Everton coraz dalej europejskich pucharów

Sobotnia porażka The Toffees z Aston Villą była już szóstą na Goodison Park w tym roku kalendarzowym. W rozgrywkach ligowych Everton potrafił wygrać tylko i wyłącznie z bardzo słabo grającym Southampton (1:0) oraz zremisować z Leicester City (1:1), Crystal Palace (1:1) i Tottenhamem (2:2). Z dziesięciu meczów na własnym stadionie w 2021 roku podopieczni Carlo Ancelottiego przegrali aż sześć i uzbierali zaledwie pięć punktów. Na Goodison Park w trwającym sezonie wygrywały Fulham, Newcastle, Burnley, West Ham, Aston Villa, Leeds, Machester United i Manchester City. O ile, porażki z oboma zespołami z Manchesteru czy nawet z będącym objawieniem tego sezonu West Hamem można jeszcze jakoś wytłumaczyć, tak wpadki z drużynami walczącymi o utrzymanie Evertonowi, zespołowi mającemu aspirację gry w Lidze Mistrzów, po prostu nie przystoją.

Oczywiście, tak słabą postawę na własnym stadionie The Toffees można tłumaczyć brakiem kibiców na trybunach. Tak naprawdę w obecnych czasach nie ma większej różnicy, czy zespół swoje spotkanie rozgrywa u siebie czy na wyjeździe. W całej stawce Premier League znajdziemy mnóstwo drużyn, które lepiej radzą sobie w delegacjach niż jako gospodarz. Niemniej jednak, u nikogo nie występuje tak duża dysproporcja jak w Evertonie. Wyjazd na Goodison Park w obecnym sezonie jawi się jako niezła okazja na komplet punktów oraz podbudowanie pewności siebie. W końcu zwycięstwo drużyny bijącej się o utrzymanie na boisku zespołu walczącego o puchary, nieważne jak słabo by on nie grał, zawsze będzie odbierane jako niespodzianka.

REKLAMA

Nie tylko słabe wyniki, ale też gra

Jedną czy dwie porażki można by było jeszcze wybaczyć. Zawsze może się zdarzyć gorszy mecz bądź po prostu mnóstwo pecha. Jednak w przypadku Evertonu o niczym takim nie możemy mówić. Wszystkie te przegrane ekipa Ancelottiego odniosła w fatalnym stylu. Zarówno w sobotę Aston Villa, jak i wcześniej Newcastle, Fulham, Leeds czy Burnley były znacznie lepsze od The Toffees. Stworzyły więcej dogodnych sytuacji i zasłużenie wyjechały z kompletem punktów. Z resztą podopieczni Carletto przez większą część sezonu grają po prostu słabo. Kreują mało okazji, a punktują zazwyczaj tylko i wyłącznie dzięki dobrej skuteczności.

W całym obecnym sezonie od The Toffees mniej strzałów oddały jedynie Crystal Palace, Sheffield United, West Brom i Burnley, a strzałów celnych – oprócz wspomnianej czwórki – jeszcze Fulham, Newcastle i Brighton. Ponadto w statystyce oczekiwanych goli (xG) Everton zajmuje dopiero 12. miejsce. Gdybyśmy wyłączyli pięć pierwszych kolejek, w których Everton zgarnął 13 punktów oraz był znacznie bardziej nastawiony na ofensywę, to ten dorobek byłby jeszcze bardziej mizerny. Oczywiście, nie można mieć pretensji do Carlo Ancelottiego, który chcąc poprawić grę w obronie, zmienił nastawienie na bardziej pragmatyczne. W końcu Everton potrafił wówczas pokonać Chelsea (1:0), Arsenal (2:1) czy Leicester (2:0). Jednak mam wrażenie, że wraz ze zmianą sposobu gry, The Toffees zatracili swoje wszystkie ofensywne atuty.

