Everton między stabilizacją a stagnacją

Everton przegrał z Chelsea w sobotnie popołudnie, a wynik po raz kolejny odsłonił głębsze problemy klubu. Ten mecz nie zaskoczył uważnych obserwatorów, lecz jedynie potwierdził ograniczenia, które od dłuższego czasu towarzyszą drużynie.

David Moyes ustabilizował zespół i przywrócił mu ligową konkurencyjność. Everton częściej punktuje i znacznie rzadziej popada w chaos, który jeszcze niedawno był codziennością. Mimo tego postęp zatrzymał się w pół kroku, a sufit możliwości wydaje się boleśnie niski. Patrząc na obecny skład, można odczuć umiarkowany optymizm, lecz równocześnie narasta frustracja. Drużyna potrafi grać solidnie, jednak zbyt rzadko narzuca rywalom własne warunki. To wyraźna różnica między stabilnością a prawdziwym rozwojem.

REKLAMA

Największy i najbardziej przewlekły problem dotyczy prawej obrony. Jake O’Brien walczy, biega i poświęca się dla zespołu, lecz wciąż pozostaje środkowym obrońcą wystawianym na boku. Na tej pozycji brakuje mu naturalnych odruchów oraz ofensywnej odwagi, które w nowoczesnym futbolu są niezbędne. Trudno nie zastanawiać się, jak długo Everton będzie improwizował w tym sektorze boiska. Takie rozwiązania sprawdzają się chwilowo, ale długofalowo skutecznie hamują rozwój drużyny. Klub musi w końcu postawić na specjalistę, a nie na kompromis.

Defensywne ograniczenia i brak odwagi w środku pola

Lewa strona defensywy również generuje pytania. Witalij Mykołenko zapewnia względną solidność w obronie, jednak jego wkład w grę ofensywną pozostaje znikomy. Współczesny futbol wymaga bocznych obrońców, którzy napędzają akcje i poszerzają grę. Everton wciąż atakuje przewidywalnie, co ułatwia życie przeciwnikom. Brak zaufania Moyesa do alternatyw personalnych tylko pogłębia stagnację. Trener konsekwentnie wybiera bezpieczeństwo, lecz bezpieczeństwo rzadko prowadzi do jakościowego skoku. Tykający kontrakt Mykołenki staje się symbolem odkładanych decyzji.

Środek pola na pierwszy rzut oka wygląda poprawnie. James Garner i Idrissa Gueye dobrze chronią piłkę i dbają o strukturę zespołu, jednak futbol to nie tylko kontrola, ale również odwaga.

Everton rzadko przyspiesza grę podaniem między linie, a wiele akcji gaśnie, zanim stworzy realne zagrożenie. Zespołowi brakuje pomocnika, który jednym zagraniem potrafiłby zmienić rytm meczu. Pojawia się więc pytanie, „czy klub nie obawia się ryzyka?” Bez niego trudno jednak myśleć o realnym awansie sportowym. Gra w górnej połowie tabeli to solidny etap, lecz nie powinien on stanowić celu ostatecznego. Everton stoi dziś na rozdrożu. Może wybrać cierpliwą, odważną przebudowę albo utknąć w wygodnej przeciętności. Nadchodzące decyzje transferowe pokażą, czy klub rzeczywiście myśli o wejściu na wyższy poziom.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    142,839FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