podyktował rzut karny dla Legii, jednak po interwencji VAR anulował swoją decyzję. Co się odwlecze to nie uciecze i goście w końcu zdobyli gola. Piłkę w środku pola przejął Slisz, zagrał do Kramera, a ten mocnym i celnym uderzeniem pokonał golkipera gospodarzy.
Na drugiego gola nie musieliśmy długo czekać. Josue rozrzucił na lewą stronę do Diasa, a ten celnie zagrał w pole karne do Guala, który w polu karnym zachował się jak rasowy napastnik. Tyszanie mieli problem, by przedostać się pod pole karne Legii i ciągle to przyjezdni w zauważalny sposób dominowali w tym meczu.
Trzecia bramka dla Legii padła w 35. minucie gry. Zagranie Josue do Wszołka, który świetnie wszedł w pole karne i podał dla Kramera, który tym zdobył drugiego gola w tym meczu. Chwilę później groźnie z granicy szesnastki uderzył Gual, ale dobrze w bramce spisał się Adrian Kostrzewski.
Legia kontrolowała to spotkanie
Trzy zmiany na początku drugiej części spotkania dokonane przed trenera GKS Tychy mogły świadczyć o tym, że wierzyli jeszcze w to, że mogą coś zdziałać w tym spotkaniu. Gospodarze chcieli jak najszybciej wrócić do rywalizacji, ale ciągle brakowało czegoś, by zdobyć gola. Po przerwie widowisko bardzo spowolniło. Kibice zgromadzeni przy Edukacji 7 w Tychach mogli się nudzić. Chwilę po wejściu na boisko bramkę zdobył Ernest Muci, ale był na spalonym. Kolejne trafienie dla „Wojskowych” i kolejny spalony – tym razem Pekhart. Nic w tym spotkaniu nie zagrażało Legii, ciągła kontrola spotkania przez podopiecznych Kosty Runjaicia. Goście ustawili sobie mecz w pierwszej połowie i było to dosadnie widać, że nie nadużywali swoich sił.