Po krótkiej przerwie z powodu przerwy reprezentacyjnej wracamy do omawiania wydarzeń z boisk Premier League. Po 4. kolejce standardowo omawiamy szerzej 5 wybranych tematów. Przygotowanie Arsenalu na kontuzje, duży plus na konto Iraoli, pomysł na środek pola Thomasa Franka, Chelsea przeciwko nisko broniącym rywalom oraz powró na szczyt Erlinga Haalanda. Oto wątki, które poruszamy w poniższym podsumowaniu.
Arsenal jest przygotowany na najgorsze
Czynników, przez które Arsenal w poprzednim sezonie tak szybko odpadł z wyścigu o tytuł mistrza Anglii było wiele, ale gdybyśmy mieli wskazać ten najpoważniejszy, byłyby to kontuzje, na które Kanonierzy nie byli przygotowani. Zwłaszcza w ofensywie Kanonierzy nie mieli wystarczającej liczby opcji i długotrwałe kontuzje Saki oraz Havertza, a także krótsze kontuzje znacząco utrudniły zespołowi regularne punktowanie. Letnie okienko transferowe zostało poprowadzone przez nowego dyrektora sportowego, Andreę Bertę w taki sposób, jakby rozwiązanie tego problemu było celem nadrzędnym.
Noni Madueke vs Nottingham Forest pic.twitter.com/vlVTt5Ld2y
— 👨🏽🦯➡️ (@user84848384) September 13, 2025
Już w pierwszych kolejkach tego sezonu kluczowe elementy w układance Mikela Artety wypadły z gry. Bukayo Saka w drugiej serii gier doznał urazu. William Saliba – w trzeciej. Martin Odegaard nie był gotowy na grę od 1. minuty z Liverpoolem, a w ten weekend przeciwko Leeds (3:0) opuścił boisko w pierwszej połowie. Dla Arsenalu nie był to jednak problem. Na środku obrony Salibę świetnie zastępuje sprowadzony latem Cristhian Mosquera. W buty Bukayo Saki wszedł inny nowy nabytek, Noni Madueke, który gdyby nie dublet Martina Zubimendiego zasłużyłby na tytuł zawodnika meczu przeciwko Leeds. W miejsce Odegaarda wszedł wychowanek Ethan Nwaneri, ale opcją jest także Eberechi Eze. Arsenal ma głębię składu, z którą problemy z poprzedniego sezonu już się nie powtórzą.
Sprzedaże kluczowych zawodników to nie problem dla Bournemouth
Szukając przed startem sezonu zespołów, dla których będzie to trudniejszy rok od poprzedniego jednym z najczęściej wymienianych klubów było Bournemouth. W lecie Wisienki straciły niemal całą linię obrony, a nowi pracodawcy tych zawodników tylko świadczą o tym jaką wartość wnosili do zespołu. Dean Huijsen odszedł do Realu Madryt, Ilya Zabarnyi do PSG, a Milos Kerkez do Liverpoolu. Wypożyczenie Kepy Arrizabalagi dobiegło natomiast końca, a Hiszpan odszedł z Chelsea do Arsenalu. Andoni Iraola stanął więc przed wyjątkowo trudnym zadaniem, aby poskładać drużynę.
Pierwszy mecz z Liverpoolem zasugerował, że z defensywą będą mieć problemy, ale nic bardziej mylnego. Trzy kolejne mecze to dwa czyste konta, tylko jeden stracony gol i komplet punktów (w minionej kolejce 2:1 z Brighton). W żadnym z tych trzech spotkań przeciwnicy nie przekroczyli wartości jednego gola oczekiwanego (xG). Bournemouth bardzo dobrze funkcjonuje w wysokim pressingu, więc obrońcy nie mają wiele pracy, ale w takim sposobie grania cały zespół musi dobrze funkcjonować i odpowiednio przesuwać. Po starcie sezonu The Cherries musimy zapisać kolejny duży plus po stronie Andoniego Iraoli (a także pionu sportowego klubu za transfery), który w ogóle nie potrzebował czasu, aby dopasować do siebie wszystkie puzzle.
Thomas Frank nie potrzebuje typowej „10-tki”
Narracja wokół Tottenhamu od początku sezonu została zdominowana przez pryzmat zawodnika, który ma grać jako ofensywny pomocnik. Przypomnijmy: w trakcie okresu przygotowawczego poważnej kontuzji nabawił się James Maddison, a niedostępny z powodu urazu przez dłuższy czas będzie także Dejan Kulusevski. Thomas Frank musiał więc kombinować i rozpoczął sezon ustawiając na tej pozycji Pape Matar Sarra. Klub wspomógł jednak trenera sprowadzając Xaviego Simonsa. Holender zadebiutował od razu w wyjściowej jedenastce przeciwko West Hamowi (3:0), ale został ustawiony na lewym skrzydle, a środek pomocy nadal nie obejmował żadnego nominalnego ofensywnego pomocnika.