Koniec szczęścia

Jednak dopóki Everton punktował i miał szanse na miejsce w TOP4, nie można było się ich specjalnie czepiać. The Toffees nie zachwycali swoją grą, często mieli mnóstwo szczęścia, ale koniec końców wyniki się zgadzały. Po 15 kolejkach piłkarze Ancelottiego byli na czwartym miejscu w tabeli ze stratą tylko trzech punktów do prowadzącego Manchesteru City. Nowy rok jednak zupełnie zmienił postrzeganie Evertonu. Zespół z Goodison Park nie potrafi utrzymać równej formy, przez co stracił już szanse na miejsce gwarantujące grę w Lidze Mistrzów oraz coraz bardziej oddala się od jakichkolwiek europejskich pucharów. Z ostatnich ośmiu spotkań we wszystkich rozgrywkach Everton wygrał tylko jedno – przeciwko Arsenalowi (1:0) po fatalnym błędzie Bernda Leno. Tak naprawdę na dzień dzisiejszy trudno określić, jakim stylem chce grać włoski szkoleniowiec.

Na gorszą dyspozycję The Toffees w ostatnich miesiącach z pewnością wpłynęła duża liczba urazów w zespole. Szczególnie duży wpływ na grę Evertonu miała kontuzja odniesiona przez Abdoulaye’a Duocoure dwa miesiące temu. Od tego czasu podopieczni Ancelottiego znacznie obniżyli loty. Dodatkowo w ostatnim meczu z Aston Villą nie mógł zagrać James Rodriguez. Niestety Kolumbijczyk przez większą część pobytu na Wyspach zmaga się z urazami, a bez niego ofensywa The Toffees wygląda bardzo blado. Ancelotti w ataku ma bardzo mało opcji do rotacji, przez co niedyspozycja każdego takiego piłkarza boli podwójnie.

Czas rozliczyć Everton

Jeżeli Evertonowi nie uda się w tym sezonie awansować do pucharów będzie to kolejny stracony rok. Ostatni raz The Toffees w Europie pokazali się w sezonie 2017/18, kiedy to odpadli już po fazie grupowej Ligi Europy. Na wiosnę więc ostatnio występowali w sezonie 2014/15. Sześć lat temu. Jak na klub ciągle aspirujący do europejskich pucharów trochę słabo. W ostatnich pięciu latach więcej na transfery (licząc zarówno wydatki, jak i zyski) od Evertonu wydały jedynie Chelsea, Arsenal i oba kluby z Manchesteru. Tak, w ciągu tych pięciu lat The Toffees raz awansowali do fazy grupowej europejskich pucharów i ani razu do fazy pucharowej.

W zasadzie dobre transfery klubu z niebieskiej części Merseyside w ostatnich latach możemy policzyć na palcach jednej ręki. Wystarczy wspomnieć, że na Goodison Park za duże pieniądze przychodzili Morgan Schnederlein, Yannick Bolasie, Davy Klaasen, Cenk Tosun, Theo Walcott czy Moise Kean, których już w Evertonie nie ma. Zostali natomiast jeszcze m. in. Alex Iwobi, Andre Gomes, Jean-Philippe Gbamin czy Yerry Mina, którzy sporo kosztowali, a nie wnoszą do zespołu zbyt wiele dobrego. Ponadto o takich transfersch jak Gylfi Siggurdsson, Michael Keane czy Jordan Pickford też nie można powiedzieć, że sprawdziły się w 100 procentach. The Toffees co roku na rynku transferowym wydają sporo gotówki, a efektów jak nie było, tak nie ma.

Obecnie ciężko jest rozliczać Ancelottiego z jego pierwszego pełnego sezonu na Goodison Park. Celem miał być awans do pucharów. Jeżeli nie uda się tego zrealizować, z pewnością będzie to można Włochowi wypominać. Jednak myślę, że ludzie zarządzający Evertonem powinni popatrzeć szerzej na całą sprawę i zastanowić się nad dalszymi losami klubami. W końcu to nie przypadek, że w ostatniej dekadzie The Tofees tylko dwukrotnie występowali w Lidze Europy i ani razu w Lidze Mistrzów. Widać, że na Goodison Park mają ambitne plany. Jednak trzeba je jeszcze umieć zrealizować. A z tym idzie im znacznie gorzej.

Zdjęcie: Everton/Twitter

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,690FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