Trzy kolejne porażki i tylko trzy punkty po czterech pierwszych kolejkach. Z pewnością nie tak kibice Newcastle wyobrażali sobie start sezonu w wykonaniu ich zespołu. Sroki w trwającym sezonie miały udowodnić, że udane poprzednie rozgrywki nie były tylko jednorazowym wyskokiem. Obecna kampania ma być tą, dzięki której Newcastle na stałe rozgości się w ligowej czołówce. Tymczasem przerwę reprezentacyjną Eddie Howe i jego piłkarze spędzą w nie najlepszych nastrojach. Sroki przegrały kolejno z Manchesterem City, Liverpoolem oraz Brighton, przez co strata do miejsc gwarantujących grę w Lidze Mistrzów już na początku sezonu zrobiła się dość duża. Jednak czy na St. James’ Park powinni martwić się ostatnimi nieudanymi występami?
Trudny terminarz
Patrząc przez pryzmat samych wyników, Newcastle niewątpliwie jest jednym z największych rozczarowań początku trwającego sezonu Premier League. Zespół, który w poprzedniej kampanii finiszował na czwartym miejscu, zapewniającym udział w Champions League, po czterech pierwszych kolejkach jest dopiero 14. w tabeli. Dopiero co zaczął się wrzesień, a Sroki już mają na koncie trzy przegrane. Dla porównania w poprzednich rozgrywkach trzecią ligową porażkę ponieśli dopiero na początku marca. Co więcej, do połowy lutego tylko raz schodzili z boiska pokonani.
Niemniej jednak, na początku sezonu nie warto sugerować się tym, co pokazuje tabela. Cztery mecze to bardzo mała próbka. W dużym stopniu na zajmowane miejsce wpływa to, z jakimi rywalami się mierzyłeś. A trzeba powiedzieć, że w przypadku Newcastle terminarz nie należał do najłatwiejszych. Tak ciężkiego startu sezonu nie miał żaden inny zespół Premier League. Sroki w pierwszych czterech spotkaniach mierzyły się kolejno z Aston Villą, Manchesterem City, Liverpoolem i Brighton. Każdy z tych zespołów zakończył poprzedni sezon w pierwszej siódemce i reprezentuje Anglię w europejskich pucharach.
Aby prześledzić skalę trudności, warto porównać, jak Newcastle radziło sobie w analogicznych spotkaniach (u siebie z Aston Villą i Liverpoolem oraz na wyjeździe z Manchesterem City i Brighton) w minionym sezonie. I okazuje się, że nie było wcale tak dużej różnicy. Sroki na tych samych przeciwnikach zgarnęły cztery punkty, a więc tylko jeden więcej niż obecnie. Jeśli dodamy do tego to, że zarówno z Brighton, jak i Aston Villą mierzyli się w pierwszej części sezonu, kiedy zespołami nie kierowali jeszcze kolejno Roberto De Zerbi i Unai Emery, ciężko mówić o jakimkolwiek regresie względem wyników sprzed roku. Jak dotąd Newcastle punktuje podobnie, co w zeszłym sezonie.
Newcastle zabrakło szczęścia
Co więcej, sama liczba punktów to nie wszystko. Suchy wynik nie zawsze oddaje to, co działo się na boisku. Na końcowy rezultat często po prostu wpływ ma szczęście. Dlatego w tak krótkim okresie często bardziej miarodajna okazuje się być statystyka xG (goli oczekiwanych), która ocenia jakość stwarzanych okazji. Według tego modelu Newcastle „powinno” mieć na swoim koncie trzy punkty więcej. Zresztą nie trzeba nawet spoglądać w tę statystykę, aby wyciągnąć takie wnioski. O ile większość meczów ekipy z St. James’ Park w trwającym sezonie była dość jednostronna i kończyła się zasłużonym zwycięstwem lepszego zespołu, tak przeciwko Liverpoolowi to Newcastle o wiele bardziej zasłużyło na trzy punkty.
