Mimo pudłowania szans przez Kyliana Mbappé o wartości 0,61 xG, Francja zdołała wygrać spotkanie z Austrią. Piłkarzy Ralfa Rangnicka czekała ciężka przeprawa, to przed meczem wiedzieli wszyscy. Ale zagrali tak, że my Polacy mamy się czego obawiać. Jednak co do poniedziałkowego meczu – bramkę samobójczą Maximiliana Wöbera widzieli wszyscy, wspomniane pudło Mbappé raczej też. A co nawet wprawne oko kibica mogło przeoczyć? Parę rzeczy by się znalazło.
Kanté wciąż to ma
Co by nie mówić – paka jaką ma Francja jest nie do podrobienia. Zdobywca Ligi Mistrzów, czyli Eduardo Camavinga wchodzi z ławki, bo w środku pola grają Adrien Rabiot i N’Golo Kanté. Linia pomocy jak z EURO 2016. I co najlepsze, obaj panowie zagrali bardzo dobre zawody. Po piłkarzu Juventusu można było się jeszcze tego spodziewać, ponieważ gra wciąż na solidnym, europejskim poziomie. Jednak patrząc na 33-latka, który od roku gra w Arabii Saudyjskiej, a wcześniej nie dawał rady w Chelsea ze względu na kontuzje, to można było mieć wątpliwości.
Kanté w czerwcowych sparingach pokazał, że wciąż to ma, ale w meczu z Austriakami to potwierdził. Paryżanin był po prostu wszędzie. Z piłką przy nodze miał luz, bez piłki odbierał ją też na luzie. A w 85. minucie dogonił ze spokojem Patricka Wimmera i uchronił swoją drużynę od straty bramki. Oglądanie Kanté w takiej dyspozycji może przywoływać wspomnienia z jego występów za czasów mistrzostwa Anglii zdobytego wraz z Leicester City, czy właśnie wspomnianego EURO we Francji. Niesamowite, jak Didier Deschamps to wymyślił. Mając do dyspozycji taki potencjał ludzki, decyduje się na 33-latka i trafia w dziesiątkę. A sam N’Golo wraca do kadry, żeby w pierwszym meczu Francuzów na mistrzostwach zdobyć nagrodę MVP.
Austriacy nie dogoniliby skrzydłowych Francji nawet na rowerze
Nie chciałbym być bocznym obrońcą drużyny Austrii w takim meczu. Największe problemy miał Phillipp Mwene, który musiał walczyć z Ousmanem Dembélé. A złapał kartkę w 34. minucie i musiał uważać. Linia ofensywna Francuzów hasała sobie po flankach z ogromną swobodą. A jakby tego było mało, to na początku świetnie podłączał się Theo Hernandez. Jedynym rozwiązaniem wydawało się faulowanie przeciwników. I do tego uciekali się właśnie piłkarze Ralfa Rangnicka. Dwie żółte kartki w pierwszej połowie dla Austriaków to i tak mało, patrząc na ich liczbę przewinień. Pan arbiter Jesús Gil Manzano skrupulatnie wszystkie faule odgwizdywał.
Tu z pewnością będzie ważne przeanalizowanie tego meczu przez sztab Michała Probierza, gdyż da się wyciągnąć dwie rzeczy. Po pierwsze – Austriacy grają twardo, nieustępliwie i na granicy faulu. Polacy nie mogą w piątek się przestraszyć takiej gry. Po drugie – naturalnym będzie szukanie swojej przewagi na skrzydłach. Jeśli Mwene wyjdzie znów na boku obrony, to trzeba będzie próbować naciskać go przez cały mecz. Prawdopodobieństwo popełnienia błędu jest wysokie.
Rangnick dobrze przygotował drużynę
Austriacy nie ustawili się pod swoją bramką w celu obrony za wszelką cenę. Nie było grania na 0:0, nie było wywieszenia białej flagi i modlenia się o najniższy wymiar kary. Ekipa Burschen miała ciekawy plan, który w niektórych fragmentach przynosił oczekiwane efekty. Kluczem jest tutaj osoba trenera – Ralfa Rangnicka. Niemiecki trener lubuje się w podejściu taktycznym zwanym gegenpressem. Właśnie w ten sposób chciał zaskoczyć Francuzów i to częściowo się udawało.
Francja była atakowana wysoko przez jego piłkarzy, prowokując przeciwnika do popełniania błędów. Parokrotnie to właśnie założenie pressingu na Dayota Upamecano przy jego próbach wprowadzenia piłki do gry dawało szansę na zaatakowanie bramki bronionej przez Mike’a Maignana. Taka taktyka wymagała dobrego przygotowania fizycznego i po Austriakach było widać, że mają wystarczająco sił. Znów, jeśli Rangnick zastosuje taki sam manewr na mecz z Polakami, to możemy mieć kłopoty. Nasi zawodnicy nie czują się tak swobodnie z piłką jak piłkarze Les Tricolores. Taki Wiliam Saliba w pierwszej połowie był praktycznie bezbłędny.
Sam mecz był bardzo ciekawy, nie ma co do tego wątpliwości. Zarówno dla niedzielnego kibica, jak i bardziej zaawansowanego odbiorcy. Francja mogła strzelić na dwa czy trzy zero. Ewidentnie brakowało jej skuteczności, brakowało Mbappé w formie. A tak to nowy piłkarz Realu Madryt skończył mecz bez bramki, ze zmarnowaną sytuacją a’la hokejowy rzut karny oraz ze złamanym nosem. Na mecz z Polską raczej wróci, jednak będąc w takiej formie jeśli chodzi o finalizacje akcji, może nie być aż takim utrapieniem dla naszych defensorów.