W ramach 11. kolejki Fortuna 1. Ligi mogliśmy być świadkami pojedynku pomiędzy dwoma śląskimi zespołami – GKS-em Katowice, a GKS-em Tychy. Przed pierwszym gwizdkiem sędziego trudno było wskazać zdecydowanego faworyta spotkania, wszak drużyny dzielił w tabeli zaledwie jeden punkt.
Mecz przy Bukowej fatalnie rozpoczął się dla drużyny gospodarzy
Już w szóstej minucie goście wyszli na prowadzenie za sprawą Mateusza Czyżyckiego. 24-latek sfinalizował szybką akcję tyszan, wykorzystując bardzo dobre dośrodkowanie w pole karne. Miało to miejsce przy zdecydowanie zbyt biernej postawie obrońców ekipy z Katowic – zwłaszcza Bartosza Jaroszka.
Przyjezdni nie nacieszyli się długo prowadzeniem. Już siedem minut później GieKSa wyrównała wynik spotkania. Katowiczanie wykorzystali do tego długą wymianę piłki, która otworzyła im drogę do pola karnego Konrada Jałochy. Tam świetnie odnalazł się Adrian Błąd, który wygrał pojedynek główkowy i doprowadził do remisu. Na pochwałę zasłużył także Rafał Figiel, od którego rozpoczęła się cała akcja ofensywna.
W 23. minucie tyszanie mogli i powinni ponownie wyjść na prowadzenie. Świetną okazję zmarnował jednak zawodnik GKS-u, nie trafiając do bramki z najbliższej możliwej odległości.
Kolejne minuty spotkania upłynęły pod wyraźnym znakiem dominacji drużyny z Tych
Zawodnicy trenera Nowaka, którego w czasie meczu zastępował Przemysław Pitry, zaprezentowali się z bardzo dobrej strony. Starali grać się krótkimi podaniami, umiejętnie przerzucali ciężar gry, operowali piłką na połowie gospodarzy, jednak nie potrafili stworzyć klarownych okazji do zdobycia bramki. Na tą sytuację złożyło się w dużej mierze też to, iż tyszanie oddawali dużą ilość bezproduktywnych uderzeń z nieprzygotowanych pozycji.
Niestety dla widzów zgromadzonych na stadionie oraz przed telewizorami, w pierwszej połowie nie oglądaliśmy już żadnych trafień. Jednak wynik mógł zmienić się już minutę po rozpoczęciu drugiej części gry. Aczkolwiek tyszan przed utratą bramki uratował wspaniałą interwencją Konrad Jałocha.
Drugie czterdzieści pięć minut okazało się być przeciwieństwem pierwszej połowy. Katowiczanie wyszli na murawę całkowicie odmienieni i to oni dyktowali tempo gry. Zawodnicy trenera Góraka zaczęli przede wszystkim śmielej tworzyć akcje ofensywne oraz agresywniej doskakiwać do rywali w celu szybkiego odzyskania piłki.
Zdecydowana poprawa jakości gry nie przyniosła wymiernych korzyści
Gospodarze, podobnie jak goście, nie zdobyli już do końca meczu bramki, która przesądziłaby o zwycięstwie którejś ze stron. W ostatecznym rozrachunku drużyny podzieliły się punktami, co można uznać za dość sprawiedliwy wynik. Pierwsza połowa upłynęła pod dominacją tyszan, zaś w drugiej części gry to katowiczanie przeważali na murawie.