Podopieczni Howe’a niemal przez całe spotkanie kontrolowali to, co działo się na boisku i byli zwyczajnie lepsi od rywala. Sroki od 28. minuty grały w przewadze jednego zawodnika i powinny były wcześniej zamknąć ten mecz. W końcówce dały się jednak dwukrotnie skontrować, co skończyło się dwoma golami The Reds. Przewagę Newcastle potwierdza również wspomniany model goli oczekiwanych (1,62 – 0,86 xG na ich korzyść). Gdyby drużyna Howe’a wygrała z Liverpoolem, dziś narracja wokół nich byłaby zupełnie inna. Sześć punktów na 12 możliwych, mając tak trudny terminarz, odbierane byłoby jako całkiem niezły start sezonu. Zwłaszcza że wyjazd na Manchester City to prawdopodobnie najtrudniejszy mecz w całym sezonie. Porażkę na Etihad po prostu trzeba wliczyć w koszty.
Newcastle bazuje na intensywności
Mimo wszystkich niesprzyjających okoliczności to też nie przypadek, że Newcastle ma zaledwie trzy punkty po czterech kolejkach. Zarówno przeciwko Manchesterowi City, jak i Brighton w sobotę Sroki nie miały nic do powiedzenia. W obu tych spotkaniach podopieczni Howe’a oddali łącznie tylko trzy celne strzały, a ich sytuacje w obu przypadkach wyceniono na poniżej 1 xG. Niemniej jednak same statystyki nie oddają tego, jak bezradni w obu tych starciach była ekipa z St. James’ Park. Brighton i Manchester City miały te mecze pod całkowitą kontrolą. Dzięki szybszemu operowaniu piłką rywale radzili sobie intensywnością i wysokim pressingiem Newcastle. Tym samym zneutralizowali jeden z ich największych atutów.
Porażki z Brighton i Manchesterem City pokazały, gdzie w Newcastle jest jeszcze pole do rozwoju. Eddie Howe stworzył drużynę bardzo fizyczną i grającą na dużej intensywności. Sroki bardzo dobrze potrafią wykorzystać fazy przejściowe i skorzystać z szybkich ataków. Jednak jeżeli chodzi o grę z piłką przy nodze, nie są jeszcze na tym najwyższym poziomie. W sobotnim spotkaniu z Brighton podopieczni Howe’a mieli ogromne problemy z wyjściem spod pressingu. Z kolei przeciwko Liverpoolowi grając w przewadze jednego zawodnika, nie byli w stanie przebić się przez zasieki rywala, będąc zmuszonym do budowania ataków pozycyjnych.
Wymagania gry na dwóch frontach
Jak się okazuje, nie zawsze można bazować jedynie na fizyczności i intensywności. Nie każdego lepszego od siebie rywala uda się po prostu zabiegać. Zwłaszcza że w obecnym sezonie Newcastle dojdzie rywalizacja w Lidze Mistrzów, gdzie ze względu na trudne losowanie (PSG, Borussia Dortmund, Milan) nie będzie meczów, w których będzie można dać odpocząć podstawowym zawodnikom. W zeszłej kampanii największy kryzys Newcastle przypadł właśnie na styczeń i luty, kiedy przerwy pomiędzy meczami były najkrótsze. Sroki odzyskały formę dopiero po tym, jak Eddie Howe zdecydował się na drobne korekty w podstawowej jedenastce, dając szanse mniej eksploatowanym wcześniej piłkarzom.
Co ciekawe, w minionych rozgrywkach Sroki także nie zanotowały najlepszego startu. Do pierwszej przerwy reprezentacyjnej ekipa Howe’a wygrała tylko jeden z siedmiu meczów. Na możliwych 21 punktów zgromadziła zaledwie osiem. Wówczas nic nie wskazywało na to, że Newcastle będzie rewelacją sezonu i zajmie miejsce w pierwszej czwórce. Oczywiście teraz to zadanie — ze względu na udział w Lidze Mistrzów — będzie o wiele trudniejsze, jednak poprzedni sezon pokazał, żeby za wcześnie nikogo nie skreślać. Newcastle ma na tyle szeroką i mocną kadrę, że Eddie Howe nie ma się czego obawiać. Umiejętne rotowanie składem będzie kluczem do tego, aby Newcastle mogło przez cały sezon grać na najwyższych obrotach. A wtedy niewiele zespołów jest w stanie ich zatrzymać.