Oczywiście, Simons w swojej karierze najwięcej meczów rozegrał jako lewy pomocnik/skrzydłowy i w fazie posiadania piłki schodził do środka. W meczu z West Hamem lewym obrońcą był Djed Spence, prawonożny piłkarz, więc nieczęsto dawał mu okazję do zejścia do środka. Thomas Frank w środku pomocy ustawił Palhinhę, Bergvalla i Sarra. Szwed i Senegalczyk najczęściej ustawiali się wyżej, a Tottenham bardzo rzadko grał przez środkową strefę boiska. Szukał progresji piłki przez boczne sektory, a szanse chciał tworzyć poprzez dośrodkowania – zarówno z gry, jak i stałych fragmentów. Thomas Frank dał sygnał, że wcale nie musi potrzebować kreatywnego piłkarza w środku pola, natomiast Tottenham w ataku pozycyjnym nie był tak dobry, jak wskazuje wynik, który podyktowany jest grą w przewadze od 54. minuty po czerwonej kartce Tomasa Soucka.
Chelsea nie do końca przekonuje przeciwko głęboko broniącym rywalom
Po czterech kolejkach Premier League Chelsea zgromadziła 8 punktów. The Blues na razie grali z przeciwnikami, którzy podeszli do rywalizacji z nimi z zamiarem oddania inicjatywy i czekania na kontrataki. Liczba „oczek” wskazuje, że zespół Enzo Mareski dobrze poradził sobie z tymi testami, natomiast gra w ataku pozycyjnym nie była do końca przekonująca. W pierwszym spotkaniu przeciwko Crystal Palace padł bezbramkowy remis. Następnie Chelsea wysoko pokonała West Ham (5:1), jednak aż trzy bramki strzelili po rzutach rożnych. W ten sam sposób The Blues otworzyli wynik spotkania z Fulham (2:0).
Oczywiście, to dobrze, że Chelsea potrafi trafiać do siatki innymi sposobami. Patrząc jednak tylko na atak pozycyjny, nie wszystko się zgadza i wydaje się, że Enzo Maresca również jest tego zdania. W starciu z Brentford (2:2) w drugiej połowie po potrójnej zmianie i wprowadzeniu trzech ważnych graczy (Cucurella, James, Palmer) włoski szkoleniowiec zdecydował się na zmianę ustawienia w rozegraniu. Z trzech obrońców przeszedł na dwóch stoperów, ustawiając więcej zawodników w środku pola. Gra The Blues się ożywiła, z pozycji przegrywającego wyszli na prowadzenie, ale nie zdołali utrzymać korzystnego rezultatu do końca.
Erling Haaland znów jest największą gwiazdą Premier League
Hitem 4. kolejki Premier League były derby Manchesteru, w których City na własnym stadionie pokonali United (3:0). Dublet ustrzelił Erling Haaland, dla którego było to czwarte i piąte trafienie w obecnym sezonie ligowym. W poprzednim sezonie to Mohamed Salah był największą gwiazdą ligi. To on notował najlepsze liczby i był twarzą Premier League. Na starcie obecnych rozgrywek tytuł ten pomału wraca w ręce norweskiego napastnika Manchesteru City. Można debatować kto jest obecnie najlepszym piłkarzem Premier League, natomiast największe zainteresowanie zawsze przyciągają punkty w klasyfikacji kanadyjskiej (zwłaszcza gole), a tutaj Haaland wydaje się być nieosiągalny dla reszty.
System gry Manchesteru City nadal ustawiony jest pod tworzenie okazji dla Erlinga Halaanda, natomiast na starcie sezonu stwarza on Norwegowi więcej szans niż kilka miesięcy wcześniej. Benefitem dla 25-latka jest zmiana nastawienia zespołu do stref, w których posiadają piłkę. Manchester City rzadziej spycha rywali w pole karne, a częściej buduje akcje w tercji obronnej lub środkowej. Dla Haalanda oznacza to więcej przestrzeni. Nie tylko za linią obrony, ale także w momencie przyjęcia piłki tyłem do bramki, ponieważ formacje przeciwnika nie są ustawione tak blisko siebie. A Norweg jest piłkarzem, który gra lepiej im ma więcej miejsca. W niedzielę na Etihad poza dwoma bramkami był bardzo efektywny w niemal każdym kontakcie z piłką (których oczywiście nie miał dużo, bo nie taka jest jego rola).
Manchester City 3:0 Manchester United
Co jeszcze działo się w 4. kolejce Premier League?
- Liderem tabeli ciągle pozostaje Liverpool, który ma komplet punktów. Zwycięstwo z Burnley (1:0) było także czwartym, które zostało wywalczone w końcówce spotkania. W doliczonym czasie gry z rzutu karnego do siatki trafił Mohammed Salah.
- Aston Villa po czterech kolejkach nadal nie zdobyła bramki. W sobotę zremisowali bezbramkowo na wyjeździe z Evertonem.
- Bezbramkowym remisem zakończyło się również spotkanie Sunderlandu z Crystal Palace na Stadium of Light. Dla gospodarzy to cenny punkt, dla gości – trzecie czyste konto w czwartym meczu (stracili tylko jedną bramkę).
- Trzy czyste konta ma także Newcastle, ale w tej kolejce wygrali dopiero pierwsze spotkanie w tym sezonie Premier League. Gola na wagę trzech punktów w domowym meczu z Wolves (1:0) zdobył Nick Woltemade, dla którego był to debiut w barwach Srok.
- Pierwsze zwycięstwo w tym sezonie odniosło również Fulham, wygrywając na własnym stadionie z Leeds (1:0). Trzy punkty zapewnił gol samobójczy w doliczonym czasie gry.