Kiedy Chelsea kupowała w „Deadline Day” argentyńskiego pomocnika i jednego z najlepszych piłkarzy mundialu w Katarze, to cały piłkarski świat zastanawiał się (łącznie ze mną), czy piłkarz który zagrał kilka dobrych meczów na mundialu i kilkanaście świetnych meczów w portugalskiej lidze, jest wart takich pieniędzy – 127 milionów euro (oczywiście wszystko spłacane w ratach). Odpowiem krótko i na treściwie – jest wart. I tak – można to stwierdzić już po kilku meczach w barwach „The Blues”. Enzo Fernandez, bo o nim rzecz jasna mowa, to piłkarz który wzniósł środek pola Chelsea na absolutne wyżyny, wskazując jednocześnie główny problem jaki doskwierał wcześniej klubowi z niebieskiej części Londynu. A więc trudność z kreacją sytuacji i podejmowaniem odważnych decyzji przez pomocników.
Jakkolwiek to nie zabrzmi, Enzo to piłkarz który nie potrafi nie podać piłki do przodu. 22-latek zawsze szuka rozwiązań, które pomogą jego kolegom i sprawią, że będzie im łatwiej odnaleźć drogę do bramki. Szuka nieszablonowych rozwiązań, zachowując przy tym wszystkim niesamowity spokój i pewność siebie. Wszystko skazuje na to, że Todd Boehly nie popełnił aktu szaleństwa tylko ubił naprawdę solidny interes. Argentyński pomocnik z każdym kolejnym meczem pokazuje bowiem, że jest piłkarzem światowej klasy, a mistrzem świata nie został z przypadku.
Pewność siebie i wszechstronność
To główne cechy, które Enzo Fernandez wniósł do gry Chelsea. Środek pola z Argentyńczykiem wygląda o niebo lepiej niż jeszcze na początku 2023 roku. Większość podań idzie do przodu, nie tak jak za jego poprzednika – Jorginho. Kibice mieli dosyć poczynań mistrza Europy, jednocześnie, obawiając się, że oddanie Włocha do Arsenalu może być błędem, a Enzo może po prostu nie wypalić. Obawy te okazały się niepotrzebne, a za Jorginho już nikt raczej na Stamford Bridge nie tęskni. Często narzekano na grę do tyłu, ciągłe spowalnianie gry przez Włocha. Tego u Enzo nie ma, stara się jak najbardziej to możliwe przyspieszać grę, zmieniając jej tempo, gdy tylko trzeba, bądź gdy po prostu Argentyńczyk ma na to ochotę. Gołym okiem widać, że to piłkarz najwyższej klasy, który z marszu zarezerwował sobie miejsce w podstawowym składzie. Teraz jedynym problemem środka pola Chelsea jest to, kogo dopasować do ofensywnie i wszechstronnie grającego mistrza świata.
Trzon układanki
Wraca powoli po kontuzji N’Golo Kante, który byłby idealną równowagą dla Enzo. Francuz zawsze świetnie zabezpieczał tak zwane „tyły”, a pod okiem Maurizio Sarriego rozwinął się również w ofensywie. Obawą z pewnością jest brak nowego kontraktu, a dokładniej jego zbliżający się koniec, wiek Francuza, który nieubłaganie rośnie oraz ryzyko nowych kontuzji, które mogą nawracać. Jest też Mateo Kovacić, który odkąd Enzo wszedł z otwartymi drzwiami do składu, znowu wraca do świetnej gry, przypomina sobie najlepsze lata i jest idealnym uzupełnieniem środka pola. Sprawia wrażenie człowieka, który dostał drugie życie, a granie u boku Argentyńczyka daje mu niesamowitą radość z gry i jeszcze większą chęć rozwijania się.
Pozostali zawodnicy Chelsea to raczej piłkarze podobni profilowo do Enzo – Ruben Loftus-Cheek czy Conor Callagher. Z racji na podobieństwo w ich stylu gry mogą się zatem sprawdzać jako solidni zmiennicy. Chyba, że Graham Potter zmieni system gry na trzech pomocników w środku pola. Jednakże na to się nie zanosi, patrząc na wzrastającą formę Reece James’a czy Bena Chillwela. Skoro ci dwaj Anglicy są zdrowi to granie systemem z wahadłowymi jest wręcz obowiązkiem i grzechem byłoby nieskorzystanie z takich opcji w swoim składzie. Na szczęście Graham Potter o tym doskonale wie. Dlatego Enzo na ten moment nie jest tylko zawodnikiem podstawowego składu „The Blues”, ale również zawodnikiem kluczowym od którego powinno się zaczynać budowanie składu. Bez Argentyńczyka ani rusz.
Powiew świeżości
Jak już wspomniałem, Enzo wniósł do Chelsea coś kompletnie nowego. Rzucił światło na istniejące problemy i stał się kluczem do ich rozwikłania. Zagrał w Premier League 7. spotkań i już zaliczył dwie asysty (i to jakie!). Kai Havertz i Joao Felix gdyby nie wykorzystali tych pięknych piłek od Argentyńczyka, mogliby już na Stamford Bridge nie wracać. Poza tym Enzo Fernandez zagrał łącznie w Premier League 624. minuty, a już ma najwięcej asyst ze wszystkich zawodników Chelsea w całym sezonie. Jak już wspominałem aż dwie. Wstyd dla pozostałych.
Ponadto, 22-latek króluje w statystyce odzyskanych piłek, biorąc pod uwagę mecze w których zagrał. Żaden zawodnik „The Blues” nie robi tego tak często od czasu przyjścia mistrza świata. Ponadto Argentyńczyk jest pierwszym zawodnikiem w tym sezonie, który w jednym meczu zanotował ponad dziesięć celnych długich podań. Brzmi to trochę absurdalnie, ale to nie koniec. Jakby było mało jest również najlepszym zawodnikiem w całej Premier League, jeśli chodzi o średnią liczbę dotknięć piłki na mecz (107) oraz średnią liczbę „progresywnych podań” na mecz (10.3). Przypominam, że zagrał jak dotychczas 7. spotkań na angielskich boiskach.
Urodzony lider
Mistrzem świata nie zostaje się z przypadku i Enzo to pokazuje. Poza tym zachowuje się jak kapitan lub jak człowiek, któremu można wierzyć, ufać i przestawiać dla niego mosty. Gdy Graham Potter był już u kresu swojej pracy w Chelsea – Enzo nawoływał o spokój. Twierdził, że drużyna jest z trenerem, zespół idzie do przodu i na wszystko potrzeba czasu. Czy robił to specjalnie lub pod tak zwaną publiczkę? Możliwe. Jednak miał odwagę takie coś powiedzieć, a to już wiele znaczy, pewnie dla angielskiego trenera jak i dla całego zespołu. Enzo to główna twarz projektu Todda Boehly’ego i trzeba to mówić głośno.
Kosztował kupę kasy i musi zrobić wszystko, aby pokazać swoją wartość. Na razie robi wszystko idealnie i oby to „na razie” trwało jak najdłużej, a najlepiej na zawsze dla kibiców Chelsea jak i dla całej Premier League. Tacy piłkarze to skarb, a ze skarbami trzeba umieć się obchodzić. Diament w czystej postaci, o którego dbanie to obowiązek połączony z przyjemnością.
aut. Mateusz Topolski