Widzew Łódź potwierdził najdroższy transfer w dziejach polskiej ligi. Osman Bukari podpisał kontrakt obowiązujący do 2030 roku, a Austin FC na jego sprzedaży miało zarobić 5 mln euro. Najnowsze doniesienia sugerują jednak, że kwota ta… może być jeszcze wyższa. Historyczny ruch transferowy to niewątpliwie przełamanie kolejnej granicy w rodzimym futbolu. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że obawy względem piłkarza z Ghany są ogromne – i w dużej mierze uzasadnione.
Ile kosztował Osman Bukari?
Jak poinformował Tom Bogert, Widzew Łódź zapłacił za 27-latka 6,5 mln dolarów, co w przeliczeniu daje około 5,5 mln euro. Co więcej, Austin FC miało zagwarantować sobie 20% od zysku z kolejnej sprzedaży. Ten zapis wydaje się akurat kuriozalny. Nigdy bowiem nie doszło do sytuacji, w której piłkarz polskiego klubu mający co najmniej 27 lat zostałby sprzedany za kwotę zbliżoną do 6,5 mln euro. W praktyce jedynym wyjątkiem pozostaje Efthymios Koulouris, który w wieku 29 lat przeniósł się z Pogoni Szczecin do saudyjskiego Al-Ula za około 4 mln euro. Mówimy jednak o królu strzelców Ekstraklasy i absolutnie topowym zawodniku ligi.
Czy rzeczywiście ktokolwiek wierzy, że Widzew Łódź zdoła jeszcze zarobić na sprzedaży Bukariego? Brzmi to co najmniej niewiarygodnie.
Kwota 5 mln euro – czy też 5,5 mln euro, jak sugeruje amerykański dziennikarz, wydaje się po prostu przesadzona. Dla porównania Mateusz Bogusz, notujący nieporównywalnie lepsze statystyki na boiskach MLS, kosztował „zaledwie” 8,5 mln euro, a przecież jest o trzy lata młodszy. Oczywiście prawdą pozostaje, że zawodnik wart jest dokładnie tyle, ile ktoś zdecyduje się za niego zapłacić. W innym miejscu analizowaliśmy już wady i zalety nowego gracza Widzewa, więc nie będziemy powielać tematu. Warto jednak jasno zaznaczyć, że Osman Bukari nie jest piłkarzem, który odnajdzie się w każdej taktyce.
Widzew Łódź podjął ogromne ryzyko
Angaż zawodnika z Ghany za kwotę przekraczającą 5 mln euro na kilometr pachnie kosztowną pomyłką, choć – co uczciwie trzeba zaznaczyć – ostateczna weryfikacja zawsze następuje na boisku. W klubie argumentują jednak, że Bukari ma wnieść do zespołu konkretną jakość. Dariusz Adamczuk podkreślał, że celem Widzewa pozostaje rywalizacja z najlepszymi i stopniowe włączanie się do walki o czołowe miejsca w lidze oraz grę w Europie.
Według pełnomocnika zarządu ds. sportu Bukari ma wyróżniać się kreatywnością, szybkością i umiejętnością tworzenia przewagi w trzeciej strefie boiska – elementami, których drużynie wyraźnie brakowało w rundzie jesiennej. Adamczuk zaznaczył również, że zawodnik był obserwowany przez wiele klubów w Europie, a sam transfer nie doszedłby do skutku bez wsparcia Roberta Dobrzyckiego oraz akceptacji trenera Nenada Jovićevicia, ponieważ klub chce dobierać piłkarzy pod konkretny model gry. Widzew przypomina także, że Bukari w ostatnich półtora roku występował w MLS, a wcześniej notował dobre liczby w Europie, trafiał do siatki w Lidze Mistrzów oraz na mistrzostwach świata, co – zdaniem działaczy – ma potwierdzać jego poziom.
W MLS Bukari nie zdołał pokazać swoich możliwości. Zdecydowanie lepiej radził sobie wcześniej w Belgii i Serbii. Jak będzie w Ekstraklasie? Koszt transferu sprawia, że presja oczekiwań od pierwszego meczu będzie ogromna. Jeśli szybko nie stanie się czołowa postacią zespołu, media dostaną idealne paliwo do krytyki.
Presja oczekiwań będzie ogromna
Sam zawodnik przekonuje natomiast, że decyzja o zmianie klubu była w pełni przemyślana. Podkreśla, że w Austin było „nieźle”, ale jako piłkarz czasem trzeba zmienić otoczenie, a niekiedy w grę wchodzą również kwestie rodzinne. Bukari zaznacza, że chciał wrócić do Europy i kontynuować tutaj swoją karierę, a do transferu przekonała go rozmowa o tym, czego Widzew szuka i jakiego profilu zawodnika potrzebuje. Nie ukrywa przy tym zadowolenia z faktu, że trafił właśnie do Łodzi.
O tym, czy sprowadzenie Osmana Bukariego okaże się oznaką transferowego geniuszu, czy raczej przykładem pospolitego szaleństwa i przepalania pieniędzy, przekonamy się już wiosną. Jednego łodzianom odmówić nie można. Odwagi i konsekwencji. Nie ma szans, czego wydatków poniesionych na wzmocnienia okaże się stratą pieniędzy. Widzew Łódź ma właściciela, który chce podjąć ryzyko i nie poddaje się przy jednym czy drugim niepowodzeniu. A to bardzo dobra cecha.
